Zamrugał.
- Czy ona...? - Potarł brodę, starając się odepchnąć od siebie obraz, który, jak podejrzewał, wrył mu się w pamięć już na zawsze. - Czy one ją... No wiesz. Po śmierci czy przed?
- Przed sekcją nic nie powiem na pewno - odparł szorstko lekarz. - A przynajmniej nic, co mógłbyś umieścić w raporcie. - Spojrzał na twarz Daąuina, westchnął i dodał: -Nieoficjalnie mówię, że już po śmierci. Leżała w łóżku, na plecach, nie ma śladów, aby się próbowała bronić czy uciekać. A żaden człowiek nie będzie leżał spokojnie, gdy pies wyżera mu żołądek.
Daąuin zamknął oczy. Ale wciąż widział ten obraz - jak idzie na górę, stąpając między dziesiątkami zdechłych psów, starając się nie zwymiotować z obrzydzenia. Leżąca w łóżku staruszka wyglądała, jakby spała. Miała taką miłą, łagodną twarz, która kontrastowała z obgryzionymi do kości kończynami i wygryzioną jamą brzuszną. Pieprzone psy. Pieprzeni ludzie. Dlaczego nikt wcześniej nie zorientował się, że tej kobiecie może trzeba jakoś pomóc?
Przypominała mu babcię. Podobne rysy twarzy. Cholera. Cholera! Daąuin poczuł, że coś szczypie go pod powiekami. Przetarł oczy i aby się uspokoić, spojrzał na rozciągające się przed nim pole.
W wysokiej trawie buszowało jakieś zwierzę.