WPROWADZENIE DO ANTROPOLOGII BARW 101
natomiast chodzi o język i nazwy, trzeba ustalić: „kto co mówi, do kogo, na jaki temat; uwzględnienie kontekstu jest warunkiem koniecznym dla otrzymania reprezentatywnej listy nazw słownika barwnego w badanej kulturze”. Jeżeli bowiem badany podaje tylko pewne nazwy, to nie znaczy, że nie zna innych, ale że nie jest sprowokowany do ich użycia, że ich „tu” nie widzi (Dournes, 1978, s. 391, 393). Innych zestawów nazw informatorzy mogą używać między sobą, innych z obcymi, różnice słownictwa mogą wiązać się z podziałem społecznym — płci albo zawodu.
Wiele z uwag Dournesa ma swoją wagę. Tym niemniej w żadnym wypadku nie rozbijają w puch koncepcji Berlina i Kaya. Po pierwsze są znane badania prowadzone inną metodą, które dowodzenia tych autorów potwierdzają (zob. np. Bolton, 1978). Po drugie natomiast, jak pisał Tornay (1978b, s. 643), wobec kolorowych kartek z atlasu Munsella — które dla człowieka zachodu różnią się jedynie odcieniem — informator może teoretycznie przyjąć różne postawy:
1) może odrzucić kryterium chromatyczne stwierdzając, że widzi tylko kartki papieru;
2) może stwierdzić, że widzi pewne między nimi różnice, ale że są tego samego rodzaju — będzie to przewaga kryteriów dotyku i formy nad chromatycznym;
3) może wreszcie nazwać wzory zupełnie przypadkowo lub według swej fantazji, co pociągnie za sobą istnienie różnic między odpowiedziami informatorów. Lecz okazuje się zawsze, że wyniki tego typu badań są bardzo zgodne, co więcej — duże nasycenie chromatyczne ułatwia nazywanie i zwiększa zgodność odpowiedzi; dotyczy to również tych społeczeństw, które nie przyjęły jeszcze zachodniego stylu myślenia.
Tak więc istnieje na poziomie percepcyjno-kognitywnym pewna „struktury-zacja” rzeczywistości barwnej. Jest ona wyrażana przez informatora za pomocą wypowiedzi; te części tej wypowiedzi, które ściśle wiążą się z ową struktu-ryzacją barw, czyli części zmieniające się, będące funkcją przedstawianych wzorów, mogą być określone jako „nazwy kolorów” (Tornay 1978b, s. 643).
Pozostaje jednak kwestia statusu owych nazw i możliwości wydzielenia spośród nich grupy „podstawowych”. Z pewnością ważna jest uwaga Dournesa na temat konieczności uwzględniania kontekstu, w jakim barwy (i ich nazwy) występują. Otwarte zostaje w ten sposób ogromne pole dla różnorodnych badań (na szersze omówienie tego zagadnienia będzie miejsce w części poświęconej symbolizmowi barw). Czy jednak nie może istnieć pewien ogólny schemat, któremu są podporządkowane wszystkie, najprzeróżniejsze terminy barwne danej kultury? Przykładem niech będzie społeczeństwo Bellony, wyspy na Pacyfiku, nie znające słowa „kolor” i w którym „niewiele o kolorach się mówi” (Kuschel, Monberg, 1974). Istnieją tam liczne nazwy wiążące się z kolorami, które wykraczają poza nasze rozumienie tego zjawiska. Określają one np. barwę skóry zmieniającej się pod wpływem Słońca lub choroby. Co jest jednak ważne, dają się one sprowadzić do trzech głów-