110 iSttifiawk ■ OpWKtwftnio
|me| wygłiMUOtM' wyraźnie na użytek sluohajęoej ich Moryny, świetnie oluiruklnry-zuję bohatera:
..U iim i:\Hrjf, sh}Aca /wriew, potem ihkI obnurm tfSi m»y\i dyscyplinę s idwienmąi nurtu!
Odwiedzy/pcym pminls. że ehęt i ich próbie,
Ho idę międz\ więźniów nudsiełać jałmużnę'* (akt lik 90. 2. a Ir. 49).
/ całri sytuacji wyniku, że lartufte limy przede wszystkim na zrobienie wrażeniu na ałuchaczee. la ki** następna scena. rozmowa / Ihuynę, służy prezentacji posiani Uli’-tuffe'a. /anim Świętoszek przystępi do rozmowy z slużęcę, wręcza jej chusteczkę i poleceniem przesłonięcia głębokiego dekoltu. Jest wrażliwy na urodę dziewczyny, zauważa jej wdzięki, a udaje skromnego, broniącego się przed pokusami.
Sfna i.i przygotowuje nas aa następny, w której larlulle niedwuznacznie zaleca Mf do Elmiry, tum dołuwzyńoy, Sytuacja la (akt Ml. sc. 3) ujawnia jedyny szczery I lartullc a. a zarazem jego słabość, jakę jest zmysłowość. To wspaniały pomysł Moliera. by koncepcję postaci oprzeć na lak wyraźnym kontraście między jego nalu-Hm|tu skłonnościami a przybrany maskę. Molier osięgnęł znakomite efekty komiezne dzięki temu. ie rolę świętoszka powierzył osobie nie pasujęcej do niej. Jest li mocny i zdrowy mężczyzna, obdarzony potężnym apetytem i nie mniej rozwiniętymi potrzekimi zmysłowymi. Nie ma natomiast najmniejszych uzdolnień do dewocji, jpMi jej udawania. TartułTr fatalnie gra swę rolę, często przesadza, traci nad sobę kontrolę natychmiast. gdy tylko pobudzone zostaję jego zmysły.
Intrygi Tartulłe a są prostackie i naiwne, toteż poza Orgonem i jego matkę nikt ani pan chwilę nie daje się na nie nabrać. W skłonnościach Turtuffe’u doskonale się orientuje Dory na i nadmienia, iż jest on zazdrosny o Elmirę i dlatego nie pozwala jej przyjmować gości. Bardzo szj bko poznała się na intencjach Świętoszka sama Elmira, id|kipQdon bowiem swych uczuć wobec niej. wyznał je szczerze, przyznał się do ogarniających go namiętności. Trzeba przyznać, że Tartuffe mówi o swych uczuciach umiejętnie, m9 wytrawnym graczem, który z pewnościę nie jednę kobietę usidlił. jHpiMMętiwóć jest wy stare zajęco silna, by odważył się ryzykować utratę zdobytej w domu Orgona pozycji. Zn-sztę jest to szczwany lis, o czym świadczy scenu, kiedy zdenu^kowany przez Damisa potrafi obrócić ryzykownę sytuację na swoję korzyść i nie tylko nie stracić zaufania Orgona, ale jeszcze je umocnić. Zyskał wszystko: i majętek Orgona. i całkowite panowanie nad jego losem.
Uczyniło go to na tyle pewnym siebie, że jeszcze odważniej i bezczelniej zmierza Otlu, jakim jest zdobycie względów Elmiry. Ta /.aś, na użytek męża ukrytego pod stołem, prowokuje Tartuffe’a, by odsłonił przed nię swe poględy, intencje i prawdziwe oblicze (akt IV, sc. 5). Skrupuły ukochanej świętoszek kwituje słowami:
Jeżeli tylko niebo nam na drodze stoi, l sunęć tę zawadę leży w mocy mojej: (...)
W zwalczaniu tych skrupułów mam bo nieco wprawy.
Prawda, że w oczach nieba rzecz to nieco zdrożna.
Lecz i z niebem dać rad) jakoś sobie możno "(akt IV, sc. 5, sir. 74).
Tai ujawnia w lun h|>ohóIi twój stosunek do zasad moralnych, które, jego zdu-nicui, mpnu naginać do własnych potrzeb. Okazuje ,ię obłudnikiem, używającym norm jako środka do oiięgnięcia zamierzonego celu. Sam ich nie przestrzega, szermuje nj,ni na użytek innych, gdy ich sędzi, ocenia. On natomiast śmieje się z wszelkich praw i nasad, glouzęc cynicznie, że można występek uczynić niewinnym, odwracając intencję. Ody więc Elmira nadal broni się lękiem przed karę boźę, odpowiada jej: „Chciej spełnić me pragnienie, a ja u tej potrzebie,
Odpowiadam za wszystko, grzech biorę nn uV6ń>/”(akl IV. sc. 5, sir. 74).
Okazuje się cynikiem, człowiekiem bez sumienia, zręcznym graczem, żerujęcym na cudzej naiwności. Szczytem obłudy jest stwierdzenie: „/ wcale ten nie grzeszy, kto grzeszy u> sekrecie” - nie ma grzechu, jeśli nikt o nim nie wie, wolno robić wszystko, byle skrycie, byle nikt się o niczym nie dowiedział. Na użytek Orgona i podobnych mu ludzi sę teatralne gesty, modły, biczowanie się, leżenie krzyżem w kościele, ale jeśli nikt nie widzi, można wszystko, bo grzech popełniony w sekrecie nie jest grzechem. Orgon i jemu podobni to ludzie „stworzeni, by ich za nos wodzić”, można ich nabrać, oszukać, wyzyskać. Udawana pobożność Tartuffe'a obliczona jest na doraźny, konkretny cel: zdobycie majęlku. Zdemaskowany ani na moment nie traci panowania nad sobę: on jest panem sytuacji, już nie musi udawać, ukazuje prawdziwe oblicze. Jest okrutny, bez litości, bez skrupułów, bezwzględny, silny, zdecydowany. Bez mrugnięcia okiem wyrzuca rodzinę Orgona z jego domu, nie putrzęc na to, iż Orgon był jego dobroczyńcę. Bez wahaniu donosi na niego, ujawniajęc ukry wane tajne dokumenty, by pozbyć się całkowicie przeciwnika i ugruntować swę pozycję właścicielu jego majętku. Cała ohydu postaci Tartuffe’a mieści się w potraktowaniu pobożności i jej objawów zewnętrznych jako maski, by omamić ludzi naiwnych i zdobyć ich przychylność. Jest to jawna kpina z religii. Za tę maskę Tartuffe’a kryje się zmysłowość, interesowność, materializm, bezwzględność i okrucieństwo.
Podobny do Tartuffe’a jest pan Zgoda, woźny sadowy, który przychodzi z wyrokiem ogłaszając rodzinie Orgona, że do rana ma opuścić swój dom. On też przybiera maskę czlowieka miłegOj uniżonego, łaskawego, wprost dobroczyńcy, nic zapomina o wzmiankach dotyczęcych Bogu i błogosławieństwu niebius.
H
Także shiżęcy Tartufie’a, Wawrzyniec, jest świętoszkiem, bo jak mówi Dory nu: „Ba, i ten sługus jego też bawi się w księdza I nam również zrzędzenia swego nie oszczędza;
Przewraca gały, wzdycha i prawi jak z książki
Swe kazania na muszki, bielidła i wstążki" (akt I, sc. 2, str. 16).