Basia już rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale on jej przerwał:
-Wiesz co? Nie musisz mi się nawet tłumaczyć. Ja wszystko rozumiem. Znasz go długo, jest młody, przystojny w dodatku zapewne zaczął ci mącić w głowie jakimś bzdurami. Nie mogę jednak pozwolić, żeby dłużej tobą manipulował. Nie nadajesz się do tych jego gier. Wybaczam ci, ale muszę mieć pewność, że to się już nie powtórzy i dlatego... - urwał.
-Dlatego co? - zapytała lekko zszokowana jego zachowaniem. Zupełnie nie rozumiała do czego dąży.
-Dlatego musimy uciec od tego wszystkiego. Dostałem propozycję pracy na stałe w Kanadzie. To dla mnie duża szansa, a właściwie dla nas obojga. Zaczniemy od nowa, będziemy tylko razem -pogładził ją po włosach z lekkim uśmiechem.
-ZWARIOWAŁEŚ?! - wykrzyknęła wzburzona.
Wstała gwałtownie z kanapy i wybiegła z salonu. Rzuciła się rozwścieczona na łóżko i oparła głowę o poduszkę. Jacek podążył za nią. Usiadł na brzegu łóżka, zdjął okulary i wziął głęboki oddech. Wiedział, że ta rozmowa nie będzie należała do łatwych. Zdawał sobie sprawę jak wielkim uparciuchem jest Baśka.
-Kochanie ale to dla nas duża szansa. Kanada to piękne miasto. Zobaczysz spodoba ci się tam -przysunął się do niej.
-Mam tak zostawić rodzinę, przyjaciół? A co z moją pracą? Ty się ze mną zupełnie nie liczysz! -Myszko - chwycił ją za dłonie - Przecież Kanada to jeszcze nie koniec świata. Będziesz mogła dzwonić, pisać maile. A w wakacje będziemy przyjeżdżać do Polski. Pracować nie będziesz musiała. Bez trudu dam radę utrzymać nas ze swojej pensji. Zajmiesz się domem, w przyszłości będziesz wychowywać nasze dzieci.
-I mam tam siedzieć jak jakaś kura domowa, tak?! Cały dzień w pustych czterech ścianach?! - w Baśce aż się gotowało. Natomiast Dumicz zachował stoicki spokój.
-Basieńko... - uśmiechnął się lekko.
-Nie Basieńkuj mi tutaj! Widzę, że podjąłeś już decyzję, a moje zdanie się dla ciebie zupełnie nie liczy!
-Nie krzycz. Uwierz mi ten wyjazd bardzo dobrze zrobi dla naszego związku. Uciekniemy od tego wszystkiego. Spróbuj mnie zrozumieć. Boję się, że jeśli tu zostaniemy... - załamał mu się głos.
-No powiedz - trochę się już uspokoiła.
-Nie zniósłbym gdyby to z Markiem powtórzyło się drugi raz. On tobą manipuluje nie widzisz tego? Kocham cię i robię to dla twojego dobra. Uwierz mi.
-Jacek nie! Ja nie mogę tak!
-Kochanie możesz. Ja naprawdę nie chciałem żeby to tak wyszło. Wyjedziemy razem i będziemy szczęśliwi - pogładził ją po policzku.
-A jeśli ja nie wyjadę?
-Będzie to oznaczał tylko jedno...
Spojrzała na niego marząc brwi.
-Koniec naszego związku. Przykro mi, ale sama mnie do tego zmusiłaś. Jaką ja będę miał gwarancję, że nie będziesz się z nim spotykać pod moją nieobecność? No jaką?
-Istnieje jeszcze coś takiego jak zaufanie...
-Niestety, ale po tym co się stało potrzebuję czasu, żeby ci znowu zaufać. Przeprowadzę się na te dwa dni przed wyjazdem do hotelu, żebyś mogła sobie wszystko w spokoju przemyśleć. Obiecuję, że nie będę już naciskał. Na szafce zostawiam bilet. Mam nadzieję skarbie, że spotkamy się na lotnisku. Kocham cię. Pa - pocałował ją w czoło i wyszedł. Ona zakryła twarz poduszką i rozpłakała się jak małe dziecko. Zupełnie nie wiedziała co robić. Z jednej strony nie chciała tak tego wszystkie zostawić, ale z drugiej... „Może to jedyna szansa, żeby zapomnieć o Marku?" - pomyślała wpatrując się w bilet. Zmęczona kilkugodzinnym szlochem w końcu usnęła.
W pomieszczeniu panowała przejmująca cisza. Tylko nieduży zegar z kukułką, tykał niemiłosiernie, odliczając kolejne godziny, minuty, sekundy... Na podłodze stały dwie ogromne walizki. Tuż obok siedziała zwinięta w kłębek Baśka. Za godzinę odlatywał samolot do Kanady. Miała zacząć tam zupełnie nowe życie. Z Jackiem, z daleka od Marka...
Już nie płakała. Chciała samej sobie udowodnić, że jest silna. Nikt nie wiedział ojej wyjeździe, chciała uciec bez słowa. Uznała, że tak będzie najłatwiej. Podeszła do szafki z książkami. Z jednej z nich wyciągnęła skrywane przed wszystkimi zdjęcie. Był na nim Marek. Promiennie się uśmiechał, szczerząc swoje śnieżnobiałe zęby. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że już nigdy nie zobaczy jego szarozielonych oczu, nie usłyszy jego głosu, radosnego śmiechu...
-Dość tego - mruknęła do siebie. Podarła zdjęcie na strzępy i wyrzuciła je do kosza - Marku Brodecki nie ma już dla ciebie miejsca w moim sercu!
Wzięła w dłonie walizki, kierując się do wyjścia. Wtedy to drzwi mieszkania otworzyły się. Stała w nich aspirant Ostrowska.
-Cześć - weszła do środka bez zaproszenia.