Obserwuje miasto z niezwykłą świeżością, jak gdyby po ciężkiej chorobie czuła, że dostaje je na nowo w darze. Opromieniona blaskiem tej metafizycznej łaski śpiewa: „ze światła poczęte/ moje miasto” (moje miasto) i chłonie wszystkimi zmysłami każdy jego zakątek.
Jej poezja niejednokrotnie wydaje się tak sensualna, jakby sztuka była przedłużeniem jej cielesności, a wszystkie wypowiadane słowa, czułymi gestami, którymi otula miasto.
FISneuse nie uczyła się czułości od flaneura. Ten bowiem jedynie ślizga się po powierzchni miasta w poszukiwaniu kolejnej przyjemności, niezobowiązującej relacji. Podczas gdy on osiąga mistrzostwo w wytwarzaniu dystansu, ona szuka bliskości, coraz głębszej, coraz bardziej pierwotnej. Jej czułe patrzenie na miasto jest wręcz poprzedzone czułością do budującej je substancji, do materii, bez której nie mogłoby zostać uformowane i stać się ukochanym miastem Mani. Ciepłym spojrzeniem obdarza zatem każdy, nawet najdrobniejszy, składający się na nie element. Jest tkliwa zarówno wobec „domów/ samochodów i wind/ mieszkańców”, jak „mętów przekrętów/ psów sklepów/ dyskotek i kin/ szpitali cmentarzy/ i gliniarzy” (moje miasto). Delikatnym dotknięciem poznaje jego zakamarki, smakuje każdy zaułek. „Jesteś jak stare ciasto” {pieprzę cię miasto) - stwierdza. W głębszym oddechu pragnie wchłonąć jego zapach. „Zaciągam się tobą/ choć nie palę w nocy” {miły mój) - śpiewa. Wsłuchuje się w „jego rytmy [...], pulsowanie, muzykę wind, ruchomych schodów, wyjące karetki” {cHwil). Poprzez ciało nawiązuje najintymniejszy kontakt z miastem - otwiera na miejskie sensorium wszystkie zmysły, rozprasza się w potoku wrażeń, utożsamia z najbardziej ulotnymi manifestacjami miejskiego życia, pozwala się wciągnąć w uliczny wir. Punkt widzenia flaneuse nie jest jedynie perspektywą widza kontemplującego miasto, ale najdalej posuniętą odmianą partycypacji - identyfikacją z miejskim życiem.
168
W przeciwieństwie do milczącego flaneura - pełna zaangażowania flaneuse jest rozgadana. Z jednej strony, mówi dla siebie i do siebie, skupia się na własnym przeżyciu miasta, z drugiej - pragnie się podzielić swoimi doznaniami z innymi. Rejestruje prywatne zmysłowe doznania, uobecnia w słowie widzialny i dotykalny świat zewnętrzny nie tylko by rozpoznać własną sytuację wewnętrzną i przyswoić kolejną porcję zdobytej wiedzy o rzeczywistości, lecz także by własne miasto i siebie samą przed innymi odsłonić. Jest rozerwana między potrzebą cichej kontemplacji i obserwacji z ukrycia, jakiej nauczył ją flaneur a pragnieniem obdarowania innych własnymi wrażeniami. Drzemiący w niej charakter XIX-wiecznego narcystycznego introwertyka sprawia, że ze wszystkich zamieszkiwanych miejsc w Warszawie „wybrała sobie na mieszkanie właśnie dach” {cHwil), gdzie niezauważona przez nikogo może dla siebie samej obserwować miasto. Z drugiej strony, przepełniona