nej, z jaką jesteśmy emocjonalnie związani. Chcemy całą duszą kochać albo nienawidzieć, podziwiać albo potępiać. Adolf Hitler zdawał sobie w pełni sprawę z tej tendencji, gdy w Me/n Kampl zalecał wyzyskiwać ją w propagandzie. Ludzie — jego zdaniem — (tu termin das Volk, użyty z taką pogardą, że narzucałoby się jego tłumaczenie przez polski „mottach") — nie umieją różnicować i rządzą się doznaniami odpowiadającymi ich uczuciom (geliihlsm&ssige Empllndung). „Te doznania wszakże nie są skomplikowane, lecz nader proste i ograniczone. Nie znajdujemy tu wiele deniowań, tylko wyłącznie pozytyw albo negatyw, miłość albo nienawiść, słuszność albo niesłuszność, prawdę albo fałsz, nigdy zaś nic pół no pół albo'Częściowo..." (rozdz. VI). W literaturze pięknej dzielono zwykle charaktery na czarne i białe i pewną.nowością literatury współczesnej jest wprowadzanie postaci o rysach zarówno dodatnich, jak i ujemnych. Znam czytelników popularnej książki M. Mitchell pt. Przeminęło z wiatrem, którzy narzekali na to, że postać Scarlett niepokoi ich swoją ambiwalencją. Istotnie, Scarlett jest zaborcza, bezwzględna, interesowna i wulgarna. Jednocześnie jednak deformuje całą swoją egzystencję dla cieplarnianego człowieka, którego stawia wyżej od innych i do którego wzdycha z odległości uparcie i beznadziejnie. Czytelnik nie umie w stosunku do tej postaci oddać się niepodzielnie ani sympatii, ani antypatii, a pragnąłby już raz sprawę tak czy inaczej zadecydować.
Człowiek — według Lwa Tołstoja — „pragnie wyraźnych rozwiązań, pchnięty na wiecznie rozfalowany, bezbrzeżny ocean Dobra i Zła... W tym wiecznie rozfalowanym, bezbrzeżnym, nieskończenie splątanym chaosie dobra i zła ludzie zrobili sobie przegródki, poprzeciągali w tym morzu wyimaginowane linie graniczne i oczekują, że morze podzieli się według tych Unii. Jak gdyby nie było milionów innych podziałów, z całkiem odmiennych punktów widzenia i na innych płaszczyznach" 1.
Ta tendencja jednolitego oceniania zjawisk przyczynia się do zniekształcania óbraziTizeczywistości także i przy okazji ustalania związków przyczynowych. Lubi się mianowicie, żeby rzeczy, które uważamy za dobre, były uwarunkowane wyłącznie przez zjawiska, które oceniamy także dodatnio i by zło mogło mieć tylko złe konsekwencje. Wyrazem tej potrzeby była opinia stoików, którzy, wbrew wszelkiej oczywistości, wierzyli, że to, co dobre, tworzy szeregi przyczynowe, które się nigdy z tym, co złe, nie spotykają. Opinię Mandeville’a, który wskazywał np. na twórczą rolę zawiści, lekceważyło się, traktując ją jako wyraz cynicznej przekory. Ktokolwiek zada sobie trud śledzenia uwarunkowań ustalanych przez historyków myśli społecznej, łatwo dostrzeże wspomnianą tendencję i niebezpieczeństwa, jakie się z nią wiążą dla rzetelności naukowego myślenia.
Są tacy, którzy, jeżeli idzie o tę tendencję, widzą wielki i tragiczny konflikt między wymogami postawy naukowej i postawy działacza. Postawa naukowa, która ma prowadzić do adekwatnego obrazu świata, nie pozwala unikać rozszczepień w ocenianiu i każe dostrzegać złe strony rzeczy dobrych i dobre — złych. Tymczasem taka postawa — ich zdaniem — demobilizuje działacza, tak jak go demobi-lizuje dostrzeganie dobrych stron wroga, którego zwalcza, i złych stron ustroju, o który się bije. Trudno odmówić słuszności tej obserwacji, ale można jej przeciwstawić wiarę, że sukcesy oparte na zaślepieniach są zwykle krótkotrwałe. Podobnie jak fałszu nie polecamy hodować, choć czasem prawda wyniknąć zeń może, tak trudno popierać deformacje rzeczywistości, mimo ich chwilowych prakseologicz-nych walorów.
GŁÓD ABSOLUTU
Tym literackim tytułem pragniemy objąć parę uwag o własności wartościowania innej jeszcze niż wskazane wyżej unikanie rozszczepień. Jest nią tendencja do uznawania ocen i norm, do których przywykliśmy, za normy obowiązujące wszystkich, zawsze i wszędzie. Gdyby to miało być stwierdzenie faktu, łatwo byłoby temu twierdzeniu zadać kłam przez wskazanie na istniejące w różnych kulturach rozbieżności w ocenianiu pewnych zjawisk i na bogactwo przyjmowanych w nich hierarchii wartości. Ale ten głód absolutu trzeba traktować jako coś, co wyraża się w postulatach raczej niż w opisie. Idzie tu nie tyle o konstatowanie
17
2 — Normy moralne
16
L. TełiloJ, nowtU Lucernaj cytują u T. Mannom, Eic/«. Wihuwi 1964. *. 141.