42
celowy wyjątek. Tę zaś sprawę lud traktuje zasadniczo. Słyszeć lei można u ludu: »dobry pan, ale cóż z tego, kiedy straszliwa w nim pycha«. Cóż dopiero mówić o tych, którzy pychę swą odsłaniają sami wobec ludu i dają mu odczuć swoje zapatrywania na dobre i złe urodzenie. A o tych, którzy dmą się i pysznią, nie będąc nawet szlachcicami, o tych niema jibż nawet co mówić. Toteż caeteris paribus zawsze najlepiej, gdy we dworze rezyduje prawdziwy szlachcic. O magnatach, o ary-stokracyi, niema tu co wspominać, bo oni żadnych stosunków z ludem nie mają, oddzieleni od niego szeregami pośredników gospodarczych; sami osobiście niczego ani psują, ani też nie naprawią').
Te są dwa źródła niechęci ludu do dworów; trzeciego źródła stanowczo niema, chybabyśmy chcieli generalizować jakieś rzadkie, sporadyczne wypadki — a tego się nie godzi.
Te dwa źródła zlewając się wydają jednak taką mięsza-ninę, że pozornie wydaje się nieraz, jakobyśmy mieli do czynienia z niewiedzieć czemś innem. Przygodne przeróżne naleciałości nadają zabarwienie i mylą nasz sąd, zarówno inteli-gencyi miejskiej, jak szlachty i nawet samych ludowców.
Lud nie zdoła określić należycie i wyrazić jasno właściwych przyczyn swej niechęci; on tylko trzyma się tych sposobności, przy których niechęć wybuchnie, a my generalizując konkretny fakt, będący tylko zewnętrznym pozorem, dochodzimy do mylnych wniosków. W zawikłaniu wywołanem ruchem ludowym, wśród gorączki i gmatwaniny, trudno klasyfikować i brakować należycie rozmaite objawy. Gdy zaś lud ma stanowić o czemś dotyczącem osobiście osoby dziedzica (n. p. przy wyborach), idzie za popędem sympatyi lub anty-patyi; toć naturalne. Przy takiej zaś sposobności agitacya wyborcza (z oby d w ó c h stron) nie przebiera w środkach i wymyśla argumentów, ile się da, a zmyśla, co się zmieści; czegóż
’) Milo uznać, że gdziekolwiek magnat (ale prawdziwy) siedzi na wsi i nie stroni od bezpośredniego stosunku z ludem, zazwyczaj daje dobry przykład szlachcic postępowaniem swem względem ludu.
się dziwić, że czasem chłop jakiejś cząstce tych podpowiadań da wiarę? Gdzie inu »pan« osobiście miły, gotów uwierzyć, że wszelkie urzędy i godności należą się tylko szlachcie; gdzie mu zaś niemiły, gotów uwierzyć, że świat cały byłby o dużo porządniejszy, gdyby nie ta szlachta!
Czem więcej we dworach pyszałków, tern łacniej niechęć do pewnego szlachcica zamieni się na ogólną niechęć do •obszarników*. Lud teraz informuje się wzajemnie, jak rzeczy stoją i w tym i w tamtym i w owym powiecie. Gdy sobie zliczy, że utracyuszostwo i pyszałkostwo są ogólnemi cechami szlachty, nastanie zasadnicza do szlachty nienawiść, bo są tacy, którzy uczuciom ludu ten kształt nadadzą; gdy zaś lud zliczy, że szlachta po większej części bywa rządna i skromna, natenczas mogą sobie »agitatorowie* wysuszyć płuca i mózgi, a nie zdołają bezwarunkowo, nie zdołają żadną miarą zasiać nienawiści społecznej.
Potrzeba tylko, żeby dwory się obliczyły, ile ich zaliczyć na tę stronę, a ile na ową — a przyszłość byłaby zaraz wiadomą. Ekonomiczne stosunki dadzą się nawet z daleka obliczyć statystycznie; ale te drugie nie.
Kacyonaliści polityczni, socyaliści i wszelacy opiekunowie ludu zasadzający miłość ludu na nienawiści szlachty, nie wiele nam zrobią złego, jeżeli my sami nie przysposobimy im odpowiednio gruntu. Uczyniliśmy już w tej mierze dosyć, czas się już spostrzedz i nawrócić.
Jeżeli zaś kogo w tych wywodach cokolwiek drasnęło, niechże mi wybaczy; polityka nie do przyjemności służy, lecz dla korzyści; a ktoby chciał politykować zawsze gładko i układnie, ten tyle wart w życiu publicznem, ile w prywatnem — pochlebca.