siącem. Zespól kulturalny by 1 ile przyjęty, protokół MSZ I pałacu jest wobec niego wręcz niechętny. Patek powiedział mu, że jest przeczulony, co ja o tym sądzę? ,,Nie dostałoś zaproszenia na kilka imprez — odpowiadam — i Już wyciągasz z togo wnioski o stosunku do ciebie i Węgier. Jest tu reprezentacja kilkudziesięciu państw, muszą jakoś „regulować” zapraszania na imprezy, bo miejsc dla wszystkich nie starcza”. Tur logo to nie przekonuje, ale z moich obserwacji wynika, że jest nie rzadziej zapraszany, aniżeli większość innych ambasadorów, z wyjątkiem kilku.
Z prasy. Subandrio: imperialiści boją się Indonezji bardziej, aniżeli ZSRR i wszystkich państw socjalistycznych razem wziętych, bo w Indonezji właśnie teraz ma miejsce największa w dziejach rewolucja, większa od francuskiej i październikowej. Indonezja jest latarnią morską ludzkości, jej przeznaczeniem jest dostarczać światu nowych idei.
Paranoja?
Wieczorem w „Bali Room” krótkometrażowy film propagandowy o Japonii. Przepiękny. Z zazdrością oglądałem tę reklamówkę; żebyśmy my potrafili zrobić choć w części tak przekonywającą prezentację Polski! Potem film pełnometrażowy o hodowcach koni, naiwny i płaski. Że też Japończycy nakręcili taki produkcyjniak. Widocznie nie jest to choroba młodego socjalizmu, stary kapitalizm potrafi niezgorzej. Pocieszenie: już nasi filmowcy zrobiliby taki film stokroć lepiej. Ale ta krótkometrażówka!....
Otwarcie Czechosłowackiego Ośrodka Kulturalnego. Wygospodarowali trochę przestrzeni w przedstawicielstwie CSA (Cesko-slovenske Aerolinie — jeśli prawidłowo rozszyfrowuję). Otworzył Nioto. Poza nim kilku innych działaczy PKI i tyleż przemówień. Książki, czasopisma, kryształy, wyroby ludowe typu naszej Cepelii, ale — przyznać muszę — ładniejsze. Patek mówi, że dostali z Pragi kino-samochód, będą pokazywać swoje filmy także w terenie. To jest coś; ciągle komuś czegoś zazdroszczę.
Personel czeski przewyższa nasz akurat dwukrotnie, handel — trzykrotnie. Co tu dużo gadać — są lepsi, mają większy rozmach, nie robią śmiesznych oszczędności idących w parę tysięcy dolarów, bo chcą zarabiać miliony. My nawet samochodów służbowych nie mamy. Pracownicy — prócz radcy i mnie — jeżdżą własnymi. Po godzinie przepychania się w tropikalnym upale w godzinach szczytu po zatłoczonych arteriach (jedzie się z szyb-
kością 10 km na godzinę I) przyjeżdżają do pracy tak znużeni, żo przez dobrt\ godziny o pracy nic ma mowy. Patek ma w swym samochodzie klimatyzator, my za to oszczędności dewizowe, których rozrzutni Czesi są pozbawieni. Tyle złośliwości pod adresem naszej centrali, ale tak naprawdę są partnerem atrakcyjniejszym, po prostu bardziej rozwiniętym krajem i mają co sprzedawać.
Czytam niezliczone przemówienia Subandrlo — i zastanawiam isię: wierzy on w to, co w kółko powtarza? Inteligentny pan i nic i poza frazesami i sloganami? W tym szaleństwie jest chyba metoda. Jaka? Rozhuśtać nacjonalizm? Czy można to osiągnąć powtarzając w kółko i bez końca, że Indonezja jest centrum polityki światowej, że rewolucja ich jest największa, że pochodnia r i latarnia morska?... Znają swój naród lepiej niż ja, więc może?
Im więcej jednak rozmawiam z ludźmi, ze sprzedawcami, z Aurorą, lekarzami, dziennikarzami, pisarzami, politykami, dzia-| laczami gospodarczymi, *tym więcej nabieram przekonania, że entuzjazmu jest tu bardzo mało, a może w ogóle go już nie ma. Ludzie są przesyceni gadaniną, narzekają na ceny, na łapownictwo (nieodłączne od tutejszego urzędnika jak ogon od małpy), na bogacenie się „tych u góry’ł i wystawny ich sposób bycia, na powszechny bałagan. Wszyscy starannie unikają atakowania Bung Karno (Bung Karno jest znakomity, ale co on może w tym otoczeniu łobuzów — powiadają) i wszyscy z niepokojem myślą, co będzie, gdy go nie stanie, bo przecież on jeden jeszcze wszy-\ stko trzyma w garści.
Komuniści zgodni są co do tego, że po Sukamo musi nastąpić konfrontacja z reakcją, mającą oparcie w armii lądowej, ale uważają, że do tego czasu wzmocnią się i wyjdą z niej zwycięsko. Czas — powiadają — pracuje na nich. Rosną szeregi partii, szkolą kadrę, rozszerza się zasięg ich oddziaływania propagandowego...
Nie — komuniści także są pewni, że konfrontacja — gdy nie stanie Sukarno — będzie nieunikniona, bo komuniści... nie wierzą w Boga. To oczywiście pretekst, ale obawiam się, że pod chwytliwym hasłem walki z niewiernymi armia może rzeczywiście rozpętać krucjatę antykomunistyczną, świętą wojnę. A kraj jest przecież ciemny, islam groźny, jako siła mobilizująca do obrony Allacha. Mogą też z łatwością rozpętać histerię antychiń-ską. Chinokomuna! To samo podłoże, te same przyczyny, te same hasła, te same oskarżenia i ta sama nienawiść, którą reprezentowało u nas przed wojną hasło: żydokomuna. I cel ten sam: odwrócenie uwagi od rzeczywistych sprawców niedoli.
Jest oczywiste, że pogarszająca się sytuacja gospodarcza i napięcie polityczne w końcu do wybuchu doprowadzą. Ale kiedy
1711