2. Satysfakcja seksualna źródłem radości żony
Radość udziałem tylko męża? "... moje ciało... udręczone. Podczas pożaru naszego zjednoczenia tak rzadko me ciało osiąga cel - tak rzadko zaczyna wibrować! Choć pragnę tego z całego serca i chcę ze wszystkich sił, nic się nie dzieje. Zupełnie jak silnik, który nie chce zaskoczyć - albo kiedy zaskoczył, bez celu obraca się przez długi czas. Nienawidzę siebie. Zaczynam bać się tych nocy, które nie pozwalają nam się nawzajem odnaleźć! John sprawia wrażenie zaspokojonego. Czy tak jest naprawdę? Ukrywam przed nim swoje rozczarowanie, którego nie potrafi zaspokoić. Czy radość ma być wyłącznie udziałem męża? Jakiż sens ma radość, jeśli się jej z nikim nie dzieli? Narasta we mnie napięcie. Do jakiego końca zmierzam? Nie wiem".(1) Wiele kobiet na całym świecie przeżywa uczucia, które Ancelle, francuska pisarka, wyraża w swoim poemacie. Stara się ona oddać cierpienie i ukrytą torturę żony, która nie osiąga spełnienia seksualnego w małżeństwie. W literaturze światowej mamy wiele przykładów, mówiących o tym, że doświadcza tego większość kobiet. Wiem, że zarówno w Afryce, jak w innych częściach świata o odmiennej kulturze nie dopuszcza się myśli, że kobieta może znajdować radość spełnienia w stosunkach płciowych z mężem. Bardzo często przyjemność seksualną uważa się za coś przeznaczonego wyłącznie dla mężczyzny. Chociaż w naszej literaturze panuje odmienny pogląd, czasem się zastanawiam czy taka postawa podświadomie nie wpływa na nastawienie wielu osób. Biblia nie zgadza się z takim poglądem. Radość zmysłowa jest darem Boga przeznaczonym zarówno dla męża, jak i żony. Pragnę dodać otuchy tym żonom, które czają tak jak Ancelle, by nie traciły nadziei. Czyż nie mamy orędownika w Bogu, "który nam wszystkiego obficie dostarcza do używania"? (1 Tym 6, 17). Dlatego pragnę podzielić się pewnymi praktycznymi radami, które pomogły wielu kobietom. Znowu tajemnica leży w samoakceptacji kobiety, a zwłaszcza w tym, żeby powiedzieć "tak" swemu ciału, które w swoisty sposób doświadcza radości z życia. Muszę pokrótce zwrócić uwagę na niektóre różnice pomiędzy mężczyzną i kobietą, gdyż właśnie dzięki nim wyraża się bogactwo stworzenia. Bez żadnych zastrzeżeń powinniśmy przyjąć, że jesteśmy odmienni, gdyż tylko wtedy możemy uzupełniać się, oddać się sobie i naprawdę stać się jednością. Strzała i lustro Słowa i obraz tylko mogą musnąć tajemnicę osiągnięcia jedności przez dwoje ludzi, którzy zachowują się przy tym swą indywidualność. Żadne słowa nie oddadzą tego w pełni, żadne porównanie nie opisze należycie. Swego czasu mąż mój prowadził wykłady w Afryce na temat małżeństwa i jego znaczenia dla męża i żony, którym z racji ich odmienności, tak trudno stać się jedną osobą. Pamiętam, jak pewien afrykański pastor, starszy już człowiek, wstał w wypełnionej słuchaczami sali, i głosem uroczystym, drżącym ze wzruszenia spytał: "Jak to jest możliwe? Jak dwoje może stać się jedną osobą?" Odpowiedź nie jest prosta. I chyba nie można tego wyjaśnić, tylko doświadczyć w zdumieniu i podziwie. By dać pewne wyobrażenie, co ta jedność dwojga odrębnych ludzi znaczy, dr Bovet ze Szwajcarii proponuje, by męża uważać za głowę tej osobowości małżeńskiej, a żonę za serce. Oczywiście nie jest to wartościowanie w patriarchalnym sensie, ale mówi o roli, jaką każde z małżonków spełnia w małżeństwie, każde dzięki swym ściśle określonym zaletom. Mąż z racji swych cech zmierza raczej w kierunku myślenia niż czucia. Kiedy należy podjąć decyzję, zastanawia się, rozważa wszelkie za i przeciw, wreszcie powiada: "Jestem przekonany, że... Takie jest moje zdanie". Żona natomiast, obdarzona większą intuicją, zapewne powie: "Czuję, że to i to jest słuszne..." Oczywiście te przykłady są dalekie od ukazania absolutnej prawdy, raczej napomykają go czymś, co jest względne. Mężczyzna z pewnością potrafi "czuć", tak jak kobieta potrafi "myśleć". To samo odnosi się do innych porównań, których dr Bovet używa, żeby ukazać odmienność funkcji mężczyzny i kobiety. Mężczyznę porównuje do kapitana statku, podczas gdy żonę do osoby, która opiekuje się pasażerami. Mąż jest architektem i budowniczym domu, a jego żona dekoratorką wnętrza, to ona rozjaśnia wspólny dom swoją obecnością, przemienia go w zaciszne ognisko i w ten sposób wykorzystuje jeden ze swych specjalnych darów - stwarzania atmosfery. W medycynie symbolem mężczyzny jest koło ze strzałą, niegdyś używany jako znak planety Mars. Mężczyzna przypomina strzałę, jego zainteresowania są skierowane na zewnątrz w kierunku świata. Medycznym symbolem kobiety jest lustro, znak planety Wenus. Podoba mi się to porównanie, kobieta odzwierciedla bowiem miłość, jaką darzy ją mąż, i odpowiada na nią. Słomiany ogień i rozżarzony węgiel Różnice pomiędzy mężczyzną i kobietą są odzwierciedlone również w przeżyciu seksualnym. Biblia używa tu słowa "poznać" dla podkreślenia, że przeżycie to przekracza doznania fizyczne. Jest to wydarzenie, w którym biorą udział zarówno umysł, jak i duch. I właśnie dlatego koniecznie trzeba dogłębnie zrozumieć fizyczny proces współżycia dwojga ludzi i jego znaczenie. W przeciwnym razie nie można "poznać się" w pełnym sensie tego biblijnego określenia. Dla mężczyzny akt płciowy rozgrywa się w określonym czasie. Jego fizyczne pożądanie szybko narasta i równie szybko zostaje zaspokojone. Nie potrzebuje