1
1
mitu i rytuału sprawie, jak nawiązanie kultury chińskiej do Mezopotamii. A łączność ta powinna istnieć, jeżeli cała wyższa cywilizacja miała się począć u ujścia Eufratu i Tygrysu. Ani słowa! Coś tu widać teoria nie całkiem zgadza się z faktami. Wydobyte przeze mnie wahania i zastrzeżenia samego Edwina OHvera Ja-^ mesa odnośnie do zastosowania teorii mitu i rytuału do cywilizacji Dalekiego Wschodu pokrywają się z uwagami czołowego krytyka tej szkoły, wzmiankowanego już kilkakrotnie S. G. F. Bran-dona. On również wykazuje ograniczoność geograficznego zasięgu wzorca mitologiczno-obrzędowego. W swym bojowym nastawieniu posuwa się jeszcze dalej, do twierdzenia, że ani w Indiach, ani w Chinach wzorzec ten w ogóle nie występuje. Pouczająca jest jego wypowiedź na ten temat: „W Indii wszelako stwierdzono, że chociaż król wysoko był ceniony w swym urzędzie jako czynnik dobrobytu ludu, to jednak nigdy nie sprawował funkcji kapłańskich, zawarowanych bezkompromisowo dla kasty bramińskiej. W Chinach podobieństwa i różnice są jeszcze bardziej uderzające. Zasadnicza rola, jaką cesarz odgrywał w zapewnieniu pomyślności krajowi, wykonywana była z wielką dokładnością, w skomplikowanym obrzędzie, regulowanym przez kalendarz. Cesarz nadto był Synem Nieba, który wyłącznie mógł składać najważniejsze ofiary. A jednak pomimo całego tego podobieństwa do boskich królów Bliskiego Wschodu nie ma w chińskiej ideologii ani śladu «umierającego-zmartwychwstającego Boga», obrzędowej walki czy świętego małżeństwa” 22.
W tejże samej rozprawce wytknięto szkole mitu i rytuału inne jeszcze braki. Według Brandona badacze wzorca bliskowschodniego uwzględniają jedynie potrzeby materialne społeczności rolniczych, zapominając o potrzebach wyższych, które też musiały zaważyć na obrazie religii. Z orbity zainteresowań badaczy spod znaku Samuela H. Hooke’a wymykają się kulty niepaństwowe, o zasięgu bądź mniejszym niż królewska administracja, bądź zupełnie od niej niezależnym. Główne uderzenie wymierza Bran-don, z godnie zresztą ze swoimi badaniami egzystencjalistycznymi nad religiami starożytnego Bliskiego Wschodu, przeciw ignorowaniu przez „mito-rytuałowców” czynnika nastawienia do indywidualnego życia w poszczególnych religiach tego rejonu. A jest ono bardziej różnorodne i nie daje się wtłoczyć do jednego sche-
matyc/nego wzorca religijnego. Oscyluje od egipskiego optymizmu do pesymizmu ludzi wychowanych na eposie gilgameszowym
w Mezopotamii.
Trudno odmówić słuszności tym uwagom, ale mimo to angielska szkoła mitu i rytuału stanowi zbyt silną pozycję w religioznawstwie światowym doby współczesnej, aby ją można było lekceważyć czy próbować dyskredytować ze względu na pewne niedociągnięcia. Sejm religioznawców z całego świata — dwa kolejne kongresy międzynarodowe: amsterdamski z 1950 roku z tematem „Mit i rytuał” i rzymski z 1955 roku z tematem ,,Boska instytucja króla” — uległ wyraźnie sugestiom angielskich uczonych ze szkoły mitu i rytuału oraz ich rodzimym i szwedzkim kontynuatorom. Szwedzkim, ponieważ angielska szkoła mitu i rytuału posiada odgałęzienie skandynawskie w postaci szkoły upsalskiej z religioznawcą porównawczym Geo Widengrenem i starotesta-mentowcem I. Engncllcm na czele. Uczeni ci idą nieco odmiennymi drogami, które wskazał im głównie Duńczyk Vilhelm Gron-bech, stosując mitorytualistyczną interpretację obrzędowego dramatu do religii germańskiej. Ale Skandynawowie przyjmują bez zastrzeżeń ideologię świętego królestwa.
Schemat, rzucony pomysłowo w 1933 roku, sprawdza się lub nic (w wielu przypadkach jest korygowany czy modyfikowany), ale żyje. Nad zastosowaniem go do religii Chin, Indochin, Japonii, Oceanii tak naprawdę nikt jeszcze nie pracował. Może dopiero w przyszłości jakiś sinolog czy oceanista zechce zastosować go do wierzeń Dalekiego Wschodu i zweryfikować jego słuszność na tym egzotycznym materiale. To racja, że wyszedł on i pozostał wr rękach teologów chrześcijańskich, którzy go zmonopolizowali na chwałę swej wiary. Ale to nie znaczy, że jest z gruntu fałszywy i jednostronny.
Religioznawstwo angielskie ceni się dziś dość wysoko. Gdy w 1950 roku wspólnym zbiorowym wysiłkiem powołano do życia Międzynarodowe Stowarzyszenie Historii Religii, to oczy wszystkich religioznawców skierowały się ku Paryżowi, ku Ave-nue Kleber, siedzibie UNESCO. Nie na próżno. Gdy w rok potem ta placówka kulturalna wezwała ekspertów od spraw religii świata do wypowiedzenia swej fachowej opinii w tak ważnej dla międzynarodowego zbliżenia sprawie, to zasadniczy referat powierzo-
*263