Dalszy ciąg rozważań Montaigne’a o czytaniu wydaje Sję. bardziej zadziwiający. Przedstawiwszy powody, dla któryś "
cowal swój system notatek, oraz objaśniwszy rządzące
y
h
dy, postanawia pojsc dalej i zapoznać czytelnika z kilKOma kładami, a więc opowiedzieć mu o książkach, o których
czytał
sam
*
przypomnieć.
własnoręcznie sporządzonych notatek:
%
siW
Oto co pomieściłem, jakie dziesięć lat temu, na moim Guicciardinimjwj^ kolwiek bowiem języku mówią do mnie książki, ja mówię do nich w moim" czystym)1.
Pierwszym autorem w ten sposób „skomentowanym” jestI{ nesansowy historyk Guicciardini. Montaigne ocenił go niegdyś
jako „sumiennego historiografa"2 3, wielce wiarygodnego,^ bardziej że brał udział w wydarzeniach, które opisywał, a laka sprawiającego wrażenie niezbyt skłonnego do schlebiania wiej kim i możnym. Drugim jest Hhp de Commines, któremu Moj. taigne nie skąpi pochwał, podziwiając prostotę jego języka, przejrzystość narracji i brak próżności. Trzecim jest pan duBel lay, autor Pamiętników (KN, +). Montaigne’owi imponują jego wysokie stanowiska, ale wyraża obawę, czy pamiętnikarzniezi bardzo starał się przypodobać królowi".
Montaigne czytający swoje notatki-komentarze do tekst™, o których najpierw nie wiadomo, czy je czytał, a później - gdy przypomina sobie, że jednak tak - czy cokolwiek z nich pamięta, występuje w podwójnej roli. Komentarze te nie są mu zupełnie obce, ale nie są również tak naprawdę jego. Zwłaszcza że cytując je, przekazuje czytelnikowi wrażenia, jakich niegdyś doświadczył w związku z tymi książkami, a nie próbuje wcale
sprawdzić, czy są zgodne z wrażeniami, których mógłby pod ich wpływem doświadczyć dzisiaj.
Dla pisarza, który tak chętnie jak on posługuje się cytatami, iest to sytuacja dość dziwna, tym razem bowiem cytuje nie innych, lecz siebie. Można powiedzieć, że znika jakakolwiek różnica między cytatem a autocytatem, gdyż Montaigne zapomniawszy, co miał do powiedzenia o tych autorach, a nawet że w ogóle miał o nich coś do powiedzenia, staje się sam dla siebie kimś obcym. Luki pamięci oddzielają go od jego dawnego Ja i sprawiają, że lektura własnych notatek staje się czymś w rodzaju próby odnalezienia siebie.
Niezależnie od tego, jak niezwykły mógłby wydawać się omówiony powyżej pomysł z notatkami, trzeba przyznać, że Montaigne jedynie wyciągnął wszystkie konsekwencje z sytuacji, którą zna każdy człowiek żyjący w świecie książek, wszystko jedno, czyje czyta, czy przegląda i jaki jest stan jego pamięci. Nawet jeśli jest święcie przekonany, że wszystko wiernie zapamiętuje, w istocie pozostaje mu z tych lektur (z notatkami czy bez) kilka luźnych wspomnień dryfujących po oceanie zapomnienia.
To jeszcze nie koniec niespodzianek, jakie czekają czytelnika Montaigne’a. Okazuje się, że nie tylko zapomina on książki n-nych autorów - do tego stopnia, że nie jest w st tnie przypomnieć sobie, czyje kiedykolwiek czytał - lecz także niewiele więcej pamięta z tego, co sam napisał:
Nie ma w tym dziwu, jeśli moja książka dzieli los tsl u mnwli i icU. - ■ ... •• -
ja zbywa się tego, co piszę, jak i tego, co czytam: lego. cod.iię. rew mc ..k iczo. co otrzymuję4.
Kiedy Montaigne nie może sobie przypomnieć. CO wlasciw te napisał, dopada go lęk znany ludziom, którzy li,te a p., i c, . . będzie się powtarzał, nawet o tym nie wiedząc, taz nieprzyjemne uczucie, że pragnąc pozostać zbyt wiernym sonie, tt w
Tamże, s. 114.
Tamże.
1 Tamże, s. 114-115.
Tamże, s. 320.