125
Religia jako system kulturowy
uczyniono bardzo niewielki krok naprzód w zakresie teoretycznej ich interpretacji. Poza kilkoma wyjątkami, takimi jak stosunkowo nowe analizy wróżbiarstwa u Dinków przeprowadzone przez Lienhardtą nie wyszliśmy poza typ zdroworozsądkowej teorii zapoczątkowanej przez Malinowskiego, która głosi, że religia pomaga przetrwać „sytuacje uczuciowego napięcia, przełomowe momenty życia [...], z których nie istnieje wyjście drogą empiryczną lecz jedynie za pośrednictwem rytuału i wie-rzenią z pomocą nadprzyrodzonego”29. Nieadekwatność takiej „teologii optymizmu”, jak ją dosyć szyderczo, nazwał Nadel, jest kwestią oczywistą . W swej długiej karierze religii zdarzało się prawdopodobnie równie często siać w ludziach niepokój, co ich pocieszać. Równie często zmuszała ich by, bez zmrużenia okiem, stawali do bezpośredniej konfrontacji z faktem, że przychodząc na świat są skazani na wszelakie problemy, jak i umożliwiała unikanie tego typu konfrontacji, przenosząc ludzkość w swego rodzaju infantylne, baśniowe światy, gdzie - jak to ujął Malinowski - „nadzieja nie może zawieść, a pragnienie oszukać”31. Może z wyjątkiem Christian Science, niewiele jest tradycji religijnych, „wielkich” czy też „małych”, w których z uporem nie głoszono by twierdzenią że życie jest cierpieniem (niewykluczone zresztą że w ogóle nie ma takich religii). W niektórych tradycjach przekonanie to bywa wręcz gloryfikowane:
Była starą kobietą [z plemienia Ba-Ila], z rodziny o długiej genealogii. Lezą, Dręczyciel, podniósł rękę na jej rodzinę. Gdy była jeszcze dzieckiem, zabił jej matkę i ojca, a na przestrzeni lat wszyscy jej bliscy pomarli. Powiedziała sobie: „Przecież tych, których niańczę na swych kolanach, będzie mi dane zachować przy sobie”. Lecz nie, nawet i tych — dzieci jej dzieci — odebrano jej. [...] Wtedy w jej sercu zrodziło się rozpaczliwe postanowienie: znaleźć Boga i zapytać go, jaki jest sens tego wszystkiego. [...] Wyruszyła więc w drogę, wędrując od kraju do kraju, a stale towarzyszyła jej jedna myśl: „Dotrę do krańca Ziemi, tam odnajdę drogę do Boga, i zapytam Go: «Cóż takiego Ci uczyniłam, że tak mnie doświadczyłeś?*”. Nigdy nie odnalazła krańca Ziemi, lecz mimo rozczarowania nie przerywała poszukiwań. A gdy przemierzała kraj za krajem, napotykani ludzie pytali ją: „Co cię sprowadza, stara kobieto?”, ona zaś odpowiadała: „Szukam Leży”. „Szukasz Leży? A po co?”. „Bracią i wy mnie pytacie? Czyż jest w tym narodzie ktoś, kto znosiłby tyle cierpień, co ja?”. Na co znów ją pytano: „A w jaki sposób cierpiałaś?”. „Oto, jak cierpiałam” — odpowiadała — „Jestem zupełnie sama. Jestem tym, kogo tu przed sobą widzicie: samotną starą kobietą”. Na to oni odpowiadali: „Tak, to prawda, tym właśnie jesteś! Osieroconą pogrążoną w żalu po przyjaciołach i mężu kobietą. W czym zatem różnisz się od innych? Dręczyciel siedzi każdemu z nas na karku i nie możemy go z siebie strząsnąć”. Nigdy nie spełniła swojego pragnienia. Umarła-bo pękło jej serce32.
Jako problem religijny, problem cierpienia nie polega, paradoksalnie, na tym, jak uniknąć cierpienia, lecz jak sprawić, by fizyczny ból, osobista strata, klęska poniesiona na oczach świata czy bezsilność, jaką odczuwa-