jyEHAMD SCHECHNE*
piłkarskie — każde | tych ciał stanowi maja-lila ludzkich możliwości. I jakkolwiek wiele istniałoby gatunków przedstawień, wciąż mogą zaistnieć inne, niesłychane, mogą istnieć granice naturalnej równowagi, jednak wynalazki nowych cykl utraty równowagi i ponownego jej przywracania wedle nieznanych jtnett kodów nie znają żadnych granic. I tak samo jak z ciałem jest z myślą i z duchem: naginać i przekształcać — oto istota jogi i maja-lila.
Cykl dek onstrukcji i rekonstrukcji zaczyna się od ciała, ale nie kończy się na nim. Gdzie indziej opisałem szczegółowo, jak igra się w tym procesie z osobistym doświadczeniem życiowym aktora, z materiałem wytworzonym lub odsłoniętym w czasie prób i warsztatów, lub nawet odkrytym w czasie publicznych przedstawień. Barba zauważył generalną zasadę: nierównowaga rozmyślnie wniesiona w pozornie stabilne systemy zmusza do poszukiwania nowej równowagi. Ustalone w tradycji relacje ciała i umysłu powszednieją, a wprowadzona nierównowaga zmusza, by wynaleźć nowe, „poza-codzienne” techniki — które po jakimś czasie spowszednieją także. Łatwo można wskazać potwierdzające to przykłady: nie tylko tam nawet, gdzie się ich spodziewamy — w praktykach zachodniej awangardy — ale i w tak, zdawałoby się, nieoczekiwanych miejscach, jak japoński teatr no albo rytualne przedstawienia amerykańskich Indian.
Wnioski
[...] Spójrzmy [...] na zabawę jako na zawsze obecne, podstawowe continuum doświadczenia — tak jak głosi teoria maja-lila. Zwykłe życie odgrodzone jest siatką od zabawy, ale zabawa nieustannie przenika przez najdrobniejsze nawet otwory w tej siatce — nie ma bowiem czegoś takiego jak absolutna nie-przepuszczalność; nie ma zupełnie ślepych ścian. Cokolwiek ludzie zrobiliby, zabawa znajdzie sobie drogę — czas bananowy zawsze nam towarzyszy, nawet na sali operacyjnej albo w celi śmierci.
[...] Rzeczywistości złudy mogą stać się drogą ku ciemnym światom demonów, wiedźm, przekleństw, czarnej magii, choroby, tortur i śmierci. Niełatwo jest nowoczesnym pozytywistom wczuć się w podobne rzeczywistości innych kultur, wrócić do procesu czarownic w Salem w XVII wieku; a nawet zachować pamięć o Holokauście.
Praca i inne powszednie zatrudnienia stale karmią się leżącymi niżej pokładami zabawy; modus zabawy odświeża, przywraca energię, podsuwa niezwykłe sposoby traktowania bieżących spraw. Wzmaga intuicję, daje wytchnienie, otwartość i nade wszystko rozluźnia. Ten luz (giętkość, elastyczność, płynność, rozproszona uwaga, swobodne błądzenie po manowcach) implikują takie wyrażenia, jak „igrać z myślami” lub „bawić się pomysłem”. W stanie lu-
Ol atwiej odkrywa się nowe konfiguracje i meandry idei czy doświadczeń.
Proces wytrącania z równowagi i ponownego jej przywracania, na który zwraca uwagę Barba, odbywa się na poziomie myślowym, podobnie jak na fizycznym, psychofizycznym, duchowym i metafizycznym.
Zabawa odbywa się jednocześnie na wielu poziomach. Podstawę istnienia stanowi maja-lila, ciągła konstrukcja i dekonstrukcja, niszczenie i stwarzanie. Podobnie jak teofanii Kryszny, głębokiej zabawie nie można przyglądać się zbyt długo — jest równie przerażająca, jak podniecająca; oślepiająca, jak i piękna.
Aby żyć powszednim życiem — tyciem pracy i zabaw w zwykłym sensie — ludzie zbudowali lub wynaleźli „kultury”. Poszczególne gatunki zabawy — zabawa, gra, sport, sztuka i religia — stanowią część tych „kultur”; są zabawami wewnątrz kultury, która jest wewnątrz maja-lila.
Jakkolwiek potężne byłyby jednak te rozrywki i jakkolwiek „totalne” byłoby życie pracowite, podstawa istnienia, maja-lila, przecieka zarówno do tego życia, jak i do zabaw wszelkich gatunków i przenika je. Czy uważam więc, że maja--lila istnieje poza kulturami i przed nimi? Czy próbuję wprowadzić znów jakąś transcendentną siłę lub energię? Nie można na to pytanie odpowiedzieć prostym „tak” lub „nie”, maja-lila bowiem pożera swój własny ogon — własny ogrom. Każda kultura, a nawet każde indywiduum tworzy swoją własną maja-lila, nawet bytując wewnątrz i opierając się na kosmicznej maja--lila. Maja-lila nie daje się sprowadzić do logiki rozłącznych alternatyw. Jest „pustą przestrzenią, która może bez naszej wiedzy generować miliardy wszechświatów”16.
Mogę stwierdzić, że to zbyt ograniczone, zbyt ścisłe, zbyt pewne — budować teorie zabawy wokół poszczególnych gatunków zabawy; wokół możliwych do określenia „rzeczy”. Oczywiście, istnieją różne gatunki zabaw; to próby, by pomieścić, zniewolić, oszalować, zużytkować i skolonizować zabawę. Czas jednak, by przestać patrzyć na zabawę i jej gatunki tak sztywno i zbadać zabawę — bawienie się — nieustanny podstawowy proces wytrącania z równowagi, rozluźniania, naciągania, wykrzywiania, przestawiania i przekształcania — przenikającą, wybuchową i wywrotową energię, nastrój, który panuje pod, poza i z obydwu stron skoncentrowanej uwagi. (Dlaczego nie „ponad” nią? Nie wiem doprawdy, pewnie to przesąd kulturowy).
Rozdział książki Richarda Schechnera The Futurę of Ritual: Writings on Culture and Performance, która ukazała się w Nowym Jorku i Londynie w 1993 roku.
Przedruk według wydania polskiego: Richard Schechner, Przyszłość rytuału, przeł Tomasz Kubikowski, Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2000, s. 31-38, 40-50 Wymieniono tłumaczenie cytatu z tekstu Barby.
M. Mitchell Waldrop, Do-it-yourself univers, „Science 1987, nr z 20 lutego, s. 845-846.