PIŁAT
polecił setnikowi, aby mu towarzyszył. Ten krzyknął na eskortę. „Nie potrzeba. Nie wołaj nikogo. Pójdziemy sami”. Setnik zaprzeczył: „Nie wolno inaczej. I to nie pieszo, ale na koniach.” „Na koniach? — Zdumiał się. — Po co? Tylko parę kroków”. „Łatwiej widzieć lecącą dzidę. Tu nie kochają nas” — dorzucił ze smutnym uśmiechem. Tak, to nie Rzym, gdzie wśród spacerujących i dyskutujących obywateli na Forum można było spotkać Cezara. Tutaj w hełmie, w pancerzu i na koniu. A potem już tak zostało. Przywiązał się do niego. Setnik był dla niego urzędowym towarzyszem, a równocześnie człowiekiem, do którego miał bezgraniczne zaufanie. Wciąż czuł jego dyskretną opiekę. A tej pomocy potrzebował bezustannie. Musiał przyznać, że bez niej nie potrafiłby zrobić jednego rozsądnego kroku. Wciąż przecież spotykał się z rozmaitymi delegacjami, prośbami, żądaniami, odwołaniami. Ktoś występował przeciwko komuś z powodów, które dla niego w ogóle nie istniały, albo przynajmniej wydawały się błahe lub nieważne. Stary setnik to wszystko wyjaśniał, rozplątywał, tłumaczył, doradzał, ale w taki sposób, że Piłat nigdy nie wyczuł chęci narzucania się, a po prostu ojcowską troskę. Tak, to jest bardzo dziwny świat. „Wystarczy pociągnąć nosem — jak nieraz mawiał do ludzi, którzy przyjeżdżali z Rzymu — i już człowiek wie, że jest nie tylko na Wschodzie ale w Palestynie”. Ale bez żartów — sam o tym dobrze wiedział, jak obcy jest ten świat. „Tyle lat tu jestem, a coraz bardziej nic z niego nie rozumiem” — pomyślał. Całej inności tego świata doświadczył bardzo szybko. To było na początku pobytu, chyba na trzeci dzień po przyjeździe. Obudziła go cisza. Słońce stało już dość wysoko. Wyszedł do okna. Od miasta nie dolatywał żaden głos. Ogarnęło go zdziwienie, potem niepokój, w końcu przerażenie. Zawołał na służbę, spytał, co się stało. Dziewczyna w pierwszej chwili nie zrozumiała. Zapytał: „Dlaczego tak cicho?” Uśmiechnęła się: „Dzisiaj szabat. Dzień święty”. To, co potem słyszał o przepisach obowiązujących w dzień szabatu, wydało mu się czymś niewiarygodnym, monstrualnym. Po prostu nie chciało mu się wierzyć, żeby w erze pax romana, w czasach Wergilego i Horacego, takie rzeczy jeszcze mogły istnieć na świecie. Gdy o tym opowiadał, lubił dodawać ze swoim ironicznym uśmiechem: „To jest wizja przyszłości, do której i my dojdziemy pod łaskawym panowaniem boskiego Tyberiusza. Wszystko na rozkaz, zgodnie z przepisem; łącznie z tym, o której godzinie należy jeść posiłki i ile. A najważniejsze — co należy myśleć na ten temat, i nie tylko na ten”.
Ale był ciekawy. Chciał się dowiedzieć, skąd się to wzięło, czym się tłumaczy. Setnik nie był w stanie już na to odpowiedzieć. Piłat nie chciał dać za wygraną. Przyczepił się do tego pytania. Przypuszczał, że odpowiedź na nie pomoże mu zrozumieć wiele zagadnień. Pamiętał jak go to poszukiwanie zafascynowało. Wyczekiwał okazji, by