grzechem. Bo nie wydaje mi się, żeby grzeszył żołnierz, gdy zabija wroga, albo sędzia czy wykonawca jego wyroku pozbawiając życia szkodliwego przestępcę,1 albo wreszcie człowiek, któremu mimo woli i nieświadomie wymknął się cios śmiertelny.
A. Zgadzam się. Lecz takich nie mamy zwyczaju nazywać zabójcami. Toteż odpowiedz mi, czy według ciebie należy zaliczyć do tego rodzaju zabójców, nie zasługujących nawet na nazwę zabójcy, człowieka, który zabił swego pana bojąc się wielkich męczarni z jego ręki.
E. Widzę wielką różnicę między nim a tamtymi ludźmi. Tamci działają na mocy prawa, albo przynajmniej nie łamią go. Zbrodni zaś tego nie pochwala żadne prawo.
10. A. Znowu odsyłasz mnie do autorytetu. Ale musisz pamiętać, że obecnie podjęliśmy się zrozumieć to, co jest przedmiotem wiary; wobec praw zaś zachowujemy postawę wierzącego. A zatem naszym zadaniem jest zrozumieć — o ile się da — właśnie to, czy prawo, karząc taki czyn, nie popełnia niesprawiedliwości
E. Bynajmniej; karze przecież tego, który samowolnie i rozmyślnie zabija swego pana. Tak zaś nie postępuje żaden z poprzednio wymienionych ludzi.
A. Może przypominasz sobie, że zgodnie z tym, co powiedziałeś, w każdym przestępstwie panuje namiętność i że /. tego właśnie powodu jest ono niemoralne.
E. Oczywiście, przypominam sobie.
A. Przyznałeś także, że ten, kto pragnie żyć bez bo-jaźni, nie ma złego pragnienia. Nieprawda?
E. To również pamiętam.
A. Gdy więc niewolnik zabija swego pana pod wpły-■ wem takiego pragnienia, nie kieruje jego czynem owo złe pożądanie. Wobec tego nie rozumiemy jeszcze, dlaczego ten czyn jest zły. Przecież zgodziliśmy się, że niemoral-ność każdego przestępstwa tkwi jedynie w namiętności, to jest w niegodziwym pożądaniu, z jakim zostaje popełnione.
E. Już zaczynam przypuszczać, że niesprawiedliwie potępiłem tego niewolnika, choć nie ośmieliłbym się po-
84 1 For. O porządku 2, 11; Do dottola Doi 1, 21.