Nie dało się jednak przejść obojętnie obok dwojga przynajmniej poetów; Ewy Lipskiej i Rafała Wojaczka. Oba te przypadki są niemal lustrzanymi odbiciami wyżej wymienionych. Wojaczek zmarł w 1971 i również „nie zdążył" na Nową Falę, choć miał po temu wszelkie dane, bo i obracał się w środowisku młodopoetyckim Wrocławia, bardzo ożywionym intelektualnie i organizacyjnie, i nawet publikował w „Studencie" jakieś wiersze i fragmenty prozy. Ale jego poetycka samotność była zbyt silna i wcale nie jest wykluczone, że gdyby nawet żył, obchodziłby Nową Falę bokiem, podążając własnymi trudnymi ścieżkami
Obecność Wojaczka tak jednak mocno zaciążyła na kulturze Pokolenia 68, tak bardzo weszła w potoczną świadomość jego pokoleniowej przynależności, że pominięcie właśnie tej twórczości w bilansie literackim Nowej Fali byłoby gestem chyba niezbyt zrozumiałym.
Co zaś do Ewy Lipskiej... Podobnie od początku chadzającej własnymi drogami... Otóż wprost ją spytałem, co myśli o swoim udziale w Nowej Fali, w obrębie której wielu skądinąd mądrych ludzi bez pytania lokuje jej twórczość. Otóż właśnie—bez pytania.—Nowa Fala? Nie, nie, dlaczego? — usłyszałem odpowiedź, której się zresztą spodziewałem.
Chciałem jednak, mimo wszystko, uszanować osobiste wybory albo brak szans ich podjęcia. I Lipska, i Wojaczek są więc w tej antologii na prawach specjalnych gości
Zdaję sobie sprawę, że obecność co najmniej kilkorga poetów w niniejszej książce wywoła zdziwienie. Albo dawno zapomniano, że tacy kiedyś byli i pisali, albo oni sami zapomnieli. Mieli jednak swój udział w tworzeniu literatury tamtych czasów i należy oddać należne im miejsce w pamięci.
Inny rodzaj zdziwienia (bądź oburzenia) może z kolei wywołać brak niektórych nazwisk. Wyobrażam sobie na przykład, że ktoś zechciałby upomnieć się o Janusza Stycznia, Ryszarda Milczewskiego-Bruno, może Tomasza Holują, Aleksandra Rozenfelda. Byli przy tym, brali udział, drukowali w tych samych miejscach. A jednak cały ich świat literackich wartości był gdzieś obok, niezależny od pokoleniowych, grupowych czy programowych związków. Zbyt odrębny, samoswój.
Z kolei wyobrażam sobie na przykład żachnięcie Krzysztofa Karaska konstatującego nieobecność powiedzmy Krzysztofa Mrozowskiego. Kim był, jest Mrozowski? Ano właśnie. Ale posłuchajmy Karaska. Jest to poeta poważny i należy poważnie traktować to, co mówi:
„Kto jest najwybitniejszym poetą, myślę o konsekwencjach dla przyszłości poezji polskiej mojego pokolenia, poetyckiej Nowej Fali? Jest nim poeta, który nie wydrukował ani jednej ze swoich trzech, powstałych w latach 1966-1976 książek (dwadzieścia kilka odrzutów w wydawnictwach), ekstremalny Neinsager, czarny koń generacji 1968-1970, Krzysztof Mrozowski. Tak, jestem pewien, że jego dzieło, w którym pobrzmiewają tony Rimbauda, Lautreamonta, Artauda, a także van Gogha, Mahlera, Varese-go, będzie miało najwyższe konsekwencje dla przyszłości poezji w naszym kraju." (.Autopsychografia).
No i bądź tu mądry i pisz wiersze. A zwłaszcza je drukuj. Gdybyż Mrozowski choć jedną jedyną książkę wydal...
Życzę Państwu mimo wszystko przyjemnej lektury.