on długiego przygotowania. We względnie krótkim czasie osiąga kulminację i zaraz potem może zająć się innymi sprawami. Jak strzała zmierza prosto do celu. Krzywa jego przyjemności idzie ostro w górę, a kiedy osiągnie szczyt, prawie natychmiast spada do zera. U kobiety sprawa przedstawia się odmiennie. Jej potrzeba znacznie więcej czasu. Krzywa jej przyjemności idzie w górę łagodnie i stopniowo. Kulminacji doświadcza nie jakby z jednego punktu, ale raczej jakby z wyżyny. Z tej wyżyny schodzi powali i niechętnie. Jedna z moich afrykańskich sióstr, pani Ernestyna Banyolak, posłużyła się następującym przykładem, żeby zilustrować, jak różnie przedstawia się element czasu u mężczyzny i kobiety: przeżycia mężczyzny podobne są do ognia z zeschłych liści, który nagle bucha płomieniem i potem równie szybko gaśnie. Przeżycia kobiety natomiast porównać można do płonącego węgla. Jej mąż musi rozniecić ten ogień cierpliwie, z miłością. A kiedy buchnie jasnym płomieniem, będzie palił się intensywnie i promieniował ciepłem przez długi czas. I dlatego niełatwo jest zrozumieć kobiecie, że przeżycie mężczyzny ma określony początek i koniec. Dla niej akt miłosny, mówiąc ściśle, nie jest czynnością z określonym początkiem i zakończeniem. Dla niej atmosfera miłości w jakimś sensie zawsze trwa. Myślami i sercem jest przy mężu, nawet kiedy pracuje, przygotowuje posiłki, sprząta, pierze czy robi zakupy. Nie potrafi oddzielić ciała od duszy. To, co przeżywa wewnątrz, to samo wyraża na zewnątrz. Pragnienie miłości i zmysłowe pożądanie łączą się w jedno i przenikają całą jej istotę. Dlatego też zaspokojenie jej seksualnego pragnienia budzi w niej niezwykłe siły. Z łatwością daje sobie radę z drobnymi problemami codzienne życia. Spokój spełnienia nasyca ją promienną "zaraźliwą" radością życia. Mając właśnie na względzie tę radość życia, chcę mówić bardzo szczerze i rzeczowo o orgazmie i przeżyciach z nim związanych. Oczywiście nie twierdzę, że szczęście małżeństwa zależy wyłącznie od tego przeżycia, jak często powtarza się w taniej, popularnej literaturze. Wiem również, że każda kobieta ma odmienny sposób doznawania przeżyć seksualnych. Są to kobiety, które nigdy nie doświadczyły tego co zamierzam opisać - albo przynajmniej nie doświadczyły tego w ten sposób, a które mimo to żyją w harmonii ze sobą. W takich przypadkach żadna z nich nie powinna uważać siebie za kalekę pod względem seksualnym. Nie powinna też czynić wyrzutów swemu mężowi albo czuć się winna. Nie zamierzam pozbawiać ich wewnętrznego spokoju. Jednak może uda mi się niektórym małżeństwom ukazać nowe perspektywy wzajemnego poznania i jedności. Orgazm nie jest warunkiem udanego małżeństwa. Może jednak i często bywa owocem udanego małżeństwa. A jest to owoc wart zdobycia! Bóg chce dać ten owoc wszystkim parom - a te, które go nie zaznały, ponieważ są w dosłownym znaczeniu zbyt leniwe, żeby pracować nad swoim małżeństwem, i nie chce im się dowiedzieć, w jaki sposób zostały stworzone, niech siebie same o to obwiniają. Pragnę powiedzieć to głośno i dobitnie zwłaszcza tym chrześcijanom, którzy uważają siebie za zbyt "pobożnych", żeby studiować "przyziemne" sprawy. Chyba nie mówią poważnie słów wypowiadanych co niedziela w wyznaniu wiary: "Wierzę w Boga Ojca, Stworzyciela", który stworzył ich takimi, jakimi są. Płytki staw i jezioro górskie Jestem całkowicie pewna tego, że istnieje dwojaki sposób przeżywania przez kobietę przyjemności zmysłowych. Jeden sposób porównałabym do chlapania się dziecka w brodziku, co sprawia mu pewną przyjemność, choć nie umie jeszcze pływać. Drugi przypomina nurkowanie i pływanie w głębokich czystych wodach jeziora górskiego. Ten bardziej powierzchowy sposób polega na manipulowaniu łechtaczką. Łechtaczka leży w górnej części sromu ponad ujściem cewki moczowej, gdzie spotykają się fałdy skóry, zwane wargami mniejszymi. Łechtaczka kształtem przypomina penis, ale jest znacznie mniejsza. Zwykle ma długość 2 do 3 cm i jest bardzo wrażliwa na dotyk, gdyż ma wiele zakończeń nerwowych i dlatego daje przyjemność podczas fazy wstępnej. Jednak można osiągnąć orgazm przez pobudzanie łechtaczki. Kobiety opisują to jako powierzchowny nerwowy skurcz wynikający z ostrej kulminacji, która nie daje pełnego zadowolenia. Jest to odczucie powierzchowne, zewnętrzne, nie ogarniające całego ciała. Kobieta może je osiągnąć sama (mastrubacja) albo dzięki partnerowi, co się nazywa głęboką pieszczotą (deep petting). Jeśli dziewczyna w wyniku jednego z tych dwóch sposobów przywyknie do orgazmu łechtaczkowego, jej seksualizm może się ograniczyć do tej formy rozkoszy fizycznej i w przyszłości nieraz z trudnością przyjdzie jej dojrzeć do przeżyć pochwowych. Pozostanie w fazie autoerotycznej, bowiem głęboka pieszczota jest w rzeczywistości rodzajem wzajemnej masturbacji. Ponieważ nie nauczyła się posługiwać seksualizmem jako środkiem do nawiązania kontaktu, przywykła napięcie natychmiast przekształcać w przyjemność i traci energię, która jest jej potrzebna, by odnaleźć swoją prawdziwą kobiecość. W ten sposób powierzchowne, łechtaczkowe przeżycia zagrażają jej zdolności samoakceptacji. Nie można bowiem pływać w głębokim górskim jeziorze bez samoakceptacji. Dojrzewająca zmysłowość kobieca polega na przeniesieniu doznań z okolicy łechtaczki na pochwę. Kobiety, które przeszły od jednego doświadczenia do