xc WSTĘP
Żywioł natury, tym razem rzeki, jak przedtem puszczy, przyrównany zostaje do świątyni, do potrzaskanych odwiecznych „ciosowych” ścian kościołów. W zetknięciu z nim Rafał doznaje swoistej „inicjacji" w życie, odkrywa — po raz pierwszy — ot-j chłań, śmiertelne zagrożenie życia:
W tej szczelinie świetlistej ujrzeli pierwszy raz dziką otchłań [...]
— Co to tak huczy?
— Woda.
— Patrzaj, a to co?...
Drwiące słowo odpowiedzi trwoga wgniotła Rafałowi do gardła. Twarzy, piersi, rąk jego dotknęło coś, jakby ciemne, wilgotne szpony olbrzymiej łapy [...] Huk trzaskających wód, które się dokądś waliły z przerażającym łoskotem, zbliżał się ku nim [...] Przerażenie włosy mu zjeżyło na głowie, bo uczuł że cała ta olbrzymia kra ugina się pod nimi i idzie na dno (1, 84—87).
Przygoda — podjęta „z pustoty”, z nadmiaru sił żywotnych i potrzeby swoistego „sprawdzenia” swojej mocy życia — zamienia się w śmiertelną walkę z żywiołem, który jawi się jako groźny Ibs^ęzłoyaeka.
Świętość żywiołu i jego otchłań, które w sposób irracjonalny fascynują młodych, wciągają ich w śmiertelne zapasy, z których ledwo uchodzą z życiem.
Po nich przychodzą rozdziały takie jak Noc zimowa, w którym Rafał jeszcze raz spotyka się z żywiołem: z wichrem, śnieżycą, nocą, z wilkami wreszcie. Wszystkie te obrazy natury: puszczy, rzeki, żywiołu zimowej nocy, ich zamierzchłość, siła i groza pozwalają pisarzowi osadzić bohatera w odwiecznej przyrodzie stanowiącej scenerię prostego, surowego „życia w dzikiej, pierwotnej naturze”.
Żeromski, zafascynowany marzeniami Fryderyka Nietzschego i Ryszarda Wagnerą o nadczłowieku, o sile i potędze, tworzy jakiś własny, z „plemiennych^ThitÓWrrealiów słowiańskich wyprowadzony wio rzec mocnego człowieka,1 wyposażonego obficie przez naturę, który nadmiar, .swoich-Sił witalnych, swoją wspaniałą
bujną radość życia rzuca w walkę z żywiołami, „sprawdza” w nich swoją „moc”, swoją pierwotną potężną siłę.
Po tych obrazach natury idzie rozdział Zatytułowany Na pokucie opisujący zwyczajne, codzienne życie w Tarninach. I następnie znowu rozdział ś\mboliczno-nastrojowy~ ukazujący życie przyrody, pt. Wiosny Wyrażone jest w mm — "znowu poprzez obraz — intensywne doznanie miłości. Następnie rozdział poświęcony Piotrowi Olbromskiemu w Wygnance, związany z historią, a potem znowu rozdział mający charakter poematu na cześć natury, zatytułowany Drzewa w Grudnie. Drzewa, które poprzez liczne personifikacje wypowiadają grozę śmierci i stan ducha człowieka w zetknięciu z nią:
Po obudwu stronach szerokiego traktu stały przedwieczne lipy, nadwiślańskie topole, graby, klony, dęby i buki {...] Konary, gałęzie, rózgi, czuby ich sięgały do czarnego nieba, a liście szemrały w chmurach. Była nieskończona potęga w owych widłach, odnogach, trój- i czterozębcach, w splotach gałęzi wytężonych ku niebu, w owych jakoby barach, piersiach, plecach, ramionach i rękach, które coś dźwigają...
Ale nade wszystko — była potęga w ich szeleście.
Jedno z tych prastarych drzew, ogromna płacząca brzoza, zwieszało się całym kadłubem nade drogą, a korona jego, bogata w ogrom liści, schylała się ku ziemi jak kudłata głowa chłopa-starca [...] Rafał zląkł się i zadrżał.
Ach, jakże straszny, jak nieopisany głos był w tym szeleście!
Ale wnet gwara schylonego drzewa została się w mroku, korona jego cofnęła się i ukryła. Teraz inne przemawiały z wysoka. I dziwna rzecz! Jedne wchłaniały w siebie wieść o widoku, wlokącym się u ich korzeni, z zimną wzgardą, inne z obojętnością najgłębszą, z obojętnością świadomą swej głuchej i ślepej siły, a były przecie i takie, co płakały jak żywy, czujący człowiek [...]
W tej samej chwili spomiędzy drzew na szczycie wzgórza wyłamał się dźwięk dzwonu za umarłych (1, 196—198, podkr. I. M.).
Groza i powaga śmierci, tak jak w rozdziałach poprzednich apoteoza życia, wypowiedziana zostaje przez obraz n a t u -r y. Przez obraz natury pięknej i potężnej, która — przedstawiona w języku metafor — stanowi swoistą symboliczną ,,correspon-.