cyfrowych, ale mimo wszystko jest rzeczą ryzykowną stawiać jakieś olśniewające horoskopy na przyszłość. Prosta ekstrapolacja tych cyfr przedstawia się imponująco, co jeszcze nie dowodzi, że w róku 2000 szybsze i pojemniejsze sztuczne mózgi przydadzą się komukolwiek do czegokolwiek. Więcej można by się spodziewać po pewnych właściwościach maszyny, całkiem nie spotykanych u człowieka (jak choćby dostrzeganie niewidzialnego promieniowania).
Na uwagę przy tym zasługuje również fakt, że z pojęciem „inteligentna maszyna” oswojono się już powszechnie i nawet specjaliści informatycy bez oporu nazywają „inteligentnym terminalem” minikomputer pracujący jako urządzenie końcowe większej maszyny cyfrowej. A przecież w tej funkcji minikomputer wcale nie grzeszy „intelektem”, choć uwalnia człowieka od wykonywania licznych operacji wejściowo-wyjściowych.
Dialogom komputerowym nie sposób też przypisywać subtelnej inteligencji. Pierwsze wrażenie jest co prawda pozytywne — poprawnie budowane zdania, treść pozornie sensowna: „mówi jak człowiek”. Kiedy poznajemy reguły maszynowych rozmów i dostrzegamy niemal mechaniczny tok odpowiedzi, nasz podziw maleje. A jeszcze bardziej maleje, gdy dowiadujemy się, że swobodna i na głos konwersująca maszyna nie opuściła dotychczas progu laboratoriów. Fachowcy są zdania, że tylko urządzenia zdolne do rozpoznawania zaledwie dwóch słów: „tak” i „nie”, można obecnie produkować po stosunkowo umiarkowanych cenach. Produkcja bardziej złożonych układów fonicznych jest na razie nieopłacalna.
Oto jeden z‘poważnych hamulców w rozwoju badań nad sztuczną inteligencją. Wysokość