następnego, oceniają pierwsze jako dziecinne i niedojrzałe. "Po raz pierwszy poczułam się kobietą" - mówi każda z nich po przeżyciu orgazmu pochwowego. Opisują go jako bardzo głębokie przeżycie, które ogarnia całe ciało i daje kobiecie poczucie głębokiego odprężenia i satysfakcji. Master i Johnson próbowali dowieść metodami naukowymi, że nie ma różnicy pomiędzy orgazmem łechtaczkowym i pochwowym, jeśli idzie o czysto fizjologiczne objawy. Swymi metodami nie potrafili jednak zmierzyć piękna i tajemnej głębi doznań uczuciowych. Tak jak nie można oddać piękna symfonii zapisując dźwięk albo zmierzyć metodami naukowymi piękna wschodu słońca, oglądanego ze szczytu górskiego, tak samo nie można zmierzyć głębi radości, poczucia bezpieczeństwa i jedności, jakich doznaje żona w całkowitym zjednoczeniu - ciała, umysłu i ducha - ze swym mężem. W bardzo ciekawej pracy zamieszczonej w "Modern Woman" (Kobieta nowoczesna) dr Leah Schaefer dochodzi do tego samego wniosku. Stwierdza ona, że u kobiet przez nią badanych fizjologiczne doznanie orgazmu było takie samo, niezależnie od źródła stymulacji, ale uczuciowe doznania satysfakcji czy rozczarowania były bardzo różne. Jedna z kobiet powiedziała jej: "Dla mnie orgazm, który nastąpił w wyniku penetracji pochwowej, zaspokaja mnie o wiele bardziej... przenika mnie uczuciem całkowitego spełnienia... Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, kiedy się orgazm zaczyna - uczucia tego nie można powstrzymać, trudno jednak je zlokalizować w określonym miejscu, gdyż wydaje się wibrować w całym ciele".(2) W zasadzie doznanie łechtaczkowe jest w swej istocie doświadczeniem męskim, gdyż łechtaczka byłaby penisem, gdyby zamiast dziewczynki urodził się chłopiec. Niektóre działaczki ruchu kobiecego zaprzeczają przeżyciom pochwowym, co idzie w parze z ich zaprzeczeniem kobiecości. Zresztą wytrwale i konsekwentnie zaprzeczają wszystkiemu, co naprawdę kobiece, i dlatego zachęcają kobiety do masturbacji, kiedy pożądają przyjemności seksualnej, po to by się uniezależnić od mężczyzn, a jednocześnie "wyemancypować się" do przeżyć męskich. Gdyby poznały głębsze przyjemności seksualne, doprowadziłoby to je do akceptowania i pokochania swej kobiecości. Uważam za bardzo pomocne to, co napisali lekarze J. i L. Bird w książce pt. The Freedom of Sexual Love (Wolność miłości zmysłowej). Używają słowa "totalny" dla określenia dojrzałego żeńskiego orgazmu. A oto ich opis: "... Może słowo "totalny" najlepiej odda istotę żeńskiego orgazmu. Jest to orgazm, który zaczyna się głęboko w ciele kobiety - subiektywnie biorąc, przynajmniej w pochwie - i w miarę zwiększania się jego intensywności ogarnia całe ciało, aż po czubki palców. U szczytu całe ciało kobiety wydaje się roztapiać i doświadcza ona wtedy nieopisanego uczucia spełnienia i transcendencji. Odczuwa zatarcie granic swego ja, kiedy jej cała istota stapia się z mężem. Jest to przeżycie o takiej głębi i takim znaczeniu, że nie istnieje żadne porównanie, które mogłaby to oddać; jest to doświadczenie, które przenika i wpływa na każdy aspekt jej stosunków z mężem; w porównaniu z tym przeżyciem męski orgazm wydaje się czymś bardzo niedoskonałym".(3) Mięsień Kegla Kiedy szukałam sposobu, jak pomóc kobietom, które bardzo cierpiały nad tym, że nigdy nie doświadczyły takiego orgazmu, spotkałam dr Arnolda Kegla z Los Angeles, profesora ginekologii klinicznej na University of Southern California School of Medicine. Na krótko przed swoją śmiercią poprosił mnie i męża, byśmy przekazali słuchaczom naszego Seminarium Życia Rodzinnego jego odkrycie, które może przydać się wielu osobom. Odkrycia tego dokonał w dziwny sposób. Jako chirurg często leczył kobiety, które cierpiały na nietrzymanie moczu z powodu złego stanu mięśni krocza, i opracował ćwiczenie, mające wzmocnić te mięśnie. Pacjentki, które przychodziły do niego na kontrolę po leczeniu wielokrotnie mówiły mu o nieoczekiwanym skutku tej terapii: po raz pierwszy doznały całkowitego orgazmu. Odkrycie to sprawiło, że dr Kegel resztę życia poświęcił badaniu mięśnia łonowo-guzicznego, który w literaturze medycznej często nosi nazwę mięśnia Kegla. Wiele jest kobiet, które są szczęśliwe w małżeństwie, które powiedziały "tak" swojej kobiecości, które posiadły tajemnicę samoakceptacji i które cieszą się prawdziwą miłością mężów, a które mimo to nie doznały tego, co Joseph i Lois Bird opisali jako "totalny" orgazm. Gdyby kobiety takie zostały poddane dokładnemu badaniu, lekarz zapewne powiedziałby im, że obręcz mięśniowa, która otacza ujście pęcherza, pochwy i odbytnicy jest zbyt słaba i wiotka. Dr Kegel odkrył, że największym źródłem doznań seksualnych jest górny brzeg tej obręczy. Wiele kobiet nie doznaje pełnej seksualnej satysfakcji, ponieważ górna część tego mięśnia nie jest dostatecznie rozwinięta. A właśnie tam znajdują się zakończenia nerwowe, powodujące skurcz brzegu mięśnia podczas orgazmu. Wyobraźcie sobie przekrój pochwy jako tarczę zegara, gdzie liczba 12 wskazuje kość łonową, a cyfra 6 kość guziczną. Miejsca najmocniejszych doznań seksualnych znajdują się po prawej i po lewej stronie, nieco poniżej środka, tam gdzie na tarczy zegara znajdowały się cyfry 4 i 8. Jest bezspornym faktem, że wiele kobiet - dr Kegel oceniał ich liczbę na dwie trzecie - doświadcza w bardzo niewielkim stopniu doznań pochwowych podczas stosunku płciowego, ponieważ mięsień łonowo-guziczny nie jest w pełni wykształcony. Bardzo proste ćwiczenie Dr Paul Popenoe, założyciel Amerykańskiego Instytutu Stosunków Rodzinnych w Los Angeles, bliski współpracownik dr Kegla, proponuje bardzo proste ćwiczenie, żeby wzmocnić ten ważny mięsień. Podaje on, że na przeszło tysiąc kobiet nie doznających satysfakcji seksualnej, które zwróciły się o pomoc lekarską, 65 procent odczuło poprawę, po prostu wykonując to ćwiczenie. (Wśród pozostałych 35 procent były przypadki głębokich zaburzeń w sferze uczuciowej, jak również przypadki poważnych chorób fizycznych.)