tylko dwoje stojących razem dzieci, na końcu drewnianego mostku, w cieplarni z przeszklonym dachem. Matka miała wtedy pięć lat (1898) a jej brat siedem. On opierał się plecami o balustradę mostku, na której trzymał wy. ciągniętą rękę. Ona, nieco dalej, mniejsza, stała zwrócona przodem. Czuło się, że fotograf powiedział jej: „Przysuń się trochę, żeby było cię widać”. Złączyła ręce, trzymając nieporadnie jedną ręką palec drugiej, jak to często robią dzieci. Brat i siostra, bliscy sobie, jak wiedziałem, z powodu braku bliskości między rodzicami, którzy niedługo potem mieli się rozwieść, pozowali jedno koło drugiego, same dzieci, w prześwicie liści i palm cieplarni (był to dom, w którym moja matka się urodziła, w Chennevieres-sur-Mame).
Przyglądałem się dziewczynce i wreszcie odnalazłem moją matkę. Wyrazistość twarzy, naiwne złożenie rąk, miejsce, które grzecznie zajęła, ani nie eksponując się, ani ukrywając, wreszcie wyraz całej postaci, który odróżniał ją, jak odróżniamy Dobro od Zła, od małej histerycznej dziewczynki, strojącej miny laleczki,
która bawi się w dorosłą — to wszystko tworzyło obraz najwyższej niewinności (jeśli wziąć to słowo etymologicznie, „nie potrafię zawinić”). To wszystko przekształciło fotograficzną pozę w ten nie mogący trwać paradoks, a jednak potwierdzony całym jej życiem: postawę łagodności. Na tej twarzy, dziewczynki, widziałem dobroć, która uformowała natychmiast i na zawsze jej istotę, choć nie otrzymała tego od nikogo. Jak podobna dobroć mogła pochodzić od niedoskonałych rodziców, którzy ją źle kochali, krótko mówiąc: od rodziny? Jej dobroć była poza układami, nie należała do żadnego systemu, a przynajmniej umieszczała się poza jakąś określoną moralnością (na przykład ewangeliczną). Nie umiałbym jej lepiej zdefiniować, jak poprzez tę cechę (jedną z wielu), że nigdy, w całym naszym wspólnym życiu nie zwróciła mi „u-wagi”. Ta okoliczność, szczególna i krańcowa, tak abstrakcyjna w odniesieniu do określonego obrazu, była jednak obecna na fotografii, którą właśnie odnalazłem. „To nie wiemy obraz, to tylko obraz” — powiada Godard. Ale mój