936
TADEUSZ CHRZANOWSKI
sposób) że gdy ściany — przednia i tylna — powoli zwężają się ku górze, to boczne wskutek tego zaginają się i w końcu łączą z sobą, tworząc coś w rodzaju sklepienia kolebkowego. Powstaje konstrukcja idealnie zamknięta, którą nazewnątrz szczelnie oblepia się gliną, zasychającą w skorupę chroniącą podwójnie: od zmian temperatur i od ognia. Tworzy się drewniano-gliniany termos, utrzymujący jednolitą temperaturę i gwarantujący suchość zbożu. A przed spaleniem chroni ów budynek nie tylko gliniany pancerz lecz i dach, a raczej sposób jego osadzenia, jest on bowiem jak kapelusz (a często sama forma nasuwa to skojarzenie) nałożony na czubek, a na ścianie nieraz jeszcze dostrzec można bosak, gdyż w wypadku pożaru w zagrodzie można nim z łatwością łatwopalny dach zrzucić na ziemię, gdy ściany już się same bronić będą przed pożądliwością płomieni.
Niestety, podobnie jak wszędzie w naszym kraju, życie idzie niepowstrzymanie naprzód, roztrącając pamiątki przeszłości. „Przemija postać świata”, choćby tak maleńkiego jak ten śląski, z jego niezdarnymi dążeniami do autonomizacji swego losu i ze swym upartym trwaniem przy swej genealogii narodowej. Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach, park etnógraficzny w Chorzowie, inne jeszcze muzea i stowarzyszenia kulturalne próbują ocalać to i owo z tego pogromu, ale jakże mało da się jeszcze i da się już ocalić. Mój Boże — toć pamiętam jeszcze górnośląską wieś pełną „starzików” z cybuszka-mi i bab w sutych spódnicach, wieś pełną świetnej drewnianej architektury, a dziś to wszystko w większości należy już do przeszłości.
Mój Boże, kiedyż to po raz pierwszy wędrowałem przez Wrocław i Jelenią Górę? — to było w 1946 r. i dymiły jeszcze ciepłe pogorzeliska. A kiedy zapędziłem się po raz pierwszy między górnośląskie wioski? Tak, to było w r. 1953, gdy na niezawodnym, przedwojennym rowerze marki „Łucznik” pedałowałem z dumą trzymając ręce na kierownicy obciągniętej karbowaną, gumową rurą z L.O.P.P.-owskiej maski przeciwgazowej. Nie zapomnę jak w Bąkowie pod Kluczborkiem przyjęła nas na nocleg miejscowa rodzina, a w wyniku losowania ■wypadło, że dwaj moi współtowarzysze mają się położyć w łóżku dziecinnym, ja natomiast znalazłem się na skraju małżeńskiego łoża. nad którym wisiał imponujących rozmiarów oleodruk z Ostatnią Wieczerzą oraz fotografia pana domu w mundurze feldfebla Wehrmachtu. A potem w r. 1959 przybyłem tu na niezapomnianej „Jawie” (potrząsając Marianem na tylnym siedzeniu) już nie jako turysta, ale jako pan redaktor Katalogu Zabytków Sztuki i wieś Wichrów w powiecie oleskim jawi się mym wspomnieniom jako długi ciąg drewnianych, naczółkowych przeważnie chałup, których nawet nie pokwa-piliśmy się fotografować, tylko zanotowawszy numery pomknęliśmy dalej. A teraz, przed dwoma czy trzema laty znów dotarliśmy do tej wsi (tym razem w najwspanialszym polskim samochodzie: Syrence