by o nim właściwie mówić, by go nieustannie przykrawać czy dopasowywać do wytycznych doktryny. I język marksizmu-leninizmu spełnia tę funkcję doskonale, jego głównym zadaniem jest bowiem eliminowanie innych języków, niedopuszczanie do tego, by się formowały i działały. Widoczne jest to szczególnie wyraźnie w tym wszystkim, co dotyczy historii. Marksistowski wykład dziejów budowany w sposób prezentystyczny, tak by odpowiadał bieżącym celom politycznym partii, ma nie tylko wyeliminować ujęcia zorientowane inaczej, apelujące do innych systemów wartości, ma także oddziałać na zwykłe mówienie o faktach, nie poddanych z pozoru bezpośredniej interpretacji ideologicznej. Historia jest przykładem dobitnym, ale tylko przykładem. Chodzi w istocie o coś dużo więcej. Język marksizmu— leninizmu jako typowy język totalitarny stanowi systematyczny gwałt na społecznej świadomości, jest więc — przynajmniej w tej postaci, w jakiej stał się składnikiem realnego socjalizmu — szczególnie agresywnym współczynnikiem ogólnej sytuacji. W swym obecnym kształcie nie integruje on społecznych doświadczeń, nie jest i być nie może ich ekspresją, odgrywa więc rolę antypoznawczą. Ale także swoiście rozumianą rolę antykomuni-kacyjną, skoro — jak wspomniałem — ma przeciwdziałać krystalizowaniu się wszelkich języków społecznych. W Polsce ta atomizacyjna funkcja widoczna jest gołym okiem, nie odgrywa jednak tak wielkiej roli jak w innych krajach obozu, choćby z tej racji, że język Kościoła pozostał nienaruszony, że zglajchszaltowanie społeczeństwa nie osiągnęło nigdy odpowiednio wysokiego poziomu, że nie udało się zniszczyć narodowej pamięci. Tu i ówdzie osiągnięto jednak niemal ideał: tych, co nie mówią językiem marksizmu-leninizmu, uczyniono w istocie społecznymi niemowami. I jest to zrozumiałe, skoro w języku marksizmu-leninizmu wydukać już niczego nie sposób—poza tym, oczywiście, co należy do uświęconej komunistycznej ideologii, a innymi językami publicznie mówić nie można.
Ze społecznego punktu widzenia funkcja atomizacyjna jest zdecydowanie najważniejsza. Powoduje ona szkody nie do ogarnięcia, nie może jednak nigdy zakończyć się pełnym sukcesem. Sam język bowiem jest formą pamięci i zachowuje to, co władza chciałaby raz na zawsze wyeliminować, choćby ślady religijności. Pisał o tym kiedyś głęboko Leszek Kołakowski, dając jako przykład praktyki Pol—Pota w Kambodży; budowie „nowego człowieka’* przeszkadza język, bo przechowują się w nim wartości tradycyjne. Wszelkie ruchy nonkonformistyczne, obywatelskie, niezależne, gdy się je ogląda z przyjętej tutaj perspektywy, można interpretować jako protest przeciw atomizacyjnym funkcjom języka marksizmu—leninizmu, przeciw jego działaniom dezintegracyjnym. Pojawienie się „Solidarności” na polskiej i scenie w roku 1980 spowodowało liczne zmiany w operowaniu mową i
publiczną i z pewnością naruszyło zasady tego systemu komunikacji, jaki obowiązywał w realnym socjalizmie od dziesięcioleci i funkcjonował w nim niemal bez zakłóceń.
Trzecia funkcja języka marksizmu—leninizmu jest bezpośrednio związana z drugą, w -jakiejś mierze stanowi jej pochodną. Nazywać ją będę funkcją metajęzykową, Język ten jako mowa autorytarnej władzy ma być uniwersalnym metajęzykiem, któremu w sposób wykluczający odwołanie podporządkowane być mają wszystkie języki, jakie kiedykolwiek i gdziekolwiek mogą się pojawić; jest on zawsze ponad nimi. Nie jest to sprawa błaha, jeśli się zważy, źe przyznanie temu językowi takiej roli pozwala nie tylko „ustawiać”, a więc też oceniać, wszystkie inne języki, ale także — je rozbrajać. Owo „ustawianie” obejmuje również ten język marksistowski, do którego przekradły się jakieś elementy nieortodoksyjne („język rewiz-jonizmu”). Występując w funkcji metajęzykowej, język marksizmu-leninizmu nie ma prawa wchodzić w kontakt z tym językiem, do którego w danej wypowiedzi się odnosi, wolno mu mówić o nim, nie wolno—mówić „z nim”, byłoby to bowiem naruszenie jego pozycji. Innymi słowy: wszelka polifonicz-ność jest surowo zabroniona, bo naruszałaby główną zasadę, której przestrzegać należy bezwzględnie. Marksizm-leninizm jako metajęzyk jest nie tylko narzędziem tzw. walki ideologicznej, jest — ogólnie — jednym z tych czynników, które umożliwiają spełnianie totalitarnej władzy.
Wszelkie zakwestionowanie tych trzech funkcji języka marksizmu jest dla komunistów faktem niedopuszczalnym, obrona własnych pozycji czy tzw. czystości ideologicznej jest z reguły obroną tego języka. Świadczy o tym to wszystko, co się dzieje w Polsce od sierpnia 1980. Zwłaszcza w pierwszym okresie partia usiłowała uformować język, który—nawiązującdo Kołakowskiego — określić można jako kontrreformacyjny, próbowała mianowicie wyrażać postulaty społeczne w języku ortodoksji, oswajając je w ten sposób i przyswajając. Język ten jednak nie tylko że się nie rozwinął, ale w stanie wojennym poniósł spektakularną klęskę. Ci, którzy się nim posługiwali, bądź w ogóle od niego odeszli zdając sobie sprawę, źe w czasie wielkich kryzysów społecznych niczego nim powiedzieć nie można, bądź powrócili do języka ortodoksji w jego kanonicznej postaci. Język marksizmu—leninizmu pozostał więc w wersji w zasadzie nienaruszonej, co nie znaczy, że nie przyswajał sobie pewnych nowych elementów. Owo wchłanianie było jednak przez długi czas zjawiskiem o mniejszej wadze, drugorzędnym, podyktowanym często wymaganiami chwili, doraźnymi celami taktycznymi itp. Absorpcje te nie mają nigdy prawa naruszyć w języku marksizmu—leninizmu tego, co decyduje o jego istocie, tym bardziej, że są arbitralnie przez władze regulowane.
41