(4) Dr Popenoe daje następujące rady: "Mięsień Kegla można wzmocnić "podciągając go" - jakby robiąc mocny wysiłek, by powstrzymać strumień moczu. Kobieta, która nie ma zadawalających przeżyć pochwowych, albo która nie jest w stanie doznawać orgazmu, powinna ćwiczyć to regularnie, trzymając przy tym lekka rozchylone nogi. Może to robić przez kilka minut wielokrotnie w ciągu dnia, nawet kiedy zajęta jest pracą domową. Albo może liczyć skurcze i zaplanować je powiedzmy na 300 dziennie dzieląc na jednorazowe serie po 50. Wzmacniany w ten sposób mięsień zwykle zwęża i wydłuża pochwę, w wyniku tego ćwiczenia macica również zwęża się i wydłuża, a narządy miednicy zostają podciągnięte do właściwej pozycji. Jeśli kobieta cierpi na bóle krzyża, które ustępują, kiedy się kładzie, albo ma tendencję do popuszczania moczu, kiedy robi wysiłek fizyczny, kicha albo nawet się śmieje, należy podejrzewać, że mięsień Kegla jest osłabiony i wyżej omówione ćwiczenie często przynosi poprawę".(5) Dr Kegel proponuje, by każde oddanie moczu stało się okazją do tego ćwiczenia. Podczas tej czynności kobieta powinna powstrzymać mocz i znowu go oddać, i czynność tę powtórzyć wielokrotnie. Pewna kobieta, by nie zapomnieć o tym ćwiczeniu, przygotowała sobie małe karteczki tylko z jednym słowem: "Pamiętaj!" i umieściła je w różnych miejscach mieszkania: sypialni, łazience, w salonie, a nawet nad zlewozmywakiem. Tylko jedno słowo: "Pamiętaj!" Pewnego dnia przyszła do niej sąsiadka, będąca właśnie w trakcie rozwodu, i koniecznie chciała się dowiedzieć, co znaczą te wszystkie karteczki. Wtedy została poinformowana, ona również zaczęła stosować to ćwiczenie. Do rozwodu nie doszło. "Rzadko się zdarza - mówi dr Popenoe - by kobieta nie mogła znacznie podnieść swej sprawności seksualnej poprzez zrozumienie mechanizmów fizjologicznych i naukę techniki współżycia płciowego. Informujemy o tym każdą kobietę, która zgłasza się do nas po poradę. Uważamy, iż jest to klucz do dobrego przystosowania się".(6) Mój mąż i ja udzieliliśmy wielu porad kobietom afrykańskim, które zostały pozbawione łechtaczki bądź jako niemowlęta, bądź w okresie pokwitania, co należy do ich obrzędów wtajemniczenia. Nazywa się to obrzezaniem żeńskim, podczas którego łechtaczka została usunięta całkowicie albo częściowo na skutek prymitywnego zabiegu, przeprowadzonego w bardzo złych warunkach sanitarnych. Zabieg taki bywa czasem katastrofalny, bowiem może wywołać krwotok, również okaleczona tkanka może w przyszłości spowodować komplikacje podczas porodu.Z punktu widzenia higieny jest to całkowicie zbyteczne. Jednak z własnego doświadczenia wiemy, że i kobiety, które zostały poddane tej okrutnej operacji, mogą osiągnąć orgazm pochwowy; wystarczy, że będą ćwiczyły mięsień Kegla świadome, jaka jest jego funkcja. Jeśli można dopomóc w takich przypadkach, czyż nie ma nadziei dla każdej zdrowej kobiety, niezależnie od jej wieku? Pewna sześćdziesięcioletnia pani, sama pracująca w poradni małżeńskiej, również nauczyła się tego ćwiczenia. W miesiąc później z radością zwierzyła się, że po raz pierwszy od czterdziestu lat doświadczyła pełnego orgazmu. Ten przykład świadczy również o tym, iż nie ma podstaw przypuszczać, że przeżywanie doznań seksualnych kończy się wraz z przekwitaniem. Jest sporo małżeństw, w których partnerzy liczą sobie po sześćdziesiąt lat i więcej, i które ze swych stosunków seksualnych czerpią dużo radości i satysfakcji. Marginesowo pragnę nadmienić, że wiele objawów świadczy o tym, iż istnieje związek pomiędzy stanem mięśnia Kegla a fizycznym i duchowym samopoczuciem każdej kobiety. W Anglii zbadano, że tak zwane opuszczenie lub wypadnięcie macicy występuje częściej u kobiet cierpiących na depresję. Stan mięśnia Kegla i mięśnia dna miednicy odzwierciedlają stosunek kobiet do życia. (Czasem te mięśnie bywają tak bardzo uszkodzone podczas "urazowego porodu", że dno miednicy dosłownie "wypada". Wspomniane ćwiczenie oczywiście nie zaszkodzi takiej kobiecie, ale dobry chirurg-ginekolog może skorygować te nieprawidłowości nawet w wiele lat później.) Dr J.P. Greenhill, profesor ginekologii w chicagowskiej Cook County School of Medicine i wydawca "Yearbook of Obstetrics and Gynecology" ("Rocznik Położnictwa i Ginekologii"), mówi: "Ze wszystkich relacji dotyczących zastosowania metody Kegla wynika, iż żadna z kobiet nie poniosła uszczerbku na zdrowiu. A zdumiewająco duża liczba pacjentek uzyskała dobre wyniki, zarówno pod względem seksualnym, jak i medycznym".