36 7 T Y D Z I E N 3
36 7 T Y D Z I E N 3
lny miał przeczucie, że go czeka coś złego, pukać, nikt nie otwierał. Zawołałem Cie-Dawniej był w serdecznych stosunkach z siaka. Gdy przyszedł, jemu, mnie i ludziom Wężykiem. Oszczędny to człowiek, nawet z Żytna Kobierzyeki kazał odejść „żeby skąpy; ale miał namiętność do gry giełdo- nie myśleli, że napadamy14. Gdym odszedł^ węj. Przedstawione listy są istotnie jego, usłyszałem wołanie. Wolał mnie po imię-Kobicrzyekiego. riiiu Jabłoński. W tejże cli wili zbliżał się
'Adw. Beniowski prosi o zażądanie od do dworu Kobierzyeki i wszedł do ^ieni. oskarżonych opisania faktu opowiedziane- Ludzie z Żytna odeszli tylko na lad; i stali go przez Koiderzyckiego. niedaleko. Wtedy wybiegł z sieni człowiek
Jakoż Jabłoński wyjaśnia, żo w 3 dni Jabłońskiego. Michał- i rozległy się. strzały po. objęciu se.kwcstru przyszedł do niego w sieni, z której wypchnęli, się Kobierzyeki człowiek, który chciał się zgodzić na kar- i Jabłoński. Kob. Jabłońskiego trzymał bo w ego i mówił, że ludzie się burza i chcą ze rękę. Karbowy Plewiński chciał schwy-jego, Jabłońskiego kijami wypędzić; przy- cić Jabłońskiego, ale ten wycelował w Ple-ązedł potem drugi i toż samo powiedział. , wińskićgo. Wtedy zbliżył się świadek Ko-jabł. wezwał zatem Cieślaka i drugiego zielski i schwycił za koniec luty; Jabłoński karbowego bez ręki; robił im wyrzuty, wyrwał i strzelił; po drugim strzale K. chciał wypędzić, ale go przeprosili. Potem ! upadł. Chciałem mu (powiada świadek) siedział w pokojach i nie wychodził wcale podać rękę, żeby wstał; wtem drzwi zganiła podwórze. W wilję awantury powie- ku do sieni brzękły. Fjrżałem Wężyka z 1 dział Kruszyńskiemu, że trzeba jechać o fuzyją; stał blizko niego jakiś człowiek, i płacić akcyzę i że musi jechać do domu, (W. strzelił, Kob. padł na wznak; W. strze-aby wypłacić ludziom. Po powrocie ze swe- lii drugi raz, i tylko twarz K. okopcił dy-go majątku znalazł Wężyka i Ząbczyńskic- mem—w wąsaeh było pełno pakuł. Pod-go w Chorzenicach. Ząb. powiedział, że niosłem go, znalazłem przy nim rewolwer; sprawa przegrana, na co odrzekł, że zaraz robotnicy poszli ku dworowi z mego roz-wyjedzic; wkrótce jednak Żabczyński po- kazu, mówiąc, że dziedzica zabito; ale Kru-w i odział żo żartował; zostali więc. Ząb. opó- szyński kazał im iść do swojej roboty, władał, że spotkał idących do Chorzenie Wróciłem notom do Kobicrzyekiego, który dwóch ludzi z_ Żytna, używanych do wszel- zemdlał; oblałem go wodą. napił się; poło-kieh awantur. Świadek nie przywiązywał do żyliśmy go na łóżko; znów zemdlał, oeuei-tego wagi. Gdy Z. wracał. Jabłoński chciał liśuiy go; posłałem po wójta, straż ziemską, z nim jechać ale dal pokój. .sąsiadów, doktora. Ja go rozbierałam. D-r
—O godzinie 2-ej—mówi Jabłoński—Żab- Czerńiejewski znalazł książkę poprzcstrzc-
laną; ran było mniejszy cli parę, jedna większa; śrót był w książeczce, ale kuli nie było. Gdy Wężyk wyszedł na ganek, strzelił dopiero w 2—3 sekundy. Gdy raz syłają z Żytna, trzeba się. mieć na baczno- strzelił, spuścił broń; zmierzył w głowę i ści i nie wychodzić, bo nam kości połamią, strzelił dragi raz. — W przeddzień przyj e-Z tą myślą zasnąłem. O g. 5-tej zbudził cha! .Skalski i pokazywał lisi od Kobie-rnnie hałas; miałem rewolwer przy łóżku, I rzyckiego, że wszystko dobrze, że dziś przy-j pożyczony od Wężyka, który wziął go od jedzie i żo chciałby go w Chorzeuicach za-Zandberga. Idąc ku drzwiom dowiaduję się stać; obiecywał być u naczelnika (zdaje od Wlażlaka, że ktoś pukał, że .Stanisław się na obiedzie), dać znać wójtowi, żeby lokaj otworzył, ale już nikogo nie było. pamiętał