■ X.Vfmuml fcuhial
| 9 jakiej tylko jego poetycka „persona". W polskich Fr<u»hach (II 2<i) sani nas ostrzega przed próbamiwyczerpania" z tych utworów „umysłu zakrytego" ich autora, a ostrzeżenie to trzeba odnieść zapewne do całego jego dzieła poetyckiego, w którego bogactwie interpretator może łatwo się zabłąkać;
...Bo siy w dziwny labirynt i w błąd wda takowy.
Skąd żadna Aryjadna, żadne kłębki tylne '
Wywieść go móc nie będą, tak tam ścieżki mylne.
Ale skoro — iok się zdaje — błyska w labiryncie światełko, trzeba za nim iść.
Myślę, że to chyba rzeczywiście tak było: miłość uczyniła go poeta Kochanowski mówi nawet: ..tylko miłość” — solus arnor.
W czwartej elegii księgi drugiej opisuje sen, w którym jawń się przed nim Wenus:
Nam, wieszczom prawym, bogi pomoc swoją niosą:
Tej nocy w śnie widziałem Wenus złotowłosą.
Jeśli taka na Idzie przed pasterzem stała,
Nie wiem, o co się Juno z Mincrwą spierała.
Włosy lśniły w ujęciu złocistej przepaski,
Oczy gasiły gwiazdy cudownyini blaski.
Rumieniec po jej śnieżnej rozlany jagodzie Był jak gdyby jutrzenka przeczysta na wschodzie.
Jak świeża róża w czystym mleku zanurzona,
Kość słoniowa sydońską purpurą skropiona,
Tak piękna... Yv
Wizję tę trudno byłoby odtworzyć pędzlem albo dłutem. W elegii ujęta jest ona w określenia konwencjonalne. Takie same rozbłyski niewielu barw mają przed nami rozświetlić postać głównej heroiny tego cyklu utworów — tajemniczej Lidii, kochanej przez Jana w Padwieł— w jednym wersie szóstej elegii księgi pierwszej:
t
Ora nivcm referunt, aurum coma, lumina stellas.
Lica jej śniegiem, złotem włos, gwiazdami oczy.
Podobnie widii Jan KiKhmuwtAI Wenus I swoją Lidię: jedną wielki poprze* drugą takimi je opisutc, są konwencjonalne, ąle przepala
konwencję tar, jaki nasyca t« wiersze '.
Purpurcu<quc color niveo pcrmixtu» (n urc Auror ar facics tKorientls erat.
Rumieniec po jej śnieżne) rozlany jagodzie
Byl jak gdyby jutrzenka przeczysta na wschodzir.
Trzeba się zatrzymać przed wizją rozbłysłą w tej elegii, aby dobrze zrozumieć, jaka to jest Wenus. Nic jest to jut tylko owa Afrodyta, która w llunleu opiekuje się Parysem i Eneaszem. Nie jest to nawet ‘Afrodyta z pieśni Safony; W greckiej poezji aleksandryjskiej — tej, której wspomnienie Kochanowski przywołał na samym początku zbioru elegii, wymawiając imię Kallimacha a Cyreny — i w wywodzącęj sie z niej poezji łacińskich elegików epoki augustowskiej wizja Afrodyty — ogromnie się przemieniła. Piękność jej mocniej się rozżarzyła i siała sie zarazem bardziej' tajemnicza. Jej wizerunki są już tuk konwencjonalne, jak u Kochanowskiego. Stałość elementów, paru hurw, albo nieokreśloność — wynikają właśnie z tajemniczości, | zachwyceniu nie umiejącej rozróżniać. Zamiast pięknej postaci — jest już tylko luna piękności. Nic szczegóły postaci, ale żar przenikający łacińskie dystychy jest zna kiem, że owa wrizja w wierszach się pojawia.
W pochodzącym prawdopodobnie ze schyłku starożytności paemu-cic Pinigilium Vetieris owo „boska Dionc" już w ogóle nie ukuzuje swej twarzy; jest świetlistą obecnością:
Jutro ta, co miłość wznieca,
Pod szumiącym cieniem lasu
Będzie splatać witki mirtu
1 wymości nam altany.
Jutro będzie głosić prawa,
Na wyniosłym siedząc tronie.
W zmierzchowych wiekach świata antycznego Wenus staje się w wierszach łacińskich coraz bardziej hiepokojąco piękna, chociaż zarys jej postaci jest tak nieuchwytny.