(7) Spokój wypływający z głębokiej jedności Teraz muszę powiedzieć parę słów o mężu, inaczej można by mieć wrażenie, że tylko kobieta ponosi odpowiedzialność za pomyślny przebieg aktu seksualnego. Byłoby to równie mylne jak twierdzenie, że tylko mężczyzna ponosi odpowiedzialność za zaspokojenie seksualne swej żony, a jeżeli mu się to nie udaje, nie jest prawdziwym mężczyzną. Oczywiście współdziałanie obojga jest konieczne. Oboje ponoszą taką samą odpowiedzialność za to, co przeżywają podczas aktu miłosnego. Jeśli jej przeżycie przypomina żarzący się spokojnie węgiel, a jego doznania można przyrównać do szybko płonących suchych liści, to jego obowiązkiem jest przeciągać sam akt jak najdłużej. Badania prowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że przeciętna kobieta osiąga orgazm po pięciu minutach stosunku, a jakieś 12 procent potrzebuje co najmniej dziesięciu minut. Natomiast przeciętny mężczyzna osiąga orgazm w niecałe dwie minuty, a duża liczba mężczyzn kończy akt w niecałą minutę. Rzuca to znów światło na słowa Ancelle, przytaczane na początku tego rozdziału. Czy istnieje sposób, by mężczyzna potrafił kontrolować czas wystąpienia swego orgazmu? Gdyby to umiał, wyzwoliłby się od wielu napięć i obaw. Po pierwsze udzieliłabym każdemu mężowi takiej samej rady jak jego żonie. Powinien uprawiać identyczne ćwiczenie mięśniowe. Nikomu nie może ono zaszkodzić. (Przy okazji pragnę wspomnieć, że pediatrzy zalecają je dzieciom moczącym się w nocy. Im wcześniej zaczną, tym lepsze są rezultaty.) Dojrzały mężczyzna, który ma wyrobiony mięsień łonowo-guziczny, napinając go będzie w stanie opóźnić wytrysk. Przedwczesny wytrysk jest jedną z przyczyn, które uniemożliwiają żonie osiągnięcie pełnej satysfakcji. Druga pożyteczna metoda polega na tym, by mężczyzna pozostał bez ruchu po penetracji tak długo, dopóki nie opadnie pierwsza fala podniecenia. Takie pozostawanie w głębokiej jedności z żoną daje mężowi uczucie wielkiego spokoju. Powinien w pełni cieszyć się tą chwilą, a kochająca żona powinna mu z radością ten spokój ofiarować. Potem należy zacząć łagodne powolne ruchy i wtedy żona powinna być równie aktywna. Mając wyrobiony mięsień Kegla może obejmować członek męża swoją pochwą, jakby go chciała przytulić. Ważne jest wiedzieć, że to nie ruchy w przód i w tył dają kobiecie najwięcej, ale łagodny nacisk na boki w kierunku ścianek pochwy, gdzie znajduje się cyfra 4 i 8 na tarczy zegara, jak to zostało wcześniej opisane. Ronald Deutsch tak mówi: "Wiele małżeństw sądzi, że najlepszą techniką podczas aktu będzie energiczny ruch; może myślą tak dlatego, że jest to działanie instynktowne, kiedy zbliża się orgazm. Jednak tarcie boczne wzbogaca doznania kobiety i podnieca mężczyznę".(8) Spokojna łagodność pomaga obojgu partnerom. W ten sposób nie tylko kobieta znajduje głębsze spełnienie. Również dla męża otwiera się nowa dziedzina przeżyć. Z każdą chwilą, kiedy jest w stanie przedłużyć akt płciowy, nabiera coraz większej wiary w siebie. Jeśli nauczył się pozostawać "wewnątrz" żony, czuje się chroniony jak dziecko, które spoczywa w ramionach matki. Tak fizycznie przeżywany macierzyński uścisk żony pomaga mu odprężyć się w najtajniejszych cząstkach swego ja i może dodać mu sił, gdy ma trudności zawodowe, zwłaszcza że często więcej się od niego wymaga, niż może z siebie dać. Z drugiej strony kobieta, która ma tendencję do zatracania się w swych subiektywnych uczuciach, w tym panowaniu mężczyzny nad sobą, w tym czekaniu na nią doświadczy jakby ojcowskiej opieki, której może zawierzyć bez reszty. W ten sposób może mu się całkowicie oddać, gdyż wie, że mąż poprowadzi ją bezpiecznie przez zamęt uczuć. Im większa szansa na to, by żona osiągnęła całkowite spełnienie, tym mniejsza obawa męża, że był zbyt szybki lub postępował niezadowalająco. Jakże prawdziwe jest w tym przypadku powiedzenie: "Największym sukcesem jest sukces!" To dzięki żonie mąż zdobywa wiarę w swoją zdolność kochania, to ona dopomaga mu kochać siebie jako mężczyznę, tak jak on z kolei pomaga jej kochać siebie jako kobietę. Otulona i chroniona Tym stwierdzeniem podkreśliłam fakt, że sam aspekt fizyczny nie ma znaczenia, dopóki w grę nie wejdzie również aspekt psychologiczny. Opisując zjednoczenie płciowe, celowo zaczęłam od ciała, a nie od ducha, ponieważ jest to zgodne z Biblią. Biblia zaczyna od ciała - stworzenie - i kończy na ciele - na zmartwychwstaniu. Kiedy Biblia mówi o małżeństwie, powiada, że mąż i żona stają się jednym ciałem. Termin "jedno ciało" użyty jest wyłącznie w odniesieniu do małżeństwa. Oznacza przede wszystkim bardzo wyraźnie zjednoczenie płciowe. Ale oznacza też znacznie więcej. Oznacza całą istotę ludzką, a więc jej ciało, umysł i ducha. Określa całe istnienie osoby ludzkiej. Wspomniałam już, że wspólnota ciała i ducha znaczy dla kobiety o wiele więcej niż dla mężczyzny. Dlatego też kobiety są uważane za wrażliwsze od mężczyzn. Bardzo często mąż nie rozumie bliskiej współzależności obu tych sfer: ciała i ducha. Podczas gdy na ogół jego zdaniem duch tkwi w ciele, ona uważa, że jest wprost przeciwnie: duch otacza ciało. Dr Bovet przyrównuje miłość męża do ciepłego płaszcza. Dopóki kobieta czuje się otulona, okryta tym płaszczem, jest zdolna poddać się całkowicie i bezwarunkowo mężowi ciałem i duchem. Po to, by żona miała to poczucie bezpieczeństwa, mąż musi zrozumieć, że nie jest rzeczą niemęską wyrażać swoje uczucia. Jeśli jego słowa i pieszczoty są wyrazem potrzeby serca, utwierdzają ją w przekonaniu, że jest kochana. Ale nawet najmniejsza przykrość, wymówka, ostre albo nie przemyślane słowa mogą zrobić dziurę w