rzadkie. Musimy uświadomić sobie, że gros zbiorów na świecie tworzą obiekty znacznie niższej klasy. One nie mają bezpośredniego odniesienia do „wielkich idei" i teorii artystycznych. Tu właśnie potrzebne jest znawstwo. Bo te prace trzeba poznać, ustalić ich autorstwo, wartość rynkową i kulturową, dotyczące ich fakty historyczne. W tym sensie znawstwo to traktowanie dzieła sztuki bardziej jako przedmiotu niż nośnika idei. Znawca po naszych studiach potrafi robić coś. do czego gorzej lub wcale nie jest przygotowany tradycyjnie kształcony historyk sztuki. Dlatego nasi studenci mają bardzo dobre podstawy do pracy w muzeach i na rynku sztuki, jako eksperci.
Muzea wzbogacają swoje zbiory właśnie na rynku. Poza tym występują tu te same problemy. Rzadko sprzedaje się „rembrandty”. często za to dzieła nieznanych malarzy prowincjonalnych. Dla marszandów wartość przedmiotu zależy od tego. kto. kiedy i z jakich materiałów go zrobił, co on przedstawia: dopiero na końcu od poziomu artystycznego. Rynek na ogół to nie arcydzieła - te oczywiście zdarzają się. ale raczej rzadko - to głównie obrazy przeciętne. Znawca umie wskazać, czy są one nieco gorsze, czy lepsze. Tymczasem niełatwo to ocenić przyjmując za punkt odniesienia artystyczne szczyty, a więc „rafaele”. „rembrandty". Czy to znaczy, że muzealnik ma przetartą drogę do pracy w takim domu aukcyjnym?
Oczywiście nie od razu po zakończeniu studiów. W tej dziedzinie konieczne jest ogromne doświadczenie. zdobywane nierzadko latami. Ale przygotowanie do tego rodzaju pracy, jakie u nas zdobywa, jest znacznie lepsze niż uzyskane w trakcie tradycyjnych studiów historii sztuki. Oczywiście oba punkty widzenia są konieczne, tyle że w działalności praktycznej ten „nasz” można określić jako bardziej przydatny. Czasami człowiek się nawet dziwi, z jakim obiektem, jak skomplikowanym i jak odległym od tych wielkich teorii można mieć do czynienia na rynku. I że coś. co nie zainteresowałoby wielkich muzeów, budzi takie emocje ludzi chcących te dzieła sprzedawać, kupować, eksponować.
Przed kradzieżą jednak o wiele bardziej zabezpiecza szeroka znajomość kolekcji, niż ukrywanie jej. Jak to?! Dlaczego?
Otóż dlatego, że dzieła ujawnione stają się znane jako część jakiejś kolekcji. Przecież mimo upływu siedemdziesięciu lub więcej lat od kradzieży nikt nie sprzeda i nie kupi w tej chwili zaginionego w czasie drugiej wojny światowej portretu Rafaela ze zbiorów Czartoryskich. Nikt nie kupi, bo powszechnie wiadomo, że on należał do tych zbiorów i handlujący nim mógłby zostać nawet aresztowany. Poza tym powstaje w ten sposób cenna dokumentacja, która może stać się swego rodzaju polisą ubezpieczeniową. Wystawianie kolekcji, udostępnianie widzom, sporządzenie inwentarza ułatwia policji poszukiwania w razie kradzieży.
W Europie narasta ruch tworzenia „specyficznych” kolekcji. Na przykład pod Nakłem jest człowiek zbierający... autobusy. Czy taka kolekcja może stać się obiektem zainteresowania studentów muzealnictwa?
My jesteśmy skoncentrowani na problematyce związanej ze sztuką. Byłoby to dosyć nietypowe dla naszych absolwentów - występowanie w roli eksperta w przypadku autobusu. Chociaż kto wie... Muzealnictwo jest dziedziną szeroką. Nie jest powiedziane, że po ukończeniu naszych studiów trafi się od razu do muzeum sztuki. Wtedy od naszych absolwentów wymagany jest inny typ wiedzy: chociażby o społecznej roli autobusów czy biletów tramwajowych. Bo wszystko może być obiektem kolekcjonowania.