Śmierć drugiego brata, cicha i powolna; widok nie do zniesienia kiedy na twoich oczach z ciała bliskiego wydziera się dusza; Bonnivard nie jest nawet w stanie opisać jakie to uczucie stać ledwo żywym pomiędzy umarłymi braćmi; poczuł na pewno, ze coś w nim umarło. Marazm i agonia nie do opisania, o.
Jego duszę „wybudził” ptaszek, błękitny, który śpiewał mu najpierw zza krat, a potem przyleciał, żeby mu towarzyszyć; Bonnivard GRZESZNIE pomyślał, ze to pewnie dusza niebieskookiego brata, szczęśliwa i wolna przyleciała by towarzyszyć mu w ostatnich chwilach męki; niespodziewanie dozorcy zlitowali się nad Bonnivardem i uwolnili go z kajdan, mógł teraz chodzić po lochu swobodnie; wykuł w kamieniu schodki, żeby mógł oglądać co się dzieje na zewnątrz; piękne jezioro i alpejski krajobraz na nowo napełniły go chęcią życia
+ W końcu przyszli po niego, nie pytał nawet kto, po co i dlaczego. Zwrócili mu wolność, o której dawno już był zapomniał. To miejsce, te lochy, ten zamek podświadomie stały się dla niego świątynią, ważny miejscem, częścią jego życia. Znał tutaj każdy, najmniejszy zakamarek, przyjaźnił się z pająkiem i myszą, był im tu królem.
„Same ja wreszcie pokochałem pęta Tak dusza, długim nawykaniem gięta, Gnie się i jakoś w nowy stan swój wrośnie. Zyskawszy wołność- westchnąłem żałośnie ”