tym płaszczu i pozbawić kobietę uczucia bezpieczeństwa, świadomości, że miłość męża ją chroni; wtedy nie będzie zdolna poddać mu się całkowicie. Milczenie nie reperuje tych dziur. Również bezcelowe będzie leczyć ranę serca "uprawianiem miłości". Jedynym sposobem, by ją naprawić, jest bezpośrednia, szczera rozmowa, wyjaśnienie sobie wzajemnych pretensji. Jeśli mąż uczyni wysiłek, by załatać dziury w płaszczu, przez które wdziera się zimno, żona odzyska to, co jest tak istotne dla jej zdolności poddania się, mianowicie podstawowe zaufanie. Tak jak ptak powierza się powietrzu, a ryba wodzie, tak samo ona powierza się mężowi. Ta zdolność całkowitego oddania się jest jej najgłębszą tajemnicą, ale by mogła to uczynić bez reszty, musi najpierw zaakceptować siebie i kochać, i być wdzięczna losowi, że jest kobietą. Simone de Beauvior powiedziała kiedyś: "Celem każdej kobiety jest zapomnieć siebie, oddać siebie. Ale jak ma to uczynić, skoro jeszcze nie wie, kim jest Wiara w siebie i całkowite zaufanie opiekuńczej miłości męża pomoże jej, mówiąc obrazowo, odważnie skoczyć ze skały, gdyż będzie pewna, że mąż nie dopuści do tego, by stała się jej krzywda, i chwyci ją w ramiona. Pamiętam, jak nasze dzieci uczyły się nurkować. Chłopcom nie sprawiało trudności wejście na trampolinę, odbicie się i danie nurka do głębokiej wody. Po pierwszym skoku chcieli stale to powtarzać. Dla mojej jedenastoletniej córeczki sprawa przedstawiała się inaczej. Za każdym razem, kiedy się znalazła na trampolinie, zamiast zrobić parę kroków i skoczyć jak jej bracia, po dłuższej chwili wahania cofała się. Chłopcy zachęcali ją wołając, żeby spróbowała, ale dopiero kiedy ojciec skoczył pierwszy i czekał na nią w wodzie, odważyła się wreszcie, odkrywając w ten sposób jeszcze jedną wielką przyjemność. Jest to dobra ilustracja tego, czego żona doświadcza w akcie miłosnym. Nie boi się, ponieważ wie, że kochający mąż czeka na nią z otwartymi ramionami. Uporanie się z seksualną frustracją "A co w przypadku, gdy kobieta jest gotowa skoczyć ale mąż nie czeka? Co wtedy?" - spytała mnie pewna młoda żona, kiedy z nią o tym rozmawiałam. Jako chrześcijanka jestem przekonana, że odpowiedzią jest przede wszystkim zaufanie Bogu. Potrafi On leczyć napięcia, można się schronić w Jego ramionach. Trzeba Mu zaufać, tak jak dziecko ufa ojcu. On nigdy nas nie zawiedzie, gdyż nam obiecał: "Pójdźcie do mnie wszyscy [...] Ja was pokrzepię" (Wt 11, 28j. "Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was" (1 P 5, 7). Bardzo lubię dwa słowa, które określają naszego Ojca Niebieskiego, a które często powtarzają się w Psalmach: "mocna miłość". Seksualne niepowodzenia często prowadzą do znienawidzenia siebie. Dopiero kiedy wiemy, że Bóg nas kocha, możemy odkryć na nowo to "podstawowe zaufanie", które umożliwia nam pokochanie siebie, a w wyniku tego pokochanie i zaakceptowanie innych. Musimy być także realistami i pamiętać o tym, że niekiedy osiągnięcie pełni seksualnego zadowolenia jest niemożliwe, choć kobieta oczekuje tego ciałem i duszą. Czasem mąż jest tak pochłonięty pracą, że wysuwa się ona na pierwszy plan. Czasem jest zmęczony fizycznie i psychicznie - my, żony, często zapominamy, że dla męża stosunek płciowy jest dużym wysiłkiem i jeśli mówi on, iż jest zmęczony, to tak prawdopodobnie jest. Francuskie badania wykazały, że poziom męskiego hormonu płciowego, testosteronu, najniższy jest o godzinie 23, a najwyższy o 8 rano. To również wiele tłumaczy. Może być też taki okres, kiedy mąż jest przejściowo impotentem. Zwykle spowodowane to jest złym stanem psychicznym, lękiem i napięciem. Dr Eric Berne mówi o tym w dowcipny sposób w swojej książce "Sex in Human Loving (Płeć w miłości ludzkiej): "Prawie wszystkie trudności z erekcją powstają z winy operatora, a nie mechanizmu - są błędem pilota, jak się mówi w kręgach lotniczych. Impulsy do penisa przesyłane są z mózgu, i można sobie wyobrazić, że siedzi tam mały człowieczek, który powinien przycisnąć guzik, gdy zapali się zielone światło, i wszystkie mechanizmy są gotowe. Jeśli jednak jest zmęczony, przerażony, roztargniony albo czymś przejęty, może słabo nacisnąć guzik albo w ogóle go nie nacisnąć, nawet wtedy, gdy zapali się zielone światło. [...] Jeśli mały człowieczek stchórzy, nie ma erekcji, nawet gdy wszystkie przewody są w porządku, a z zewnątrz dotarło wiele bodźców" (9) Szczera rozmowa z mężem na temat stanu uczuć może tu wiele pomóc. Jeśli chwilowo najtajniejsze pragnienia kobiety nie mogą być zaspokojone, swoją energię powinna skierować ku innym celom. Ciężka praca fizyczna, na przykład mycie podłogi czy praca w ogródku mogą okazać się wielce przydatne. Anne Lindbergh powiada, że kiedy nie może napisać poematu, piecze kruche ciasteczka i czuje się równie zadowolona. W "Markings" (Notatkach) Dag Hammarskj??o??ld pisze: "Zapewne wielka miłość nigdy nie zostaje odwzajemniona. Gdyby jednak otrzymała ciepło i schronienie od swej bliźniaczej siostry, może nie osiągnęłaby nigdy dojrzałości. Nic nam ona nie "daje..." Lecz w swym samotnym świecie prowadzi nas na szczyty z rozległym widokiem na własne, wewnętrzne "ja".