12
nigdy utrzymać wobec przedmiotowej krytyki. Odpowiedzialność etyczna, moralna, ciąży jednako na wszystkich. Ale odpowiedzialność społeczna, dziejowa, ciąży przedewszystkiem na ludziach dobrej woli. I jeden jest tylko ratunek dla sprawy ludowej: żeby ludzie dobrej woli przestali kontentować się odkryciami zlej woli, lecz żeby weszli w samych siebie i zastanowili się nad błędami przez siebie samych popełnianemi na każdym kroku. Innej rady absolutnie niema; to jest prawidło obowiązujące wszelkie sprawy, a dla naszej sprawy ludowej nie będzie przecież wyjątku.
Dlategoto pragnąłbym z ludźmi dobrej woli zastanowić się nad sposobami obchodzenia się ze sprawą ludową.
Czytelnik ma zupełne prawo wymagać, żebym przedewszystkiem sam odkrył przyłbicę, żeby wiedział, z kim ma do czynienia. Otóż zapatrywanie moje na ruch ludowy jest następujące:
Sprawa ta ma dwie strony: jedne powszechną, a zatem także polską i drugą, specyficznie polską. Zacznijmy od powszechnej.
Minęły już czasy, kiedy na definicyę ludu starczyło radło; w takim razie w Anglii byłoby ludu niezmiernie mało, (mam na myśli Anglię właściwą), a nie szukając tak daleko, w t. z. obwodzie przemysłowym Górnego Ślązka nie byłoby prawie całkiem polskiego ludu w stosunku do ogółu ludności. Mamy lud miejski i wiejski. Ponieważ Galicya jest krajem co do rozwoju stosunków bardzo zacofanym, u nas tedy na definicyę ludu wiejskiego starczy jeszcze na dziś jako tako — radło; ale nie będzie to już długo trwało. Już dziś w niektórych okolicach część ludu niewątpliwie wiejskiego niema nic do czynienia z pługiem, ani z własnym, ani z cudzym, nie trudniąc się wcale rolnictwem. Czem więcej takich, tern lepiej, bo oni odkrywają i zdobywają nowe źródła dochodu. Czyż przestają przez to być integralną cząstką ludu?
Różniczkowanie zajęć wśród ludu wiejskiego powstaje tylko z walki o byt; gdyby nie jej surowość, rolnictwo byłoby niewątpliwie zawsze jedynem jego zajęciem. Walka o byt prowadzi tedy lud do postępu w swo.jem własnem łonie i powoli rozszerza mu horyzont. Za czasów pańszczyźnianych walka o byt nie istniała niemal całkiem; chłop mógł być krzywdzony, ale wiedział napewno, że zje i z głodu nie umrze. Inaczej potem; trzeba było własnowolność okupie tern, że się musi samemu o sobie radzić, a gdy przy > matce ziemi« głód, trzeba sobie poszukać choćby macochy. W dzisiejszej właśnie dobie wydatność żywicielska ziemi nagle nieproporcyonalnie się zmniejszyła wszędzie, stąd też wszędzie nastały ruchy ludowe, szukanie czegoś, co jest po prostu tłumnem szukaniem utrzymania. Przy zacofanem rolnictwie naszego ludu wydatność żywicielska ziemi skurczyła się u nas jeszcze groźniej, niż gdzieindziej, stąd też i ruch ludowy u nas gwałtowniejszy. A że owo szukanie utrzymania odbywa się tłumnie i w tłumie, stąd przeróżne zawikłania, różne naleciałości, które na zewnątrz nadają sprawie inne nieraz pozory. Czem niżej stoi oświata ludowa, tem więcej tych zawikłań. Przy pewnym, należycie niskim jej stopniu łatwo nawet o to, że sam lud przez dłuższy czas nie zdaje sobie sprawy z tego, że rusza się po prostu za niczem innem, jak tylko za chlebem. Szuka z początku »czegośc, sam niewie, czego. Historya takich ruchów notuje sporo.
Walka o byt jest jednakże trojaka: materyalna, społeczna i moralna. Ostatnia z nich dostępną jest tylko jednostkom wyższym, ogółu ona nie tyka; pierwsza zaś z nich jest powszechną bez względu na czas i miejsce. Społeczna zaś pojawia się przy pewnym stopniu oświaty, czasem silniejszym buchnie płomieniem, czasem przygaśnie; dostępną jest dla całej średniej warstwy społeczeństwa, dla wszystkiego, co się wznosi ponad apalyę i bezmyślność człowieka, któremu do życia wystarcza: zjeść.
Gdziekolwiek też u ludu podniesie się oświata, występuje lud zaraz do społecznej walki o byt; żąda dla siebie uznania, wymaga, żeby się z nim liczyć i słuchać uważnie, gdy głos podniesie. Po prostu: nie pozwoli się bezkarnie ignorować w kraju, ani leż mieć siebie za hetkę-pętelkę. Chce wejść w naród, a gdyby mu tego odmówić, zdruzgoce gwałtem wszyst-