237
PORTRETY
SPISANE MIKROFONEM
tym informacja musi być konkretna i zrozumiała” (s. 45).
Rozbudowano natomiast rozdziały poświęcone zachowaniu się przed kamerą i mikrofonem. Szczegółowo opisano — przystę-pnym językiem — działanie tremy i towarzyszące jej zmiany w przeżyciach oraz zachowaniach człowieka. Zachwiało to konstrukcją książki, ale może się przydać tym, którzy dopiero uczą się (i boją) utrzymywania stałych kontaktów z mediami elektronicznymi.
Lidia Pokrzycka
Witold Ślusarski: SZUKAM CZŁOWIEKA. CO WIDZIAŁ MIKROFON. Wydawca: Stowarzyszenie Folklorystyczne Teatr Regionalny, Kraków 1999. S. 134.
W rozwoju radiofonii polskiej był taki okres, że rodzimy reportaż odnosił wiele sukcesów nie tylko na arenie międzynarodowej, ale także wśród dużej części publiczności miał wiernych sympatyków. Po roku 1989 i po pierwszym procesie koncesyjnym, kiedy powstało ponad 100 rozgłośni radiowych, głównie o charakterze komercyjnym, ten gatunek dziennikarski nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem rozgłośni — a szkoda! Można to wiązać z innym zjawiskiem, które równolegle wystąpiło w sferze kultury, a mianowicie spadkiem zainteresowania literaturą. Muza ta przegrywa przecież konkurencję z mediami wizualnymi, często schlebiającymi tanim gustom publiczności.
Wysoki poziom rodzimego reportażu radiowego potwierdza książka znanego dziennikarza radiowego, związanego ze środowiskiem krakowskim, Witolda Ślusarskiego pt. „Szukam człowieka. Co widział mikrofon”. Jest zbiorem literacko opracowanych 13 reportaży radiowych, wyemitowanych w Polskim Radiu w latach 70. i 80. Prawie każdy z nich kończy epilog spisany przez autora po latach, tj. w roku 1999, w którym informuje o dalszych losach bohaterów i miejsc, których dotyczył. A bohaterami tych reportaży byli m.in.: Tadeusz Laskowski urodzony jeszcze za życia Jego Cesarskiej Mości Franciszka Józefa I, o którego losach zdecydowała I wojna światowa i okres międzywojenny („Urodziłem się feralny”), Wojciech Stańczyk — listonosz wiejski, który w czasie pracy nieustannie poszukuje prawdy o świecie („Spowiedź wiejskiego listonosza”), Henryk hrabia Kostrowi-cki z Jeleska, którego życie ilustruje losy szluchty polskiej po II wojnie światowej („Każda droga gdzieś się kończy”), ks. Ignacy Dziermeyko z Puńska, godzący parafian pochodzenia polskiego i litewskiego („Proboszcz pokoju)”, czy bardzo literacka nowela, nacechowana głębią ekologicznej więzi człowieka z przyrodą, opowiadająca o losach kobiety walczącej ze śmietnikiem, owocem postępu cywilizacyjnego, by zatrzymać gniazdo słowika w pobliżu ludzkich domostw („Taki polski ptak — słowik”).
Książka Ślusarskiego jest ważnym dokonaniem z dwóch powodów co najmniej: stanowi świadectwo świetności polskiego reportażu, potwierdzając, że był on znakomitym przejawem nie tylko wysokiego poziomu naszego dziennikarstwa, ale że rozwijał literaturę rodzimą; znakomicie faktualnie i plastycznie uwieczniał ludzi i miejsca, stanowiąc wręcz historyczne źródło prawdy o losie Polaków w ostatnim stuleciu. Stanowi także niekwestionowany dowód, że autor należy do grona wybitnych dziennikarzy nie tylko radiowych, i że jego dokonanie pisarskie ma wszelkie znamiona literatury faktu wysokiej próby. Warto tę książkę przeczytać, by przekonać się, co składa się na kunszt zawodu dziennikarskiego.
Ignacy S. Fiut
Rocznik 44 (1999), zeszyty 3, 4. S. 271-506 + nlb.
„Dziennikarz jako nieuczestniczący obserwator rzeczywistości” jest tematem socjologicznego studium Philomeny Schónhagen. Bazując głównie na pracach Alfreda Schlitza, autorka przyznaje dziennikarstwu rolę centralną w konstruowaniu dialogu ogólnospołecznego. Dziennikarz działa jednak na „drugim poziomie” kształtowania rzeczywistości, osobiście w to nie ingerując. Odgranicza to