JEDENASTA WIECZOREM
ludziom Jego upodobania! ludzkość pokłada nadzieję w Twojej Dobroci. Wspomagasz wierzących w Ciebie. Wiesz, że wierzę w Ciebie, owszem pragnę cierpieć i nauczyć się cierpieć, ale ci biedni ludzie, oni nawet nie chcą słyszeć o Tobie. Ja jestem z Tobą i przy Tobie. Całe moje życie jest chybione, obrócone w nicość, bo sprowadzone do samego siebie, to znaczy do niczego. Zostało mi jednak coś istotnego, istota, do której mogę się zwrócić. Ty pocieszasz poniżonych. Jeżeli ja nie jestem poniżony, to poniżoną jest moja rodzina i za nią się modlę do Twojego miłosierdzia. A mnie, chociaż nie jestem poniżony, przenika trwoga i niepokój.
Któż może lepiej mówić o Twojej Miłości niż ja, niewdzięcznik, codziennie czujący Twoją opiekę pośród niebezpieczeństw, których doświadczyłem wiele razy tej opieki oraz opieki dobrych aniołów, jakich postawiłeś przy mnie na straży? Dziękuję Ci i będę Ci dziękował każdego dnia w mojej porannej modlitwie. Myślę o tych Eseń-czykach (a może byli to jacyś inni podobni do Eseńczyków), którzy każdego poranka bali się, że słońce więcej nie wzejdzie. Ten lęk wyraża wdzięczność, jaką winniśmy za to, że słońce wschodzi. Ale słońce dla mnie jest tylko jakimś obrazem. Mnie nie chodzi o słońce, mnie chodzi o Ciebie: nie lękam się, że Twoja Dobroć skryje się przede mną, wręcz przeciwnie, ufam, że wyprowadzisz mojego brata z niesprawiedliwego więzienia i że pocieszysz utrapioną i umęczoną biedną siostrę. Co do mnie to znajduję się w Twoich rękach, świadom, że jeśli cierpię, to dla swojego dobra.
Ufam, że słońce wzejdzie jutro i że mi pozwolisz posiąść Ciebie za chwilę w świętej Hostii. Jakimże ta Hostia jest dla mnie błogosławieństwem! Wzmacnia moją wiarę, wyzwala mnie z piekła. Jak bardzo czuję się szkaradnym grzesznikiem, kiedy zbliżam się do tego sakramentu tak bardzo świętego i kiedy stwierdzam, jak mało zbliżyłem się do Ciebie.
Dlaczego jestem tak mało wzruszony, kiedy mówię o miłości, jaką masz dla nas? Czyżbym był tak oddalony od Ciebie, żebym nie mógł nawet pojąć Twojej łagodności? Albo czyż byłbym aż tak niegodziwy, żeby wymykało mi się pojęcie dobra? Jezus (stanowiąc jedno ze swoim Ojcem) jest stworzycielem wszystkiego, co istnieje. To On dał nam także i ból jako środek odnalezienia Boga oraz nas samych. Czy zatrzymamy się na tym? Czyż tego nie wystarczy? Wszystko na ziemi zostało mi dane. A żebym tego nie nadużył, dano mi klucz do odnalezienia we wszystkim siebie czystego oraz do uzyskania nieba pomimo bogactw ziemi. Smutek rodzi skruchę, jak mówi św. Paweł. Tymczasem Pan nasz Jezus Chrystus widzi, że stworzenie staje się łupem szatana, dlatego że człowiek ciągle żyje w słabości i w szaleństwie. Jego przemyślna dobroć daje mu natchnienie do wzniosłej interwencji: zapowiada się ludziom i zstępuje na ziemię, aby
4
1222