każdego intelektualisty, pe| _ rzeczywistości nie ma to żadne.
t
<Ju przyznawać się do nieznajomości Joyce’a. Moja własnav blioteka, jak zresztą biblioteka każdego intelektualisty
znaczenia, gdyż jest ona wystarczająco rozległa, by takie pUs( miejsca nic rzucały się w oczy — i tak przecież we wszystkichro? mowach szybko przeskakujemy z jednej książki na drugą.
Wbrew pozorom wymiana zdań na temat jakiejś książki naj.
ści, rozciągającej się na wszystkie dzieła uchodzące zaważy wdanym momencie kultury i konstytuujące ów dokument. 1 tak naprawdę 1 icz\ się przede wszystkim ta całość, którą będę tu na. I zywał w spoiną b i b 1 i o t c k ą. ló właśnie w niej trzeba umieć się orientować, ona jest głów ną stawką w grze, jaką są rozmowy o literaturze. Chodzi tu o opanowanie relacji między wieloma elementami systemu, a nic tego czv innego elementu, nieznajo-mość nawet znacznej liczby poszczególnych elementów bynajmniej w niczym nam nic powinna przeszkadzać.
Można śmiało powiedzieć, że juz w chwili, w której książka wkracza w pole naszej percepcji, przestaje być nam nic znana, a to, że nic ponadto o niej nic wiemy, wcale nic przeszkadza nam o niej rozmyślać i rozmawiać. Jeszcze przed otwarciem książki sam tytuł jest dla nas jakąś wskazówką, sam rzut oka na okładkę wystarczy, by otwarty umysł człowieka w\kształconego wytworzył serię wrażeń i konotacji, które szybko przekształcają się w pierwszą opinię, tym łatwiej formułowaną, im w iększe jest jego obycie w kulturze. Takie spotkanie z książką, nawet jeszcze nie otwartą, może być dla nie-czytelnika początkiem autentycznego przyswojenia. 1 nie ma takiej książki nie znanej, która nk przestałaby być nie znana - przynajmniej w pew nym stopniu-już po pierwszym spotkaniu.
Niezwykłość postawy Musilowskiego bibliotekarza wobec ksia zek polega na tym, ze me jest ona bierna, lecz czynna. Wielu lu
dzi wykształconych zalicza się do nie-czytelników, lub odwrotnie, wielu nie-czytelników to ludzie wykształceni, gdyż nie-czy-tanie nie jest wcale po prostu nieczytaniem. Nie-czytanie jest działaniem polegającym na szukaniu właściwej postawy wobec ogromnej masy książek, która w innym wypadku mogłaby nas przytłoczyć. Dlatego warto go bronić, a nawet nauczać.
Oczywiście dla niedoświadczonego obserwatora nic nie wydaje się bardziej podobne do nieczytania niż nie-czytanie. Trudno też o kogoś bardziej podobnego do osoby, która nie czyta, niż osoba, która nie-czyta. Ale wystarczy uważniej przyjrzeć się ich zachowaniu wobec jakiejś książki, by utwierdzić się w przekonaniu o odmienności zarówno ich postaw, jak i motywacji.
W pierwszym przypadku człowiek nic czytający nie jest zainteresowany książką, rozumianą tutaj jednocześnie jako zawartość i usytuowanie. Dla takiego człowieka związki tego utworu
z innymi są równie mało interesujące jak jego temat i treść. Przed czytaniem bynajmniej nie powstrzymuje go obawa, że poświęcenie zbyt wielkiej uwagi jednej książce może oznaczać
zlekceważenie pozostałych.
W drugim przypadku nic-c/ytclmk. powstrzymuje mc od tej czynności jedynie po to. by - jak Musflowski bibliotekarz -uchwycić istotc książki, jej usytuowanie w systemie relacji z innymi książkami. Nie chodzi O to. ze książka jest mu obojętna, wręcz przeciwnie - do takiego postępowania skłania go głębo* kie zrozumienie ścisłego związku między jej za w r tością a usytuowaniem. Jest to p 'stawa mądrzejsza niż ta. kt rą reprezentują nieraz ludzie czytający du i jeśli sic nad tym głębiej zastanowić, świadcząca o większym s/atunku dla książki