302 •NOCE I DNIE)
na się w nich do znudzenia jedna sytuacja, jeden moralny dylemat: jak pogodzić. mnożące się wątpliwości w„ stosunku do_siebie .1 dq nie-spra wiedli wych urządzeń społecznych ^niewyczerpanym, niewytłumaczalnym urokiem, świata i życia. I
Istotne rozwiniecie tego dylematu, znajdujemy - w...rozdziałach, po-święconych lozańskiemu epizodowi; w życiu Agnitezki. Po skończeniu pensji Niechcicówna wyjeżdża na studia_do..Szwajcarii. Ale wkrótce studia schodzą na plan dalszy wobec przeżyć i wrażeń innego rodzaju. Agnieszka styka się i wchodzi w łączność, z poIitycznym..ruchem_mło-dzieży polskiej, niemal bez wyjątku nastrojonej radykalnie i socjalisty cznie,^częściowo jednak patriotycznej, częściowo — ortodoksalnie marksowskiej. Niechcicówna nie żywi większej sympatii ani .do. pra-wicy, ani do lewicy partyjnej. Z niechęcią odnosi się do hałaśliwej i — jak sądzi — bezpłodnej roboty politycznej. Uważa ona, że cicha codzienna pgąęa bardziej posu.wa_ dzieje niż wiecowe przemówienia fokrźyki! Na ten temat toczy nieskończone i namiętne dyskusje z młodym rewolucjonistą, wodzem i bożyszczem młodzieży, Marcinem Snia-dowskim. Ten Śniadowski jest postacią dosyć dwuznaczną. Zdaje się, że autorka widziała w nim typ człowieka złamanego przez psychozę rewolucyjną i takim go przedstawiła. Tylko pozornie jest on twardy i stanowczy; w istocie pod zewnętrzną twardością kryje się w nim skłonność do hamletyzowania, niezdolność do świadomego kierowania własnym życiem. Kiedy Agnieszkę i Marcina wiąże nagła miłość, niespodzianie objawiona i rozkwitła wśród światopoglądowych” przeciwieństw, od razu ujawnia się w tym związku kontrast jej prostoty, uczciwości, szczerości z jego chwiejnością, pozerstwem i wewnętrznym zakłamaniem. Śniadowski jest związany z kilkoma kobietami i nie umie rozwiązać swych zawikłanych spraw erotycznych. JEtaz chce porzucić wszystko dla Agnieszki, kiedy indziej czuje się beznadziejnie wplątanym w straszne niewidzialne sidła, z których nie można się wyplątać, które trzeba — choćby kosztem osobistego szczęścia — rozerwać.
Okazuje się przecież, że miłość, prawdziwa miłość, stanowi niezawodną podporę w życiu. Jak to pięknie wyraża Dąbrowska: „Może w tym jest jedyna racja miłości, że kiedy zrywa się więź, co nas łączy ze światem, ona przychodzi w pomoc jako przypomnienie, że więź istnieje, i poprzez bliskość dwojga młodych nawiąże się na powrót ze wszystkim” (IV, 1, s. 55). Miłość podtrzymuje zarówno Marcina, jak Agnieszkę. Bo i ona plącze się bez wyjścia, nie mogąc dojść z sobą
do porządku; spiera się z Marcinem, wiedzie długie rozmowy w Ka-lińcu, w Serbinowie, wpada w namiętny spór z księdzem Komodziń-skim, w Warszawie dyskutuje z młodym kandydatem na faszystę, Bo-lesiem Orłowiczem. Podczas gdy blady epizod lozański interesuje przynajmniej jako dokument epoki, wszystkie późniejsze „zasadnicze" rozmowy są zawstydzająco puste i nudne. Bez końca powtarza Agnieszka humanitarno-iiberalne formułki w rodzaju: „Człowiek musi do wszystkiego dorastać sam. I do stosowania przymusu wobec siebie także sam" (IV, 1, s. 38), lub: idzie o to, aby „żyjąc dla drugich, nie wyrzekać się własnej pełni życia... Być ludziom ku pomocy, służąc samemu sobie" (IV, 1, s. 181), lub: „ja nie jestem indywidualistką, ale chciałabym być indywidualnością" (IV, 1, s. 304).
„I w końcu jedno tylko świeciło w tej ciemności: ich miłość" (IV, 1, s. 184). Plastycznie symbolizuje tę prawdę zakończenie historii Agnieszki i Marcina. W ostatniej scenie widzimy kochanków na pokładzie okrętu zdążającego z Anglii na kontynent. Okręt jest przepełniony pasażerami, których porwał z miejsca wybuch wojny europejskiej. I w obliczu nadciągających wielkich i strasznych wypadków oboje kochankowie czują z niespodziewaną siłą, że „nie mają nic i nikogo ponad siebie i swoją miłość" (IV, 2, s. 261). I ta miłość zwycięsko kładzie się w poprzek całemu wstrząśniętemu w posadach światu. Owładnięta błogim uczuciem pewności i spokoju, Agnieszka w nagłym akcie wiary dostrzega, że we wszystkich przewrotach i burzach dziejowych idzie przede wszystkim właśnie „o wykrzesanie... lepszego, prawdziwszego człowieka" (IV, 2, s. 261).
Ale nawet ta wspaniała scena, godna Conrada, nie ratuje w naszych oczach historii Agnieszki. Dzieje tej bohaterki nie ukazują się nam jako skończona, całość,.pełna sensu i wskazująca na wyższe prawo, lecz jako miazga chaotycznych przeżyć, fragmentarycznych i urywkowych epizodów. Autorka nie umie ująć życia tej postaci z wyższego niż to życie punktu widzenia, nie umie wznieić się ponad 'swą ^bohaterkę, patrzy na nią i otoczenie jej własnymi oczami, co szczególnie' jasno uwidocznia się”w epizodżie"Iozańskim. W ten sposób za-"lamujesię epickTdystans (jakże nienaturalnie wyglądałaby-w -tekście obok „pani Barbary" „panna Agnieszka"!), autorka traci panowanie nad tematem, nie kształtuje go, tylko bezwolnie poddaje się jego urokom. Stąd owe wielosłowne dyskusje, stąd podawane in extenso listy kochanków, wprost nieczytelne przez swą nieznośną młodopolszczyznę. Być może, że świadomą wolę artystyczną osłabił w tych rozdziałach