W istocie, najczystsza, rdzenna substancja tych długich stronic sprowadza się cala do prostego stwierdzenia, że jeśli wszechświat gwiezdny jest. jak Się nam wydaje, w toku ekspansji przestrzennej (od tego. co najmniejsze, do tego. co największe), to tak samo. a nawet z jeszcze większą jasnością dostrzegamy, że pod względem fizykochemicznym jest on na drodze organicznego zwijania się w sobie (od tego, co bardzo proste, do tego. co w najwyższym stopniu złożone) — przy czym to specyficzne zwijanie się. ów proces „kompleksy fika-cji" jest doświadczalnie związany z równoległym wzrostem interioryzacji, to znaczy psychizmu bądź świadomości.
Na niewielkim obszarze, jakim jest nasza planeta (wciąż jeszcze jedynym, na którym możemy się zajmować biologię) wymieniona tu relacja strukturalna pomiędzy złożonością i świadomością jest w płaszczyźnie empirycznej niezaprzeczalna i zawsze była znana. Stanowisku przyjętemu w tej książce nadaje oryginalność postawiona na początku teza, że ta szczególna właściwość substancji ziemskich — ciągle postępującej witalizacji poprzez ciągły wzrost złożoności — jest tylko lokalnym przejawem i wyrazem dryftu równie powszechnego (i niewątpliwie jeszcze bardziej znaczącego) co inne, już rozpoznane przez naukę: nie tylko eksplozywnego rozszerzania się na kształt fali warstw kosmicznych, ale także korpuskularncj kondensacji pod działaniem sił elektromagnetycznych i grawitacyjnych, czy ponadto dematerializacji wskutek promieniowania, przy czym te różne dryfty są prawdopodobnie (kiedyś się o tym przekonamy) ściśle ze sobą powiązane.
Jeśli to wszystko jest prawdą, to widzimy, że świadomość zdefiniowana z empirycznego punktu widzenia jako specyficzny rezultat zorganizowanej złożoności, wykracza daleko poza śmiesznie małe granice, w których nasze oczy potrafią bezpośrednio ją dostrzec.
W istocie, z jednej strony logika skłania nas do przypuszczenia, że w każdej cząsteczce istnieje jakiś rudymentarny (w nieskończenie małym stopniu, to znaczy w nieskończenie rozproszonym stanie) psy-chizm, nawet tam, gdzie bardzo mała czy nawet średnia skala złożoności czyni go w ścisłym sensie nicpostrzegalnym (to znaczy poczynając od i poniżej bardzo wielkich cząsteczek). Rzecz przedstawia się dokładnie tak, jak w przypadku fizyka przyjmującego i mogącego obliczać zmiany masy (całkowicie nieuchwytne na drodze bezpośredniego doświadczenia) następujące w przypadku ruchów powolnych.
Z drugiej strony logika skłania nas do sądzenia, że gdyby właśnie w tych punktach świata, gdzie wskutek różnych okoliczności fizycznych (temperatura, grawitacja...) złożoność nie osiąga takiego stop-m. który mógłby wywołać dostrzegalne dla nas promieniowanie
świadomości, warunki okazały się sprzyjające, to proces zwijania się, chwilowo zatrzymany, natychmiast ruszyłby ponownie naprzód.
Podkreślam: wszechświat, obserwowany zgodnie ze swę osiy złożo-ności, znajduje się w całości i w każdym swym punkcie w sianie dygi ego parcia do organicznego zwijania się w sobie, a więc do interioryzacji. Jest to równoznaczne ze stwierdzeniem, że z naukowego punktu widzenia życic zawsze i wszędzie jest w ofensywie i że lam, gdzie zdołało się przebić do dostrzegalnego poziomu, nic nie zdoła mu przeszkodzić w doprowadzeniu do ostatecznych granic procesu, z którego się poczęło.
W moim przekonaniu należy się usytuować właśnie w tym, aktywnie zbieżnym, środowisku kosmicznym, jeśli się chce w pełni uwydatnić i w sposób całkowicie spójny wyjaśnić fenomen człowieka.
W swych przcdrcflcksyjnych1 strefach wszechświat, który jest w toku zwijania się, chcyc przezwyciężyć nieprawdopodobieństwo układów prowadzących do jednostek coraz bardziej złożonych, postępuje krok za krokiem poprzez miliardy prób. Z tej właśnie metody prób czynionych po omacku, sprzężonej z podwójnym mechanizmem reprodukcji i dziedziczenia (umożliwiającym addytywne magazynowanie się i ulepszanie — bez zmniejszania się, a nawet przy zwiększaniu się liczby włóczonych w to jednostek — korzystnych zbudowanych już układów), wywodzi się niezwykłe nagromadzenie się linii żywych, tworzących to, co nazwałem wyżej „drzewem życia”, które jednak można by równie dobrze przyrównać do widma, gdzie każda długość fali odpowiada szczególnemu odcieniowi świadomości będź instynktu.
Rozmaite promienie owego wachlarza psychicznego nauka może uważać i rzeczywiście często uważa za witalnie równoważne: ile instynktów, tyle równie wartościowych i nieporównywalnych między-soby rozwiązań tego samego problemu. Drugy, oryginalny cechy
249
Począwszy od poziomu refleksji gra układów „planowanych” bydi „wynajdywanych” dotyczą się do gry układów przypadkowo „napotkanych” i w pewnej mierze jy zastępuje (zob. niżej).