natur, nawet natur okrutnych. Jeśli pojmować uo ciowość tak, jak dotychczas była ona zgodnie roztuniat na, jest ona skłonnością natury ludzkiej wynikają® ze słabości organów, ruchomości przepony, żywośeft wyobraźni, delikatności nerwów, która prowadzi dE współczucia, dreszczów, podziwu, lęków, niepokoju, płaczu, omdleń, ucieczek, krzyku, utraty rozumu, przeS sady, pogardy i lekceważenia, do pomieszania idei prawdy, dobra i piękna, do niesprawiedliwości i sza--leństwa. Pomnóżcie czułe dusze, a pomnożycie w tejże samej proporcji dobre i złe czyny wszelkiego rodzajua pochwały i nagany niezasłużone.
Poeci, pracujecie dla rodu słabego, ulegającego wapo-a rom i delikatnego, zamknijcie się w harmonijnych, czitM łych i wzruszających elegiach Radne’a; ród ten uciekaj nie od Szekspirowskich jatek; gwałtowne wstrząsy nim są przeznaczone dla tych słabych dusz. Strzeżcie siei przedstawiać im zbyt silne obrazy. Pokażcie im, jeśll| chcecie, jak
Syn w zakrwawionych dłoniach głowę ojca nosi I drżąc jeszcze od zbrodni o zapłatę prosi...,
ale nie posuwajcie eię dalej. Czybyś odważył się razem z Homerem do nich powiedzieć: „Dokąd idziesz, nieszczęsny? Czyż nie wiesz, że Niebo do mnie posyła dzieci nieszczęśliwych ojców? Nie otrzymasz ostatniego pocałunku matki; widzę już ciebie, jak leżysz rozciągnięty na ziemi, widzę już, jak drapieżne ptaki gromadzą się przy twoich zwłokach, wyrywają cl oczy z głowy, bijąc z radości skrzydłamit...” — Wrażenie byłoby jeszcze silniejsze, gdyby rzecz tę, Wygłoszoną przez wielkiego aktora, wzmocniła sztuka deklamacji.
Muszę ci przerwać i zapytać, co sądzisz o owej wazie ofiarowanej Gabrieli de Vergy **, w której ujrzała skrwawione serce kochanka.
pierwszy rozmówca
Odpowiem ci, że należy być konsekwentnym i że ci, których teft widok oburza, nie powinni ścierpieć, aby Edyp pokazywał się z wyłupionymi oczyma, i wypędzić ze sceny Filokteta, cierpiącego od zadanej rany i wyrażającego swój ból nieartykułowanymi krzykami. Starożytni — wydaje mi się — mieli inne od nas wyobrażenie o tragedii, a ci starożytni to byli Grecy, to byli, Ateńczycy, ów lud tak subtelny, który w każdym rodzaju sztuki zostawił wzory nieprześcignione dotąd przez żaden inny naród. Ajschylos, Sofokles, Eurypides nie poświęcali całych lat, aby wywołać jedynie przelotne wrażenie, pierzchające przy wesołej wieczerzy. Chcieli głęboko wzruszyć widza losem nieszczęśliwych; chcieli nie tylko zabawić, ale poprawić swoich współobywateli. Czyżby się mylili? Kazali w tym celu wbiegać na scenę eumenidom i tropić ślady ojcobójcy po zapachu krwi, który uderzał w ich nozdrza. Posiadali zbyt wiele rozsądku, aby oklaskiwać pomyłki 1 niespodzianki, owe sztuczki ze sztyletami, dobre jedynie dla dzieci. Moim zdaniem tragedia jest tylko piękną stronicą historii, przedzieloną określoną liczbą pauz. Oczekują szeryfa41. Przybywa. Przesłuchuje pana tej wsi, żąda od niego, aby odstąpił od swej wiary. Ten odmawia. Szeryf skazuje go na śmierć, zamyka w wię-zieniu. Córka przychodzi prosić o łaskę dla ojca. Szeryf obiecuje, ale za oburzającą cenę. Wyrok śmierci zostaje wykonany. Mieszkańcy wsi ścigają szeryfa; on ucieka przed nimi, Kochanek córki zabija go ciosem sztyletu
87