W podsumowującym artykule Marian Kuszewski stwierdza, że przez pracę pogłębia się
spoistość całego naszego społeczeństwa, jedność społeczno-polityczna narodu. Jedność ta stanowi przesłankę przyszłości naszego kraju, budowania jego pomyślności
— a więc realizacji tych nadrzędnych celów, które przyświecają działalności socjalistycznego państwa, partii oraz ludzi sprawujących kierownicze funkcje w naszym życiu politycznym i społecznym.1
Idea jedności stała się więc swoistą ramą interpretacyjną, która miała narzucić sens papieskiej podróży, albowiem — według propagandowego wykładnika — ona nie tylko jedności tej nie naruszała, ale — przeciwnie
— stawała się jej potwierdzeniem. Jaki tok rozumowania doprowadził do takiego wniosku, trudno dociec, ale też nie o spójność logiczną tu chodzi. Przyjęto tego rodzaju aksjomat — i nadano mu moc obowiązującą. Nic przeto dziwnego, że przy każdej okazji —już w trakcie wizyty — o jedności przypominano. Uczynił to Gierek w swym przemówieniu w Belwederze:
Głównym źródłem dotychczasowego dorobku i podstawową przesłanką przyszłości narodu polskiego jest jego jedność we wszystkich podstawowych kwestiach bytu narodowego i państwowego niezależnie od położenia społecznego, wykształcenia czy stosunku do religii. Jedność ta ogarnia dziś wszystkie generacje, wszystkie klasy i warstwy społeczne, zaangażowane w pracy dla Ojczyzny2.
Okazją do rozważań o jedności mógł stać się także opis Warszawy w czasie przejazdu Papieża:
Na całej trasie przejazdu — biało-czerwone oraz papieskie chorągiewki, a także transparenty z hasłami mówiącymi o patriotycznej jedności Polaków, o tym, że fundamentem tej jedności jest wspólna praca i myśl o Ojczyźnie.3
Z pozoru to nieustanne nawracanie do spraw jedności miało — choćby częściowo — umotywowanie w tym, że Papież o niej mówił. Powiedział w przemówieniu na Okęciu:
Pragnę wreszcie, aby owocem moich odwiedzin stała się jedność wewnętrzna mych Rodaków, a także dalszy pomyślny rozwój stosunków pomiędzy Państwem a Kościołem w mej umiłowanej Ojczyźnie4.
Jest niewątpliwe, że Jan Paweł II w mowie powitalnej przejął w jakiejś mierze język tych, do których się bezpośrednio zwracał. Tutaj użycie słowa
jedność” pozostawało w zgodzie z uzusami, które obowiązywały w prasie. Wydawać więc się mogło, że przynajmniej w tym przypadku panuje j^rmonia, a więc nie ma propagandowych nadużyć. Jednakże do sprawy jedności Polaków Papież wracał w wielu kazaniach i przemówieniach 4; i nadawał jej inny sens niż Gierek.
przede wszystkim — co zrozumiałe samo przez się — owa jedność ma w wypowiedziach Jana Pawła II znaczenie religijne:
jedność zapuszcza swe korzenie w życiu narodu — tak jak zapuściła korzenie w trudnym okresie dziejów Polski za sprawą św. Stanisława — wówczas, gdy życie ludzkie na różnych poziomach poddane jest sprawiedliwości i miłości. Pierwszym takim poziomem jest rodzina. I ja — Drodzy Rodacy — pragnę modlić się dziś razem z Wami — o jedność wszystkich polskich rodzin.5
Wątek ten pojawił się w sprawozdaniach z tego kazania (zob. cytat z „Trybuny Ludu” z 6 czerwca na s. 79—80). I tutaj więc ujawniło się owo narzucanie tożsamości za wszelką cenę. Podkreślmy: mówiąc o jedności, Papież mówił o czym innym niż Gierek. Także wtedy, gdy jedność ujmował w kategoriach społecznych i historycznych. Wyzbyta była ona bowiem doraźnych odniesień politycznych (oczywiście najistotniejszych w deklaracjach oficjalnych), owa polska jedność w tym ujęciu to jedność tradycji i historii, jedność wynikająca z duchowych i dziejowych doświadczeń.
Jedność to oczywiście tylko jeden z przykładów. Podobne interpretacje narzucano deklaracjom politycznym Papieża przy każdej okazji, tym przede wszystkim, które się pojawiły w przemówieniu belwederskim, by wymienić: „prawo do istnienia, do wolności, do podmiotowości społeczno-kulturalnej, do tworzenia własnej kultury i cywilizacji”, „poparcie dla autentycznego postępu i pokojowego rozwoju ludzkości”, zanegowanie „form kolonializmu politycznego, gospodarczego czy kulturalnego”6. Papież miał mówić to samo, co u nas mówiło się już od dziesięcioleci, miał potwierdzać nasze idee. I tutaj właśnie rozgrywa się swoisty dramat, polegający na mówieniu tymi samymi słowami różnych rzeczy. Jest to dla kwestii manipulacji językowej sprawa o wadze zasadniczej, manipulacji, która wyraża się w przesuwaniu wyrażeń z jednego rejestru znaczeniowego w inny, w sugerowaniu podobieństw tam, gdzie ich nie ma, w nadawaniu użytym przez Papieża słowom znaczeń bądź szerszych, bądź węższych od tych, jakie miały one w jego tekstach7. Nieuchronną konsekwencją tych procederów było spłaszczenie i zbanalizowanie papieskich wypowiedzi.
83
M. Kuszewski Doniosła wizyta (co charakterystyczne, artykuły Kuszewskiego i Wysockiego noszą ten sam tytuł; może i w tej dziedzinie obowiązywał rozdzielnik!).
Cytat za „Życiem Warszawy” nr 128 z 4 VI 1979.
„Trybuna Ludu” nr 128 z 4 VI 1979.
Jan Paweł II na ziemi pobkiej, wyd. cyt, s. 11-12.
M Tamże, s. 135; podkr. Papieża.
Tamże, wszystkie przytoczenia ze s. 22.
“ Przykładem charakterystycznym jest zacieśniająca interpretacja słowa „drudzy”, użytego przez Papieża w kazaniu oświęcimskim. Według oficjalnej wykładni „drudzy”