choć nie przyczynili się w żaden sposób do budowania porozumienia między narodami, to wykazywali sympatię dla Litwinów, starali się nie szkodzić, a przynajmniej nie żywić „programowej” antypatii. Wymieniał Witolda Hulewicza, który choć zmuszony tolerować różne antylitewskie elementy w instytucjach, którymi zarządzał (np. w radiu), sam nie przyłożył ręki do kampanii przeciwko Litwinom. Przypominał współpracowników „Kuriera Wileńskiego” -Witolda Kiszkisa, który na pytanie o narodowość odpowiadał „diabli wiedzą” (s. 42), wesołego
„porucznika” Józefa Batorowicza, któiy nie chciał obciążać sobie sumienia złymi stosunkami z
/
Litwinami i Bolesława Wita-Swięcickiego. Ten ostatni, jako ambitny redaktor „Kuriera Powszechnego”, oficjalnie nie przyznawał się do sympatyzowania z Litwinami, bojąc się konfiskat i procesów (s. 44).
Zmiana w podejściu do Polaków nie była oczywiście odwróceniem wartości. Mackonis przestał po prostu dokonywać jednoznacznych i krzywdzących uogólnień. Obok portretów postaci pozytywnych pojawiły się też takie, co do których Mackonis nie zmienił zdania, choć może nieco je złagodził. Przypominał na przykład Franciszka Hryniewicza, który pisał antylitewskie artykuły do prasy wileńskiej i krakowskiej. Zamiast jednak potępić go - jak uczyniłby to przed wojną - pokazywał paradoksy wileńskich losów, zmuszające czasem do wyborów wbrew woli. Hryniewicz w kawiarniach wileńskich tłumaczył się przed Litwinami, że swoje artykuły pisał „dla clileba” ($. 31). Ze zdziwieniem odnotował Mackonis fakt, że człowiek ten po wojnie został przewodniczącym Towarzystwa Przyjaciół Litwy w Poznaniu. Opisywał także Janusza Ostrowskiego, prowadzącego w wileńskim radiu propagandową audycję po litewsku, w której często atakował Litwę i któiy publikował w wydawnictwach Straży Kresowej. W tym świetle Ostrowski jawił się jako wróg Litwinów. Podobnie wypowiadał się Mackonis o Feliksie Danglu, pracującym w „Słowie” jako karykaturzysta. Wspominał jego udział w konflikcie między środowiskiem „Słowa” a Witoldem Hulewiczem. Najwięksi jednak wrogowie, co do których nie zmienił zdania, to Stanisław Cat-Mackiewicz i Kazimierz Okulicz. Pierwszego, jako gościa kawiarnianego (którym był zresztą rzadko), zapamiętał jako nieprzystępnego i wyniosłego, stroniącego od towarzystwa tych, których uważał za „niższych”. Równie wyniosły był Kazimierz Okulicz. Mackonis przytaczał rozmowę, w której wprost przyznawał się on do wrogości wobec Litwinów, jednocześnie podkreślając zmęczenie i narastające wątpliwości, jakie z biegiem czasu zaczęły towarzyszyć mu w tej walce:
- Jak to się stało, że ludzie z tego samego kraju stali się dla siebie śmiertelnymi wrogami -nie potrafię wyjaśnić. Przecież my też uważamy się za Litwinów, być może innej maści, ale za Litwinów.
272