o prusakach. Kruszyński przyszedł Idę dalej, niema nikogo. Krzyknąłem na podczas czytania listu—czy też potem. Kozielskiego, żeby przyszedł. Wchodzę we Przed wzięciem przezcinnic Jabłońskiego drzwi; Kob.. chwyta mnie za kark z tyłu. za rękę—mówi dalej świadek nie wiem przykłada mi rewolwer do głowy i krzy- ile było strzałów. Gdy Kobierzyeki wy-czy: „Precz z mego domu. bo was pożali i-1 rzucił Michała, zaraz potem wypchnęli się jnin!" Mówię: „Stasiu! co robisz, com ci obaj razem. Ma Wężyk przyrząd taki, żc winien, jestem nie ubrany; jeśli chcesz, u- choć kulawy, może prędko chodzić i konno biorę się i wyjadę*4. Wtem wchodzi W la- i jeździć. Czy z nim sypia, nie wiem. Kułiie-źlak. Kobierzyeki uderza go pięścią w gło- r/ycki mi pisał: proszę jutro nic odjeżdżać, we dwa razy, i ten ucieka. W tein poło-1 póki nie przyjadę. Otrzymałem tę kartkę żeniu wychodzę ze dworu, licząc nu to, że w przeddzień wypadku. Zgłaszał się też Kobierzyeki mi nic więcej nic zrobi, bo do mnie żyd Griczman z Radomska, Żebym będzie miał dość satysfakcyi, iż innie wy- zeznawał za Wężykiem przeciwko Kohie-pędził. Ale on zepchnął mnie ze schodów; rzyć ki cm u. Było to w sobotę. Proponował tam stali chłopi z kijami. Na postrach strze- mi 3000 rs. / Kob. umówiłem się, żeby Iiłem, Kobierzyeki strzelił także i p rzęs trze-1 zrobić na niego łapkę: jakoż zamknęliśmy do lił mi rękę. Krzyknąłem: „Wuju ratuj*4! szafy nauczyciela. Żyd przyjechał, pic ni ę-
poczem sam nie wiedziałem, ile razy i w dzy jednak nie przy\vió/J, ale miał powtór-jakim kierunku strzelałem; następnie do- nic przyjechać. Wy miarkowałem z jego piero, gdym ochłonął, po liczbie brakują- słów, 2u Wężyk go nie namąwial, tylko nie-|cycli ładunków poznałem, że prócz pierw- jaki Gutke. — W sieni dano więcej niż 1 szogo razu, strzelałem jeszcze 2 razy. Wte-j strzał; w obecności mojej dano 2 strzały, dy wystrzelił Wężyk. Prezydujący oświadcza, że sąd listy przyj- *
- Bezwarunkowo—zapewnia dalej oskarzo- uiuje jako dowód. Kobierzyeki na pytanie uy—do Kobierzyeki ego nie strzelałem, bo sądu stwierdza że to su jego listy.. Xa-gdybym z tak bliska chciał go zabić, napewmo stopnie o godzinie 2-ej nowa przerw a, ległby trupem. Gdy Wężyk strzelił, nwol- >Sąd wraca do sali o g. 2‘/4, i przywro-| niony z rąk Kobicrzyekiego uciekłem do luje tegoż świadka Kozielskiego. Ten w domu; za mną wszedł Wężyk. "Gdym strze- dalszym ciągu zeznaje, iż nie słyszał, jak lał, Kobierzyeki stał; gdy Wężyk strzelał. Jabłoński wzywał wuja na pomoc, także stał, na ziemi nie leżał. Do drzwi Wężyk wyjaśnia, na pytanie prezesa, żc głównych poszedłem, bo tam stukali teini słyszał wołanie na pomoc, żc przyrząd do też drzwiami wyjeeliał Żabczyński. Boczne chodzenia czasem w nocy zdejmuje, eza-jdrzwi przy naszych pokojach były zawsze!8em nie; czy tej nocy zdjął—nic wie. zamknięte. Kozielski powiada, że ludzie z Żytna
Wężyk wyjaśnia, że poszli spać między już po wypadku mówili, że przyszli po
żc może chodzić
mógł
tein tęnT rewolwer. Pojechałem do Bronikowskiego, który urnie pocieszał, że za 2 tygodnie Izba sadowa zniesie sekwestr. Iłr. powiedział: jedź, tylko zachowaj sic spokojnie, Im sąd dla ciebie jest ile usposobiony — cokolwiek zrobisz, to zawsze będziesz winien! Zostałem do rana. liano pojechałem do Chorzenie; zajechałem przed rządcę i zapytałem się Kozielskiego, czy są luuzic z Żytna. K. powiedział,- że są. Wziąłejn ich (byli z kijami, b<» U mil drogi zrobili) i poszedłem do dworu; sądzę, że przyszli oni wieczorem.. Przy domu zastałem Cieślaka i Plewińskiego, moich kWebowych. Ząbczyński mnie w Radomsku ostrzegał, żc zabiją muie jak psa