WSTĘP
Autor wyznaje, że niektóre wstępy nasuwają mu na myśl następujące wydarzenie. W jakimś miasteczku księgarz wywiesił ryciny Grandville'a do bajek Lafontaine’a i podpisał je:
1 e w znaczy potęgę, zając- obawę, kuropatwa - prostotę, lis- chytrość, żaba- zarozumiałość, a m a ł p a??...
- i tu pozostawał próżny papier...
Poeta zapytał go, dlaczego nie napisał, że małpa po prostu znaczy małpę i dlaczego w ogóle zamieścił taki tekst. Ów odpowiedział, że zrobił to dlatego, iż w miasteczku mieszczanie są tak podejrzliwi, że w bohaterach bajek Lafontaine’a dopatniją się mieszkańców miasteczka.
Tutaj Norwid wyjaśnia, że w jego utworze np. Hrabina nie osławia hrabin. Chodziło mu tylko o „rzecz niesłychanie od wszelkiego osobistego poglądu oddaloną. Jego zamierzeniem było stworzenie Tragedii-Białej, nowego rodzaju tragedii, w której tragiczność nie będzie dawała zgonów i wylewu krwi. Zdaniem Norwida zadaniem sztuki i dramatu są „dzieła dramatyczne, które by nie mniejszy dla osobnego czytania i dla gry scenicznej przedstawiały interes”. Nie wystarczy ubawić gości nudzących się wieczorem, czy pisać dramaty fantastyczno-filozoficzne. Poeta uważa też, że „strona święta, budująca, religijna” tragedii starożytnej nie ustała i nie ustanie, ale rodzajem, który otworzy pole działania wobec chrześcijańskiego społeczeństwa będzie „la haute-comedie” czyli komedia wysoka. Pozwoli ona obejrzeć się całej społeczności z wysoka na sama siebie. Jest ot jednak rzecz trudna, ponieważ „same nagie, wielkie Serio - zastępuje tu wrażliwe momenta, które Tragedia ma możność krwią ubroczyć wyraźną i czerwoną”. Tutaj wszystkie „cieniowania” muszą być delikatne. Niestety jednak język potoczny nie jest tak dobrze obrobiony, jak mogłoby się wydawać. Jeśli ten dramatyczny rodzaj jest nazywany komediami wysokimi, to chyb a tylko z takiego względu, z jakiego Dante nadał swojej komedii tytuł Commedio1,czyłi ze względu na wesołe zakończenie. Norwid wyjaśnia, dlaczego że ze względu na niewystarczającą interpunkcję, będzie używał w tekście podkreśleń dla ważniejszych fragmentów. Mówi też o trudnościach, jakie może przynieść czytanie, wygłaszanie tego tekstu.
Różnica między naśladownictwem a zbudowaniem jest taka, że to drugie jest obowiązujące i wchodzące w ład postępu, jest pomocne i pożądane dla początkujących. Z kolei pierwsze jest przeciwne „samej ducha-naturze”, przeciąża naśladowanego i naśladującego i wprowadza w obłęd. Im mniej społeczelistwo jest ŻYWE, tym mniejsze ma pojęcie o różnicy między zbudowaniem się a naśladowaniem. Jeśli ludzie nie potrafią się budować, to mają w sobie indywidualność, która niweczy źródło.
Na koniec Norwid jeszcze stwierdza, że dla Dramaturga u Polaków najtrudniejsze jest to, że artyzm polski nie potrafił dotąd uznać kobiet. Profile i „idealne stadia” kobiet przedstawiali już Dante, Kalderon, Byron i Shakespeare, ale nie literatura polska. Nie ma w niej kobiet „istotnych i całych”. Wanda nie chciała Niemca, ale nie wiemy, czego chciała. Telimena nie jest wystarczająca transcendentna. Zosia była panną z pensji (dwie ostatnie z Pana Tadeusza), a Maria Malczewskiego nie miała czasu, by rozwinąć się w zupełną postać, bo była zaduszona poduszkami i pogrążona w trzęsawisku.
Chodzi o Boską komedię, której tytuł odautorski brzmi: Komedia.