{Przejawia tylko negatywnie i nieświadomie, już to zapewniając nieustannie o czystości swej własnej krytyki, już to w ten sposób, że - w celu odwrócenia uwagi obserwatora, jak i swej własnej uwagi, od konieczności rozprawienia się krytyki z jej rodzicielką (z heglowską ciialektyka i filozofią niemiecką w ogóle), od owej konieczności wzniesienia się nowoczesnej krytyki ponad swą własną ograniczoność i żywiołowość - usiłuje raczej stworzyć pozory, jakoby krytyka miała do czynienia jedynie z pewną ograniczoną postacią krytyki poza nią samą (powiedzmy, z krytyką XVIII wieku) oraz z ograniczonością masy. Wreszcie w ten sposób, że kiytyczny teolog, kiedy pojawiają się odkrycia dotyczące istoty jego własnych filozoficznych założeń (jak odkrycia Feuerbacha), bądź to stwarza wrażenie, jakoby on sam tego dokonał, ciskając rezultatami owych odkryć, których nie umie rozwinąć, rezultatami ograniczonymi u niego do efektownych frazesów, w pisarzy pozostających jeszcze w niewoli filozofii, bądź też potrafi nawet wmówić w siebie, że jest wyższy nad te odkrycia, gdy skrycie, złośliwie i sceptycznie wysuwa przeciw feuerbachowskiej krytyce dialektyki heglowskiej te elementy tejże dialektyki, których jeszcze w tej krytyce nie znajduje, których nie dostarcza mu się jeszcze w krytycznym, gotowym już opracowaniu, a których sam nie usiłuje i bodaj nie potrafi właściwie zastosować, tylko po cichu posługuje się nimi po prostu w tej postaci, która jest właściwa dialektyce heglowskiej - stosuje np. kategorię dowodu pośredniego wobec kategorii poczynającej się z samej siebie prawdy pozytywnej. Teologiczny krytyk uznaje mianowicie za rzecz całkiem naturalną, że filozofowie ze swej strony powinni uczynić wszystko, by on mógł pleść o czystości, stanowczości, o całej tej krytycznej kiytyce, i roi sobie, że jest tym, który prawdziwie przezwyciężył filozofię, kiedy czuje, że jakiegoś tam elementu Hegla brak u Feuerbacha, bo teologiczny krytyk nie potrafi się wznieść ponad czucie do świadomości, do wiedzy, mimo całego swego spirytualistycznego bałwochwalstwa wobec „samowiedzy" i „ducha".}
Teologiczna krytyka - mimo że w początkach ruchu była momentem rzeczywistego postępu - przy dokładniejszej analizie okazuje się w ostatniej instancji niczym innym, jak wyrodzonym w teologiczną karykaturę uwieńczeniem i konsekwencją starej filozoficznej, a zwłaszcza heglowskiej transcendencji. Tę interesującą sprawiedliwość historii, która teologię, będącą od dawna zgniłą plamą na filozofii, obecnie przeznacza również do tego, żeby na sobie zademonstrowała negatywny rozkład filozofii - tzn. proces jej gnicia - tę historyczną Nemezis przedstawię obszernie przy innej okazji1^.
{W jakim stopniu natomiast po odkryciach Feuerbacha dotyczących istoty filozofii niezbędne jest jeszcze - przynajmniej dla ich udowodnienia - kiytyczne rozprawienie się z dialektyką filozoficzną, to się okaże z samego mego wywodu}
Płaca robocza
Płacę roboczą określa wroga walka między kapitalistą i robotnikiem. Niechybnym zwycięzcą kapitalista. Kapitalista może dłużej żyć bez robotnika niż robotnik bez kapitalisty. Zrzeszanie się kapitalistów ogólnie przyjęte i skuteczne; zrzeszanie się robotników zakazane i przynosi im złe skutki. Prócz tego właściciel ziemski i kapitalista mogą do swoich dochodów dodać zyski przemysłowe, robotnik nie może dodać do swego dochodu przemysłowego ani renty gnuitowej, ani procentów od kapitału. Stąd tak wielka konkurencja wśród robotników. A zatem jedynie dla robotnika oddzielenie od siebie kapitału, własności ziemskiej i pracy jest oddzieleniem nieuchronnym, istotnym i szkodliwym. Kapitał i własność ziemska nie muszą pozostawać w ramach tej abstrakcji, praca robotnika musi.
Tak więc dla robotnika oddzielenie od siebie kapitału, renty gruntowej i pracy - zabójcze. Najniższą - i taka jedynie jest niezbędna - stawkę płacy stanowi utrzymanie robotnika w czasie pracy i tyle ponadto, żeby mógł wyżywić rodzinę i żeby rasa robotników nie