i powiedzą, żo icli napadłem. Kazałem więc ludziom odejść i wejść gdy usłyszą, że mnie zabijają. Dostałem się przez pokój gospodyni, ale wewnętrzne drzwi były zamknięte. Wracam od frontu; drzwi są już otwarte. Pierwszego w sieni zobaczyłem Wlaź-laka, którego nie znałem; wyrżnąłem go 2 razy w pysk i wyrzuciłem na ganek; potem spotkałem Jabłońskiego z rewolwerem; złapałem • go za koszulę, krzycząc: won złodzieju z mego domu ! Jabłoński strzelił Plewiński chciał go złapać wpół, Kozielski za rękę. Jabłoński strzelił drugi raz. upadłem, podtrzymując się nu ręku. Wtem na ganek wyszedł Wężyk, zmierzył do mnie, strzelił; upadłem, spuścił broń, a gdy dyni się rozszedł. strzelił drugi raz. Srót przeszedł uadeuiiią, proch mnie trulił w twarz, a pakuły paliły się na wąsie. Przy tein byli obecni ludzie z Żytna. Zrobiło mi się niedobrze, ilauo mi wody, posiano po sąsiadów i I)-ra Czcrniejewskicgo. Pościel Kozielskiego, gdzie leżałem, przekrwiła się. Nic mogłem mówić; napisałem, żeby zapłacono akcyzę. 0 2-ej mnie przeniesiono do dworu. lTzezedrzwi nic można było przejść z łóżkiem; wniesiono muie do ich pokoi. Wężyk fam stał i powiedział; „to kouiedyju"!
Dowody rzeczowe, leżące na stole świadek po.zuał, jako też i ubranie, które miał na sobie w czasie wypadku.
Na pytanie prokuratora, świadek odpowiedział, że wyjął rewolwer już leżąc; wchodząc do sieni trzymał go wprawdzie w ręku, ale rękę miał w kieszeni; wyjął rękę bez rewolweru i Wlażlaka bił dwiema rękami. Do Skalskiego pisał, że będzie żądał od naczelnika pow iatu, żeby wyrugował „prusaków." Skowrońskiego nie było przy wypadku. Gdy ze świadka zdejmowano ubranie, z oprawy notatnika wypadła kula rewolwerowa,—nie wie kto ją podniósł. Gdy Wężyk strzelał—mówił świadek—w tej chwili podnosiłem się. Dr Wy-grzywalski w obce Dni Czarniej owakiego sondował mi ranę; pytałem się. czy nie będzie mi sechl mlecz pacierzowy. Dr. Wy-grzywniski odpowiedział, że kula utkwiła „w polędwicy4*, że niema się czego bać. Kruszyński był u mnie gorzclanym i był niezadowolony z porady. Glik kupił na licytacyi osado w Chorzenicaeli i mieszkał u niej. Nic wiem, w jakim celu Jabłoński i Wężyk strzelali.
Na pytanie adw. Kami ński ego odpowiada świadek, że L-szy N. hypofeki pani Wężyk był wzięty na spłatę I[orowicza; potem pożyczał na weksle. Wężyk chciał nypoteki, żeby żydzi jej nie zajęli. Na gorzelnię—-mówi świadek—brałem także pieniądze, dawałem weksle; Wężyk zapłacił Paukszown 26—27000 marek; kwitu nie ma, ale przyznaje; sumy jednak hypotćczne są fikcyjne. Ż sumy 45,000 rs. nic nie o-trzymułem, summa 20,000 fikcyjna. Fik-cyjuych sum jest więcej, niż jestem istotnie dłużny.
*
Adw. Pepłowski składa 40 listów do Wężyka i żąda zadania pytania KobicrzyCkiemn czy to jego listy ? Adw. Kamiński żąda zakomunikowania mu tyeli listów.
Na pytanie jednego z sędziów, Kobie-rzycki odpowiada, że zajechał do rządcy,
czyński wyjechał. Potem poszliśmy spać. Opowiedzia'em Wężykowi i Miłkowskiemu u zamierzonym buncie robotników, i dodałem, że gdy teraz jeszcze takich ludzi przy-t 2 i 3. Gdy usłyszał hałas, wyszedł i zobaczył, że ktoś trzyma za gardło Jabłońskiego a rewolwer nad jego głową; że Jabłoński ma ranioną rękę i krew na koszuli. Strzeliłem, nic wiem do kogo i ile razy.
Kozielski świadek opowiada: 11 czy 12 września przyj celi a ł Kobierzyeki i zajechał przedeninie; rozmawiał z robotnikami; zaczął
charty.
Wężyk znów wyjaśnia, bez przyrządu.
Cieślak—świadek zeznaje: Kobierzyeki przyjechał, o 4^ rano 11 września, zajechał do rządcy, poszedł z nim do dworu, zapukał, nikt nie otworzył; chciał iść przez pokój gospodyni, ale i tamtędy nie