przez Żyda Josela, pańskiego arendarza, w spółce z samym Joselem. Niemcy z tą sprawą wiążą się chyba o tyle, ile że i u nich Jasiek ukradł wieprza.
Postać starszego syna Ślimakowego, Jędrka, udała się p. Prusowi bardzo dobrze. Jest to rzeczywiście typowa postać wiejskiego chłopaka z silnymi rękoma i nogami, dobrego do roboty, z uczuciem nie nadto delikatnym, ale za to z wielką dozą ciekawości i energii. Natura matki, energicznej i rezolutnej, przeważyła w nim naturę ojca. Jego , bójka z Hermanem, którego on „polanem śmignął leciutko w łeb może ze dwa razy, no... niechby trzy" — jest rze'cz tak drobna, a nawet jest areszt za tę bójkę taki mało ważny, że czynić z tej „sąsiedzkiej rzeczy" jakiś poważny zarzut Niemcom byłoby śmiesznym.
Daleko ważniejszym i cięższym jest zarzut co do Owczarza i sieroty, ale zarzut ten w zupełności spada na samego Ślimaka. Nieludzkie wypędzenie Owczarza z małym dzieckiem na mróz po skradzeniu koni bardzo niekorzystnie świadczy, nie tylko o energii i przemyślności, ale i o moralnej stronie Ślimaka. Zamiast wytężyć wszystkie siły ciała i umysłu na wyśledzenie złodziejów za świeżym tropem —' co w zimowej porze byłoby rzeczą wcale łatwą, i w tym byłoby sprawiedliwszym, że Ślimak głównie sam tu zawinił — on nasamprzód niemiłosiernie obił chorego sługę, a potem wypędził go z małym dzieckiem na ręku, a sam ani się ruszył z domu. Rzecz to do tego stopnia dziwna, że aż wydaje mi się nieprawdziwą. Bądź co bądź jednak, przyplątać w jakikolwiek bądź sposób Niemców do tej fatalnej historii byłoby prostą niedorzecznością.
A przecież właśnie śmierć Owczarza i małej sieroty posłużyła bezpośrednią przyczyną głównej katastrofy — pożaru Ślimakowych budynków. Rzecz oczywista, że „głupia Zośka" dokonała zemsty za swą dziewuchę zupełnie niezależnie od Niemcówj tych ostatnich widzimy tu tylko przy gaszeniu pożaru, „jak szli w ogień jak na tańce śmiejąc się i wyprzedzając" — ale to przecież nie może być podstawą jakiegokolwiek bądź zarzutu, ale jest tylko trafnie pochwyconym rysem charakterystycznym.
i 54
W reszcie i ostatni, najcięższy cios, jaki dotknął Ślimaka — choroba i śmierć żony — w żaden sposób nie był spowodowany przez Niemców. Po wieczornej pijatyce wracał Ślimak z żoną w zimie do domu; zgrzana i podocho-cona kobieta wyszła na mróz w porozpinanej sukmanie i umarła wskutek zapalenia płuc, a nie ze zgryzoty za czymkolwiek bądź. I ta katastrofa mogłaby była spotkać Ślimaka w każdej chwili, gdyby o Niemcach nawet słuchu w jego wsi nie było.
I mimo to wszystko, mimo iż Niemcy prócz nakłaniania ustnego i odsunięcia Ślimaka od chwilowego zarobku przy budowie kolei nie wywierają na niego żadnej innej presji i mimo grożącej im ruiny nie przypuszczają ani jednego szturmu na serio — placówka upada, tj. Ślimak upada na duchu, zgadza się na sprzedaż ziemi, i trzeba było aż nadludzkiego wysiłku konającej żony, by go odwieść od tego zamiaru, trzeba było nadto całego szeregu czysto paradoksalnych zjawisk, by go podźwignąć z duchowego upadku. Bo czyż .to nie paradoksalne zjawisko, że dopiero Żyd w spółce z księdzem ratują, chłopa? Że to nie jest fakt typowy, o tym nie ma co i mówić! Czyż miałby on mieć w Placówce jakieś symboliczne znaczenie? Bo przecież trudno przypuścić, by pisarz tak dokładnie ważący szczegóły, rzucił to paradoksalne rozwiązanie swego dramatu bez żadnego znaczenia, bez jakiegoś osobliwego zamiaru. Czy chciałby p. Prus'wyrazić takim sposobem myśl, że po szlachcicu, od którego upadku zaczynają się wszystkie nieszczęścia chłopa polskiego, pozostają dla tegoż chłopa dwaj lepsi i pewniejsi przyjaciele — Żyd i ksiądz? Nie śmiałbym coś podobnego twierdzić, chociaż po uważnym przeczytaniu Placówki mimo woli nasuwają się podobne myśli.
IV - „
Przypatrzmy się teraz bliżej tym dwom potęgom, które tak wielki wpływ wywierają na losy chłopa polskiego: dworowi i Niemcom kolonistom, rozumie się zawsze trzy-
155