88
przemysłu domowego. Z zestawienia dowiemy się, jaki rodzaj zajęcia jest najintratniejszym co do ceny dnia, a jaki najbardziej upośledzonym. Na koniec zaś będziemy mieli jasny już pogląd, na indukcyi oparty, jaka jest przyszłość wieśniaczego rolnictwa w przypuszczalnie niezmiennych warunkach, a z tego dopiero wysnujemy wniosek, które zmiany warunków są pożądane, a które szkodliwe. Jest bowiem sporo okoliczności takich, co do których podzielone są zdania, azali one korzystne są dla ludu, czy też szkodliwe.
Ileż np. zależy od rozstrzygnięcia kwestyi choćby tej, czy chłopu lepiej się opłaca robota na własnem, czy na cu-dzem? Albo: czy więcej zarobiłby, gdyby mógł więcej pracować na roli (mając większe gospodarstwo), czy leż gdyby gospodarstwo mniej go odrywało od jakiej pracy, którą za uboczną uważa? Jaki w danej okolicy musi być obszar gospodarstwa, żeby zaspokoić potrzeby materyalne najwykwintniejszego pod tym względem chłopa bez obawy o długi? Przyjąwszy pewien stopień potrzeb materyalnych u ludu za normę, jako nasze »desiderium«, obliczyć,' ilumorgowe gospodarstwo w danej okolicy potrafiłoby je spełnić, a niżej ilu morgów spadłoby ono na »pium desideriuim?
Geny produktów przez lud tak wytwarzanych, jako też kupowanych, wymagają także skrzętnego studyum. Wnioski wysnute z zestawienia cen na lud przez handlarzy nakładanych doprowadziłyby z pewnością w niejednem do ulżenia chłopskiej biedzie.
Nie wiemy prawie zgoła, skąd pochodzą najważniejsze towary przez lud kupowane. Jak ciekawym byłby n. p. kupiecki rodowód nowo wystawionej chaty! Ona się stawia często o kilka mil od miejsca swego przeznaczenia, rozkłada, przewozi i znowu składa. Lud pod Krakowem zamawia sobie chaty często w okolicy Myślenic. Gdzie się wyrabia sukno na wieśniacze ubiory, gdzie i jacy krawcy je robią — niewiadomo; a wszak to jest wielka gałąź przemysłu. Gdzie się fabrykują ich kożuchy, czapki, kapelusze? Są to artykuły, których produkcya dochodzi setek tysięcy, a któż z nas o to się troszczy? Całe kupiectwo łączące się z niemi jest dla nas ziemią nieznaną.
Co chłop jada, wiadomo poniekąd z cennej pracy prof. Cybulskiego. Ilóżne okolice mają jednak pewne specyalne potrawy, dostarczane przez przyrodę miejscową. Pewną też jest już rzeczą, że jakkolwiek sam rodzaj pokarmu niewielką miewa warlość, nawet ta mała wartość nic bywa należycie wyzyskaną przez właściwy sposób przyprawienia. Chłopki nie umieją gotować; ich gotowanie polega na zmieszaniu z wodą i pozostawieniu przez jakiś czas na ogniu. Czy też jest okolica, w której istnieje jakaś sztuka kulinarna, chociażby najprymi-tewniejsza, w której dziewczęta wiejskie uczą się gotować i jak one gotują? Zdaje mi się, że do najgwałtowniejszych potrzeb ludowych należy, żeby kobiety wiejskie nauczyć gotować; kasza dobrze przyrządzona inny ma zgoła smak i inną wartość spożywczą od kaszy zmiętoszonej na złej kuchni. Ale szerzenie wiadomości kulinarnych nie jest ani konserwatywnem, ani liberalnem; lud zaś sam potrzeby tej nie odczuwa, jakkolwiek nie ulega wątpliwości, że w tym wypadku nie sprzeciwiałby się reformie.
Pozostaje jeszcze zwrócić uwagę na tak zwany przemysł domowy. Porozumiejmy się najpierw, co to słowo ma znaczyć. Przypuśćmy, że ktoś wybrał się studyować stosunki szlachty wiejskiej. W jednym dworze zastaje panią haftującą złotem stulę; w drugim pani wyrabia jakąś arcyozdobną poduszeczkę; w trzecim ślęczy nad jakąś fatalaszką przeznaczoną mężowi na imieniny — ot, takie różne rzeczy, które na wystawie lwowskiej razem zebrawszy, nazwano je zuchwale pawilonem »pracy* kobiet polskich; podczas gdy one mogą dowodzić jedynie chyba, że te »pracownice« miały niezmiernie dużo wolnego czasu, skoro się mogły zabrać do takich >wyrobów*. Pani mająca czasu do zbytku, a do roboty niemal nic, zabawia się bardzo ładnie i chwalebnie — haftem. A gdyby tak ktoś z tego wysnuł wniosek, że szlachcianki polskie uprawiają hafciarski przemysł domowy? A jednak ruska dziewczyna, mając czasu wolnego też dużo, haftuje sobie, przez kilka ty-