STANISŁAW GRZYBOWSKI
dziś tak dba o dokształcanie młodej kadry? Za to nie musiałem wówczas uczęszczać na powtórkę wykładów kursowych z czasu studiów, ochrzczoną dumnie „studium doktoranckim”, co napędza nam nowe godziny nadliczbowe. Bo przecież i trochę winy tkwi w nas samych. Obarczamy młodych często niepotrzebną pracą nad siły. Przykładowo, oni przygotowują testy egzaminacyjne, które mają zastąpić egzamin ustny, i oni dokonują oceny ich rezultatów; oszczędza nam to trudów pytania oraz przykrości wyrzucania za drzwi studentów, zwłaszcza zaocznych, którzy uważają coraz częściej, że zamiast się uczyć, lepiej przynieść egzaminatorowi koniak. Tym samym jednak znika z planu studiów jakże ważny element kształcenia - rozmowa egzaminacyjna - a nasi najmłodsi koledzy narażani są z kolei na pokusy, coraz większe w miarę postępującej komercjalizacji studiów.
Pod jednym natomiast względem poprawiła się sytuacja młodzieży naukowej. Przedtem nieliczni tylko profesorowie przekazywali uczniom swoje księgozbiory i papiery. Kupowały je biblioteki i archiwa - były to, jak mawiał jeden z niedawno zmarłych naszych wielkich uczonych - „pieniądze dla wdowy”. Dziś nikt biblioteki, nawet pełnej dzieł znakomitych, nie kupi, a pozbyć się jej trzeba, bo nadchodzi uwolnienie czynszów i emeryci posiadający mieszkania kwaterunkowe, obecnie prywatyzowane, będą musieli w najlepszym razie zmienić mieszkanie, o ile nie znajdą się na bruku.
Władysław Szafer, kiedy go w pełni sił, w wieku lat zaledwie osiemdziesięciu, kiedy to bez trudu wchodził na Kasprowy (bo noga jego w kolejce nigdy nie postała), posłano na emeryturę, opracował życiorysy losowo wybranych stu botaników, by udowodnić, że po siedemdziesiątce ma się wciąż umysł niezwykle sprawny, dokonuje się wielkich odkryć naukowych, kształci się znakomitych uczniów i podejmuje się ważne prace organizacyjne, zaś ci, którym to uniemożliwiono, umierają przedwcześnie, nie przywykli do intelektualnego lenistwa1. Próbując zweryfikować te obliczenia, sprawdziłem łatwo dostępne i razem zebrane dane dotyczące historyków polskich doby pozytywizmu2. Jeśli chodzi o twórczość dane były jeszcze bardziej przekonujące, mniej było tylko przedwczesnych zgonów, zapewne dlatego, że historykowi łatwiej jest stworzyć sobie indywidualny warsztat pracy naukowej. Nawet jeśli z obliczeń tych wyłania się również obraz mniejszości, która z odejściem na emeryturę zaprzestaje pracy badawczej, to większość uczonych, żyjących dość długo, na starość nie tylko tworzy, ale co więcej, tworzy dzieła najdoskonalsze w swoim dorobku. W wypadku historyków jest to niemal regułą,
Korzystałem z pełnego tekstu W. Szafera (Twórczość w życiu naukowca) wraz z notatkami, biodiagramami i materiałami statystycznymi. (Rkp. Biblioteki Jagiellońskiej, Przyb. 751/76 i 757-760/76). Praca drukowana w „Organonie” 1968.
Historiografia polska w dobie pozytywizmu (1865-1900). Kompendium dokumentacyjne. (red.) R. Przelaskowski. Warszawa 1968. Zebrane tam materiały uzupełniłem opierając się na innych wydawnictwach bibliograficznych.