Awangarda i kicz
rozwoju. Dzisiaj jednak ta kultura została opuszczona przez tych, do których w istocie należy — przez naszą klasę rządzącą. Bo do niej to należy awangarda. Żadna kultura nie może rozwijać się bez społecznej bazy, bez źródła stałych zarobków. A w wypadku awangardy źródła tego dostarczała elita klasy rządzącej w tym społeczeństwie, od którego awangarda w swoim przekonaniu się odcinała, choć łączyła ją z nim zawsze złota pępowina. Paradoks, ale i rzeczywisto ść. Teraz natomiast ta elita szybko maleje. Ponieważ awangarda stanowi jedyną żywą kulturę, jaką mamy, najbliższa przyszłość samej kultury jest zagrożona.
Nie powinny nas łudzić powierzchowne zjawiska i lokalne sukcesy. Wystawy Picassa ściągają tłumy, a T.S. Eliota wykłada się na uniwersytetach; handlarze nowoczesną sztuką prosperują, a wydawcy ciągle jeszcze wydają „trudną” poezję. Ale sama awangarda, już wietrząc niebezpieczeństwo, staje się z każdym dniem coraz bardziej trwożliwa. Akademizm i komercjalizm pojawiają się tam, gdzie najmniej się ich oczekiwało. Może to oznaczać tylko jedno: że awangarda zaczyna być niepewna odbiorców, od których zależy — bogatych i wykształconych.
Czy tylko sama natura awangardy ponosi odpowiedzialność za niebezpieczeństwo, w jakim się znalazła? Czy też jest to jedynie pogarszająca okoliczność? Czy wchodzą tu w grę inne, może ważniejsze czynniki?
Tam gdzie jest awangarda, znajdujemy zwykle również ariergardę. I w samej rzeczy, równocześnie z wystąpieniem awangardy pojawiło się drugie nowe zjawisko na przemysłowym Zachodzie: coś, czemu Niemcy nadali znakomitą nazwę kitsch• popularna, handlowa sztuka i literatura, z chromografią, okładkami magazynów, ilustracjami, ogłoszeniami, tanim romansem, komiksem, muzyką z Tln-Pan Alley, tańcem w szybkich rytmach, filmami Hollywoodu
43