102
W lesie załamał ai| Edward prosząc aby go zastrzelić, gdyż dalej już nie może iść. Odmówiłem i powiedziałem, że jeśli nie może to niech zostanie, a już Niemcy zastąpią mnie. Pozostał, ale po paru kilometrach dogonił nas i szedł później doskonale.
Zdecydowałem się rozbić na trzy zespoły i przedzierać się w rozsypce. Nic z tego nie wyszło. Wszyscy chcieli iść ze mnę. Oddawałem broń i zegarek, prosiłem i groziłem. Mowy nie było, choć to była nasza jedyna szansa, choć dla paru jeszcze. Ślady zostawialiśmy jak stado bawołów, gdyż po lesie nikt inny nie wałęsał się.
Później dowiedziałem się od Gestapo w Opolu, że tę strefę ogłoszono jako niebezpieczną ze względu na kilku bandytów, którzy uciekli z więzienia. Ślady w lesie były śladami naszymi i tylko naszymi.
Po tej nocy, odpoczywając naszym zwyczajem w dzień, u-legliśmy zbiorowej halucynacji. Stojąc w gęstym zadrzewieniu widzieliśmy zupełnie wyraźnie, jak od drzewa do drzewa przebiegają niemieccy żołnierze w pełnym oporządzeniu i panterkach . Włosy stanęłyby na naszych głowach gdybyśmy je mieli. Mój łodzianin ukląkł i złożył się z karabinu. W ostatniej chwili wyrwałem mu broń tłumacząc, że jakoś nie słychać szelestów, ani kroków, a są przecież już tak blisko. Wszyscy zrozumieliśmy, że to było złudzenie. Dla odzyskania równowagi zarządziliśmy dalszy marsz, zresztą robił się już wieczór.
Trzecie zdarzenie było dnia 12-go stycznia o świcie.
Zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby pozamieniać się płaszczami . Ci, co mieli lepsze oddawali drugim i tak kilka razy dziennie każdy miał choć po parę godzin coś ciepłego na sobie. Ja miałem rosyjską wojskową “watówkę", czy jak to się nazywało, więc zamieniałem się z Franciszkiem, który miał podobną figurę; obaj byliśmy jednego wzrostu.
Zdejmując ją musiałem rozpiąć pasek za którym był zatknięty pistolet. Podałem więc go łodzianinowi i dalej rozbierałem się. Staliśmy w koło. Naprzeciwko mnie Franciszek, łodzianin zaczął coś manipulować i oddał strzał. Franciszek padł z miejsca z kulą w brzuchu. Działo się to może parę kilometrów od jakiegoś niewielkiego osiedla. Ogarnęła mnie zgroza, bo dla Franciszka w tych warunkach nie było ratunku. Wystrzał raniutko w lesie musiał być słyszany w osiedlu, a więc znowu podawał nasz trop. A my opadaliśmy już z sił.
Franciszek rozumiał to równie dobrze haj i wszyscy i zachował się jak bohater. Poprosił aby go skryć w jakieś gęste krzaki, aby nie było tropu i jakna j szybo i. e j uciekać.
Popłakaliśmy się wszyscy jak dzieci. Przeżegnaliśmy i pożegnaliśmy Pranciszka, dobrze ukrytego i ruszyliśmy jak najdalej nie myśląc o tym, że to już pełny dzień. Maszerowaliśmy jeszcze dobre parę godzin i ostatecznie wszyscy bez wyjątku ustali. Znalazłszy znowu jakieś i tym razem bardzo gęste podszycie, postanowiliśmy do wieczora odpoczywać. Tym razem pospaliśmy się wszyscy, kładąc się na ziemi.
Obudziły nas krzyki niemieckie bardzo bliskie. Ostrożnie wyjrzałem i zobaczyłem dookoła Niemców. Byli w mundurach leśników i SA. DowodźLł nimi jakiś starszy gość, do którego zwracali się per major. Oddaleni byli jakieś 30 metrów i mieli maszynowy broń (pistolety), karabiny i strzelby myśliwskie.
O przebiciu się nie było co marzyć. Zabić któregokolwiek nie mogliśmy, pozostało się tylko poddać. I tak też uczyniliśmy.
Ten major nie pozwolił nas bić i kazał odprowadzić do
wsi
Po drodze zabraliśmy zwłoki ś.p. Franciszka, który został pochowany- ale przez kogo nie wiem.
już podczas badań w Opolu, tej samej nocy mogłem się zorientować jak wielkie szanse powodzenia miał nasz plan ucieczki i jak najgłupszy wypadek go zniweczył.
Okazało się, że obóz o naszej eskapadzie dowiedział sif dopiero późną nocą, kiedy Gestapo zapytywało wszystkie okoliczne obozy czy gdzieś nie brak więźniów.
Nasz kapo, kiedy dobiegł do wsi, w której nie było policjanta, długo opowiadał o całej awanturze, ale nikt z chłopów mu nie wierzył. Ostatecznie zbili mu pysk i zamknęli w areszcie gminnym. Dlaczego się nie zainteresowali dopiero późno w nocy - nie umiem powiedzieć.
Przejazd przez most również nie wywołał, tak, jak sądzi-dziliśmy natychmiastowej reakcji żandarmerii, ale to było mniej dziwne, gdyż często się zdarza niezrozumienie rozkazu, czy brak dyscypliny.
Dopiero nasza potyczka na drodze postawiła na nogi władze bezpieczeństwa.
Gdyby więc nie było ucieczki kapo, która nas tak bardzo przygnębiła i powodowała, że na każdym kroku widzieliśmy za-