(10) W naszych sercach istnieć zawsze będzie zakątek, którego żadna istota ludzka nie wypełni, bowiem, jak powiada św. Augustyn, "niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie, Panie, nie spocznie". A więc biegnijmy w kochające wieczne ramiona naszego Ojca i niech nas otuli Jego mocna miłość. Mężczyzna na ogoł znacznie łatwiej osiąga zaspokojenie seksualne. Jest spragniony, pije wodę i gasi to pragnienie. Kobieta także jest spragniona, ale w chwili gdy chce się napić, szklanka upada i rozbija się - z powodu nieżyczliwego słowa, rozczarowania - i zostaje sama ze swym pragnieniem. I co wtedy? Przychodzi pokusa - może inny partner zaspokoi lepiej to pragnienie? A może powinna spróbować masturbacji i na tej drodze szukać zadowolenia? Sposób ten zostawi jej często smak popiołu w ustach i uczucie pustki. Nie ma mostu przerzuconego do partnera, nie ma łączności duchowej. Każdy partner staje się fortecą, a most zwodzony nad fosą został podniesiony. Dr Seymour Fisher tak pisze na podstawie badań nad masturbacją: "Stwarza ona sytuację oderwaną od rzeczywistości, nie tylko pozwalając na ucieczkę od normalnej intymności aktu płciowego dwojga ludzi, ale powodując przy tym rozszczepienie osobowości danej jednostki, która odgrywa wtedy równocześnie dwie role: dostarcza podniety i ją przyjmuje".(11) Najlepiej gdy kobieta zaplanuje sobie dokładnie swój rozkład dnia i nie pominie przy tym drobnych przyjemności życiowych. Nawet purytanie powiadali: "Oprócz zdrowej dyscypliny naucz się łagodności wobec samego siebie". Można uważać dzień za stracony, jeśli co najmniej przez pół godziny nie robiło się czegoś, co sprawia naprawdę przyjemność. Litowanie się nad sobą zatruwa i nie wyprowadzi z impasu. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, nawet jeśli był to cenny nektar zbierany kropla po kropli. Trzeba patrzeć w przyszłość. Bóg jest większy niż nasze serca i obiecał nam otrzeć każdą łzę. Cierpienie zbliża nas do innych ludzi i pozwala zrozumieć ich problemy. Nikt nie może żądać miłości, gdyż jest ona cennym darem. Co dzień możemy dziękować za miłe drobiazgi i uczyć się na swoich błędach. Przebaczyć, a potem zapomnieć - najlepszym sposobem, by pokonać zło, jest zapomnieć o nim. Żal i pretensja nigdy nie będą zadośćuczynieniem. Złóżmy nasze rozczarowania w ręce Boga. Czasem trzeba złożyć dojrzały owoc naszej miłości w ręce Stwórcy - może wykorzysta ją w ten sposób, że da owoc innym. Jak czuje mężczyzna? Mężczyzna pragnie zdobyć swoją żonę i wziąć ją w ramiona, ona ze swej strony pragnie być zdobyta i mu się poddać. Ale ten akt podboju jest tylko na krótko przywilejem męża. Kiedy kobieta została przez niego zdobyta, ona z kolei może go zdobyć i przejąć inicjatywę. Im bardziej dojrzałe małżeństwo, tym częściej ma miejsce odwrócenie ról. Żeby to zrozumieć, musimy pamiętać, że mężowi również potrzebne jest poczucie bezpieczeństwa. Utwierdza go w tym żona, starając się go zrozumieć, a zwłaszcza dzielić trudności związane z jego pracą. Jeśli tak postępuje, zawsze znajdzie w jego pracy zawodowej coś godnego pochwały, co powinna wyrazić słowami. Niewiele kobiet zdaje sobie sprawę, jak bardzo mężczyźnie zależy na afirmacji i uznaniu z ich strony. Nic bardziej go nie "podbije" niż pochwała żony. A gdy inna kobieta bardziej go chwali niż własna żona, może to być pierwszym krokiem w kierunku niewierności. Z drugiej strony kpiny i negatywny krytycyzm są trucizną dla męskiego ja, które często bywa znacznie wrażliwsze od kobiecego. Kiedy mąż po całym dniu trudności i niepowodzeń zmordowany wraca do domu, właśnie wtedy najbardziej pragnie afirmacji ze strony żony. Jej uznanie znowu przywróci mu dobre samopoczucie. Marabell Morgan w swej książce "The Total Woman" (Pełna kobieta) proponuje, by kobiety ćwiczyły cztery A wobec mężów: akceptowały, adaptowały się, admirowały i afirmowały. Tego rodzaju pomocy potrzebuje on również w dziedzinie zbliżeń płciowych. Zwłaszcza gdy nie udało mu się zaspokoić żony w pełni, z łatwością może poczuć się "winny", uważać, że poniósł "klęskę", i obawiać się następnego razu. Właśnie wtedy jest bardzo ważne, żeby kobieta w sposób naturalny, bezpośredni wyraziła mu swą wdzięczność, powiedziała coś miłego i podeszła do sytuacji z odrobiną humoru. Krytycyzm i szyderstwo mogą mieć fatalny skutek. Wyzwolona kobieta potrzebuje wyzwolonego mężczyzny. Nigdy nie wywyższy się poniżając mężczyznę. Znam wiele kobiet, które nie doświadczyły jeszcze pełnego orgazmu. Mimo to akt płciowy jest dla nich źródłem radości i dziękują za to swoim mężom. Po wytrysku mąż doznaje uczucia nasycenia, a nawet wyczerpania. Zużył swoje siły fizyczne. Chce jak najszybciej zasnąć. Jego żona powinna to zrozumieć. Mąż zaś powinien zrozumieć uczucia żony, która nie tylko potrzebuje dłuższego czasu, by osiągnąć szczyt seksualny, stopniowo zbliża się do niego, ale i po orgazmie reaguje podobnie. To tak jakby po osiągnięciu szczytu górskiego znalazła się na płaskowyżu. Pragnęłaby pozostać tam jak najdłużej i nie ma ochoty schodzić. Jeśli mąż wysuwa się z jej uścisku, odwraca się do niej plecami i natychmiast zasypia, często może chrapiąc, czar tej chwili - nawet zachwycenie - pryska nagle. Zupełnie jakby zgasło światło, a żona zostaje z uczuciem pustki i cichego rozczarowania. W tym momencie pragnie, by mąż ją przytulił mocno, potrzebna jej jest jego siła i podtrzymanie, potrzebne są pieszczoty i słowa zapewniające o miłości. Mężowi trudno się wczuć w jej pragnienia, ponieważ boi się, że zbyt często powtarzane słowa mogą utracić wartość. Fakt jednak pozostaje faktem: żona nigdy nie znudzi się słuchaniem tego, że mąż ją kocha. I dlatego nie tylko pieszczoty są ważne ale i słowa, gdyż tak już jest, że uszy są tymi drzwiami, przez które trafiają do jej serca zapewnienia o miłości. Przecież serce jest jej najbardziej erogennym obszarem. W swoim "Handbook to Marriage" (Podręczniku małżeństwa.) dr Bovet tak opisuje wzajemne uczucia małżonków w tym momencie: "Po burzy namiętności dwoje kochanków otwiera swoje dusze. Szczęścia, jakiego doświadczyli, przepełnia ich nie tylko głęboką wdzięcznością wobec siebie nawzajem ale i wobec Bog. Mogą teraz powiedzieć i odkryć sobie rzeczy, których w innym momencie nie potrafiliby wyrazić bez słów, zostają rozwiązane trudne problemy i oboje doświadczają tego, co oznacza pełne zjednoczenie".