brzy ludzie, spokojni 1 sprawiedliwi! a jednak wszystko, co od nich, nieszczęście przynosi, wszystko, nie tylko od nich doznane, nawet im wyrządzone dobrodziejstwo. Nie wpuścili mu nigdy bydia w zboże — lamentuje chłop — nie uszczknęli Jednej trawy, a zagubili jego, rodzinę, dobytek. Zda się, że sama ich obecność na tej polskiej ziemi jest złowroga, i czytając opis nieubłaganej, cichej z nimi walki, podobnej do mocowania się wiecznego żywiołów, ma się uczucie, że jest to wbrew jakimś tajemnym prawom przeznaczenia, ażeby oni siedzieli na tym zagonie. Odkąd pan sprzedał majątek kolonistom, zaczęło się prawie zaraz żle dziać biednemu chłopu, co miał kilka morgów gruntu wśród pól niegdyś dworskich, zamienionych na niemieckie udziały. Sprzedaje krowę, bo mu nie chcą wynajmować łąki, odprawia dziewkę, bo coraz mniej roboty, dziecko mu tonie w deszczowej wodzie, która się teraz wobec kolejowego nasypu i grobli gromadzi na jego roli; a kiedy zaczął zapominać i raz podpił sobie na frasunek, ukradli mu konie przez zemstę, że złodzieja od Niemców odpędził. Parobek poszedł ich szukać i zmarzł nocą z dzieckiem na ręku, ze „znajdą", córką wariatki, którą przytulił do siebie. A kiedy żona chłopu w izbie konała, wariatka podpaliła mu chałupę w głupiej, bezmyślnej rozpaczy. Tak wszystko wiąże się w łańcuch, którego ostatnim ogniwem Niemcy, kolej, cywilizacja i Żyd, co z Niemcami trzyma. Pomocy znikąd, bo nie ma już dworu, więc nie ma zarobkuj a Niemcy nie wyrządzili chłopu na pozór żadnej krzywdy, tylko, kiedy ich pieniądze odepchnął i nie chciał sprzedać ojcowizny, czując, że póki ma tę czarną, polską ziemię, karmicielkę, nie zginie, wtedy po prostu nie dali mu — roboty. (Nieubłaganie, spokojnie i bez krzyczącej niesprawiedliwości byliby zniszczyli rodzinę, gdyby umierająca żona, rozsądek i energia całego domu, nie kazała przysiąc mężowi, że gruntu nie sprzeda. Boć ona nie chce, aby ją grzebali jak komornicę, lecz jak „gospodynię"./Przebieg powieści tak smutny, że nie chce się bardzo wierzyć zakończeniu, które by nawet autor brutalną sceną w chałupie rad zatrzeć i osłonić. Bo pokłócili się Niemcy
między sobą, źle się obliczyli — sąsiedźi i wrogowie naszego chłopa muszą wieś opuścić.
„Mój Robakul czy to tylko prawda?"*4
Głuchą wątpliwość budzi ten koniec, choć dość dobrze umotywowany, wobec realistycznego nastroju opowieści. Jest to istotny realizm zarówno w języku, który autor u ludu Królestwa Kongresowego równie dobrze, jeżeli nie lepiej, podsłuchał jak komediopisarze w okolicach Krakowa lub Jasła, jako też w obyczaju, w uczuciach, w mrocznej psychologii. Mówimy tu o głównych postaciach, bo wieś cała, dwór, karczmarz, nawet Niemcy, prócz sympatycznych sylwetek bakałarza i córki, są traktowani pobieżnie i szkicowo. Wystaje tylko z tłumu Zośka podpalaczka, której wariactwo nie odjęło instynktu i jakiejś nieświadomej chy-trości, i rysuje się wyraźniej żandarm, co nigdy winnego nie schwyci, może ze złodziejami; nawet trzyma, a każdą rewizję na wsi kończy pogawędką, wśród której mimochodem każe sobie wynieść kurę na bryczkę i dodać garnek masła. Jak poezja, jak zapał, tak i satyra przycicha w tej biednej książce, drukowanej w Warszawie. flEato w rodzinię^kióiej_dzieje-csytamyT-spotyka-się>szeju.
reg wybornie nakreślonych, .typówrktóre razem pozwalają zajrzeć w chłopską duszę, szereg studiów poważnych? -zdolnych zająć i zatrzymać uwagę, jak to w ogóle jest nie najmniejszą niniejszej książki, zaletą, że daje do myślenia i do obserwacji pobudza. I tak , uderza tu na przykład różnicą temperamentu u chłopa i jego żony, energia po stronie kobiety, miękkość natury i mimo gwałtowności miękkość serca u mężczyzny. U baby rozsądek, u chłopa , skłonność do'rozmyślania bez przedmiotu i celu, do jakiegoś ukrytego, ludowego marzycielstwa, które w tej formie jest właściwie tylko lenistwem. Za polami chłopa, w kolonii niemieckiej, gdyby tam p. Prus był zechciał kilka postaci wyróżnić, wyprowadzić na pierwszy plan i oświecić, odwrotny ukazałby się pewno stosunek między usposobieniem mężczyzny i kobiety. Ale wśród tych normal-
M Słowa Sędziego w Panu Tadeuszu, k«. VI, w. 192.
167