74 / Laboratoria zmy*|^
udało mu sie wreszcie w jakiś sposób zabić własne ciało. To sam duch Anzelma, zbyt bezlitośnie surowy, uczynił z niego szkielet na nkutcU ciągłych starań, ascezy, postów: umartwianie się zdołało w nim wygrać wyścig ze śmiercią. Ci jednak, co go znali, napisali o nim: „miratarnur omnes subtilitatis ejus inexu|>erabiles vires,ł2. Tak już wychudł, wysechł, że mógł zdawać się trupem, chociaż był bardziej żywy od najsolidniej zbudowanych. Nie należy się więc dziwić, że Anzelm po śmierci nie wydaje się bardziej czerstwy, gdyż tak wyglądał już za życia”3.
„Mają pomysły święci, żeby się dręczyć!” — wykrzykiwał Piotr Daimtl ni, mając na myśli świętego Romualda.
‘W
Święty Franciszek Saverio nie dawał posłuchu „bezlitosnym ujadamon głodu”4 nawet po „czterech, pięciu, a nawet i siedmiu dniach”5, j „Rozzłoszczony na siebie samego, bo więcej jego ciało mogło znieść udręki, niż potrafił wymyślić jego duch, wynalazł nowy rodzaj męki. która pozwoliła mu zrozumieć prostą prawdę, to jest to, co u świętego Zenona uważał dotąd za retoryczną przesadę, a mianowicie, że tn une corpore lot martyria videnlur esse, ąuot membra6. Powiązał sobie mocnymi powrozami nogi, uda, ramiona tak boleśnie, że pomału [I wbijały się w ciało i tkwiły tam, jakby w nie wrosły”7.
„Żeby zaspokoić nienasycone pragnienie udręki, jakie żywił Franciszek, trzeba było, aby samo niebo starało się nieustannie dostarczać' mu pod kuszącymi pozorami zadatek owych cierpień, których użyczyć] miało mu wkrótce bez żadnych ograniczeń”8. Pragnienie udręki nie ustawało również w nocy: dzień i noc łączyły się w jedną niekończącą się sekwencję umartwień. „Kuszące pozory”, nocne zjawy, dręczącej fantazje ukazywały mu kolejno przerażające sceny, obrazy ponurych, trapiących koszmarów. Na śpiącego spływały z nieba dręczące wizje nieznośnych trudów: „[niebo] kazało mu we śnie dźwigać na plecach strasznych olbrzymów albo ciężkie krzyże”9. W czasie jego pobyt! w Vicenzy siwy święty Hieronim ukazał mu pewnej nocy ..całą trasę jego męczącej podróży [...] i odmalował mu w duszy a to wzburzone zatoki, a to strome skały”10. Od „niedostępnych pustyni” Wschodu wiały na głowę śpiącego potężne wiatry, rozbudzając w niej wuje dalekich, mozolnych, nieosiągalnych celów. Podróże pośród potwoiśw, herezjarchów, pogan, góry nie do zdobycia, wzburzone ciemne wody, bitwy toczone „samotnie, bez tarczy, bez hełmu, bez zbroi’* pn«S
groźnym flotom, przeciw barbarzyńskim hordom, odpieranym jedynie siłą jego gniewnych słów: „zaatakował ich. groził im, ogłuszył ich, przepędził, tak że wszyscy rzucili się przerażeni do ucieczki”11,
„Powietrzne arsenały” otwarte były na „niewiarygodne cuda jednego człowieka”: „Mgły, błyskawice, grzmoty, pioruny, fale popiołu i smoły, nieoczekiwany grad kamieni; wydawało się. że ma klucz do najgłębszych podziemnych grot, gdzie kryją się wiatry, i że uwalnia je jedne po drugich, aby obalić mury, wysadzić w powietrze domy, ukazać, jak wyglądać będzie dzień Sądu Ostatecznego”1*.
Niczym rozsierdzony wulkan obrzucał zatwardziałych grzeszników przerażającym repertuarem gróźb rodem z Apokalipsy. Niczym zdolny artysta odmalowujący świętą karę antycypował jej pierwsze szorstkie pieszczoty. Żywy talizman, którego słuchały wody i ryby (krab - zgodnie t legendą — pizytaszczy ł jego krzyżyk, „porwany przez prąd”), przepowiadał zatonięcia, ochraniał statki. „Kupcy na wyścigi prosili go. aby wsiadł na ich statek, gdyż w ten sposób mogli dowieść bezpiecznie swoje towary”. W samym „sercu barbarzyństwa” zniszczy! własnymi rękami czterdzieści tysięcy posągów bałwanów; na nizinach i w górach Orientu, na „dzikich”, „strasznych” wyspach ochrzcił sam „ponad milion dwieście tysięcy osób”. Siedemnastowieczna hiperbola służ) przedstawianiu bezkresnych wizji, przywoływaniu ludzkich tturaów, chrzczonych niestrudzoną dłonią niezwykłego ewangelizatora. Zdziwienie budzi przejmujący brak równowagi między dwiema liczbami: z jednej strony pojedynczy człowiek, z drugiej - milion dwieście tysięcy twarzy. Wielkie liczby |x>ruszają wyobraźnię zafascynowaną nieodpartym wrażeniem, jakie wywierają niespotykane i nieprzystające do siebie cyfry. Adynaton ponadto sprawia, że dodatkowemu jeszcze powiększeniu ulega obraz herkulesowego samotnego misjonarza, żywego paradoksu (wątły pokonuje silnych), wcielającego się w bezgraniczną moc słabego człowieka, którym kieruje siła ukrytego w nim Boga. Straszliwa moc słowa pozwała wygrywać biblijne bitwy.
Kiedy przynoszono do stóp chrześcijańskiego taumaturga chorych, spryskiwał im twarz wodą święconą „i szybko stawiał na nogi, zdrowych i silnych”13. Zdarzało się to w wypadku „najzwyklejszych chorób”. Gdy jednak natykał się na poważne i trudne przypadki, uruchamiało to w nim mechanizm samokarania się. Były choroby, z których „pragnął