(12) Muszę krótko tu nadmienić, że jakość przeżycia seksualnego wymaga pewnej dozy inteligencji i dobrego smaku. Wszyscy dobrze wiemy, na czym polega różnica pomiędzy szybkim połknięciem hamburgera i szklanki coca-coli, a zjedzoną powoli, w romantycznym otoczeniu przy świecach kolacją. W obu przypadkach został zaspokojony głód, ale co za różnica! Miłość potrzebuje nie tylko przestrzeni, ale i czasu. Jedności ciała i ducha nie można osiągnąć w jeden dzień. Miłość jest jak małe drzewko, które tylko wtedy się rośnie, jeśli zostało mocno osadzone na gruncie małżeństwa. Podobnie jak drzewo, miłość jest czymś, co żyje i co nie może pozostać bez ruchu. Trzeba jej czasu, by wzrosła i wydała swoje najlepsze owoce, takie choćby jak harmonia w stosunkach płciowych. Mąż i żona nie powinni się zrażać, jeśli nie zaznali całkowitego spełnienia podczas pierwszych miesięcy, a nawet lat małżeństwa. Nie powinni też tracić nadziei. Pamiętam, jak z mężem zwróciliśmy się do naszego doradcy małżeńskiego z pewnym problemem, którego nie byliśmy w stanie rozwiązać sami. Podczas rozmowy rozpłakałam się. Wtedy padło pytanie, jak długo jesteśmy po ślubie. "Już osiem lat" - odparłam szlochając. Starszy pan uśmiechnął się łagodnie mówiąc: "Jesteście jeszcze niemowlętami w małżeństwie". Potem powiedział nam, że są z żoną po ślubie czterdzieści trzy lata i że jako doktor medycyny studiował problematykę małżeńską i napisał w tym czasie wiele książek na ten temat. I dodał: "Wydaje mi się, że dopiero teraz wiem tyle, że mógłbym mądrze rozpocząć pożycie małżeńskie". Małżeństwo nie jest celem, lecz podróżą. Jeśli mąż i żona podróżują razem, razem wzrastając, dojrzewając i ucząc się, jak kochać, osiągną harmonię seksualną - dojrzały owoc swego małżeństwa. Modlenie się naszymi ciałami Bóg towarzyszy nam w tej podróży. Jest obecny zawsze i wszędzie - również w zjednoczeniu fizycznym. Teolog luterański, dr William Hulme, powiada: "W akcie miłosnym dziedzina natury i dziedzina ducha sprzymierzają się - zostają złączone w chrześcijańskim przeżyciu - ponieważ najpierw zostały zjednoczone w Chrystusie... Odkupiony przez Chrystusa akt miłosny jest daną przez Boga radością miłości małżeńskiej - zarówno kobietom, jak i mężczyznom... Boga, którego znamy w Chrystusie, nie trzeba w tę radość wprowadzać. - On jest w niej".(13) Są małżeństwa, które modlą się wspólnie co wieczór, z wyjątkiem tych dni, kiedy się łączą w akcie płciowym. Jakby miały nieczyste sumienie, doznając radości seksualnej. Życie seksualne oddzieliły od życia duchowego. A przecież takie oddzielenie jest całkowicie niezgodne z Biblią. Bóg Biblii, Ojciec Jezusa Chrystusa, który stał się ciałem, jest Panem wszystkich dziedzin życia, łącznie z seksem. W piątym rozdziale swego Listu do Efezjan apostoł Paweł potwierdza jedność dziedziny płci i dziedziny duchowej w sposób wręcz szokujący. Powiada: "... i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to jest wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i Kościoła" (Ef 5, 31-32). Radość seksualna może mieć również pozytywny wpływ na nasze życie duchowe. Dla małżeństw, które wierzą w Boga, zjednoczenie fizyczne staje się przeżyciem duchowym. Ponieważ Bóg jest ośrodkiem ich małżeństwa, akt miłosny staje się pełną wdzięczności drogą otwarcia na Boga. Nie znam lepszych słów, które by mogły to wyrazić, niż modlitwa Josepha i Lois Bird, którą znalazłam w ich książce "Love is All: Conversations of a Husband nad Wife with God (Miłość jest wszystkim: Rozmowy męża i żony z Bogiem): Ostatniej nocy kochaliśmy się, a dziś jest nowe, zupełnie nowe i pełne życia... Kochaliśmy się i wszystko zostało stworzone na nowo... Rozmawialiśmy, śmialiśmy się a modliliśmy się wspólnie naszymi ciałami. A Ty byłeś tak bardzo obecny. Bowiem jest tak, że Ty zawsze jesteś, a zwłaszcza wtedy. Nasza wzajemna bliskość rośnie i sprawia, że staje się żywsza nasza bliskość z Tobą... A dziś rano? Dziś rano wstało słońce i wszystko rośnie, i z radością czekamy na to, co będzie. Dziś jest nowe, całkiem nowe i żywe, a spirala naszej miłości idzie w górę, ku Tobie nas porywając.(14)
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
06 Rozdział II KwaternionyRozdział II3 Rozdział IIMeredith Pierce historia napisana przeze mnie Rozdział IIMachaj Rozdział II 2 podręcznika „Wolna przedsiębiorczość”Stefen s Diaries Rozdział IIMotywacja ROZDZIAŁ II POBUDZANIE MOTYWCAJIROZDZIAŁ II Projektowanie sieci kątowo liniowej II klasyGeodezja wyższa Rozdział II 2(1)Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział IIAlchemia II Rozdział 8więcej podobnych podstron