175
fc-
Michel Foucault
upolitycznienia nie wykluczały Ewzaiem. lecz należąc cło innych porząd-K/ńie pokrywały się. Toteż niektórych ^^Eboto mianem ,,wy rzuitk ów ’ a innych ^^B^iiiistów". W okresach gwałtownych ■Mg ze strony władz te dwie (pozycje po-Etftły się natychmiast: po 1848, po Komu-Spk|K> 1940. intelektualistę odrzucano i prze-KlMic.no właśnie wówczas, gdy fakty sta-Hr? się niezaprzeczalne, gdy zabraniano te król jest nagi. Intelektualista ^B^prawtię tym, którzy mieli dopiero zro-Hptć. w imię tych, którym zabroń i ono prawdę, był sumieniem, świadomością, P»encją.
K|basie ostatnich rozruchów (chodzi o maj K — S.M.) intelektualista stwierdził, że Hp nie potrzebują dia zdobycia świa-Hfcń wiedzą dobrze, o co chodzi, nie mają H wiedzą lepiej od niego i z pewnością H|stanie wyrażać swoje poglądy. Istnieje B system władzy, który blokuje, zabra-■B unieważnia ten dyskurs i tę wiedzę, Kpy wykrywalnej nie tylko w jawnym au-Hp&e cenzury, ale ii władzy głęboko i suib-dnie przenikającej całą sieć stosunków spo-■soęrh. Sanu intelektualiści stanowią ogniki lego systemu władzy — idea, iż są oni upowiedzialni za świadomość i dyskurs, ■dpdu w skład systemu. Rola inteiektua-Hnie polega już na umieszczaniu się „nie-I ® czele i z boku” dla wyrażania stłu-prawdy zbiorowości, ale na walce Bkjwko tym farmom władzy, które prze-^•kają go w jej przedmiot i narzędzie ®rze „wiedzy”, „prawdy”, „świadomości” ^■fcursu”.
■ tym sensie teoria nie wyraża, nie tłu-■r, and nie służy praktycznym zastoso-^Hurry. ona jest praktyką. Ale pozostaje lo-i regionalna, jak zauważyłeś, nie to-^Kje. Je.t zmaganiem z władzą, zmaga-podejmowanym w celu ujawnienia i Hirażenia władzy tam, gdzie jest najmniej Bbzna i najdokuczliwsza. Nie ch.adizi o Hpbudzende świadomości”, me o to walczy-są od pewnego cza na .wiadome, ^Btedomosc to fot.ma wiedzy, zaa świa-M* jako podstawa subiektywno* n, (pod-•» P^atyw.
bfan tych, .ich U-
G.D.: —- Właśnie. Teoria jest skrzynką z narzędziami. Nie ma nic wspólnego z tym, co etanowi jej treść (sięrnifiant). Musi być użyteczna. Musi funkcjonować. I nie sama dla siebie. Jeśli nikt z niej nie skorzysta zaczynając od samego teoretyka (który przestaje wówczas być teoretykiem), to albo teoria jest bezwartościowa, albo chwila jest nieodpowiednia. Noe rewidujemy teorii, lecz tworzymy nową. Nie mamy wyboru, musimy tworzyć nowe. To dziwne, że właśnie Proust, autor uważany za czystego intelektualistę, powiedział jasno: traktujcie moją książkę jak parę okularów skierowanych na zewnątrz i jeśli nie .pasują, poszukajcie innej pary. Sami musicie znaleźć sobie-narzędzie, które z 'konieczności stanie się waszą bronią. Teoria nie tOtalizuje, stanowi narzędzie powielania i sama się powiela. W naturze władzy leży totalizacja, a twoje stanowisko, które w pełni podzielam, polega na głoszeniu, że teoria jest ze swej natury przeciwna władzy. Kiedy tylko teoria wikła się w szczegóły, zdajemy sobie sprawę z tego, że nigdy nie osiągnie praktycznego znaczenia, o ile nie wybuchnie w całkiem 'innej 'dziedzinie. Dlatego pojęcie reformy jest tak .głupie i hipokryityczne. Albo reformy są projektowane przez ludzi głoszących, że są reprezentantami, którzy zawodowo wypowiadają się za innych, a wówczas prowadzi to do podziału władzy, do dystrybucji nowej władzy wzmożonej, gdyż powstaje w ten sposób podwójna represja, albo też wyłaniają się ze skarg i żądań samych zainteresowanych. W dtragsm przypadku nie chodzi już jedlnak o reformę, ale o działanie re-w-odueyjme, które kwestionuje (wyrażając w pełni siłę swej stronniczości) totalność władzy i hierarchii, która ją utrzymuje. Z pewnością widać to w więzieniach. Najdrobniejsze i najbardziej 'błahe żądania więźniów obnażają pseudoreformy Pleyerta (Renę Pleven był premierem Francji pod koniec lat pięćdziesiątych — S.M.). Gdyby w przedszkolach wysłuchiwano protestów dzieci, gdyby zwracano uwagę na ich pytania, cały system oświatowy wyleciałby w powietrze. Nie dr> .się zaprzeczyć, że cały nasz system oświatowy jest z gruntu nietoderancyjny, dlatego jest tak kruchy pod każdym względem i potrzebuje globalnv<-h form represji. Byłeś pierwszym, jak sądzę, tak w książkach, jak praktycznie, który nauczył nas czegoś bezwzględnie pod-shłwowe-o: tego, że wypowiadanie się za innych jest rzeczą niegodziwą. Wyśmiewaliśmy reprezentację | mówiliśmy, że 1 nią 'koniec,