Eliminacja dwuetatowości powinna być celem, do którego trzeba zmierzać przede wszystkim poprzez zmianę realnych warunków pracy, a nie tylko administracyjne decyzje.
Łatwo wyjaśnić dlaczego: koncepcja kierunku, o czym nie zawsze się pamięta, jest taka, że powinien on być w miarę szeroki. Uruchomienie nowego kierunku jest obwarowane licznymi warunkami. Natomiast w ramach kierunków mogą funkcjonować różne specjalności. Chcieliśmy zachować taką strukturę, zwłaszcza wtedy, gdy coraz silniejsza jest tendencja do podejmowania badań i studiów interdyscyplinarnych. Nieco zamieszania, nie tyle w intencji, co przez konkretne decyzje i ich wpływ na opinię publiczną, spowodowały propozycje Komisji Akredytacyjnej Wyższego Szkolnictwa Zawodowego, która, nb. zgodnie z jej uprawnieniami i przepisami ustawy, zaczęła udzielać pozwoleń czy też opiniować prowadzenie studiów nie na kierunku, tylko na specjalności. Specjalności jest kilkaset i to oznaczało, że zaczyna się popadać w przesadę co do „różnorodności”. Jeżeli natomiast nie można było zmusić Rady do zgody na wprowadzenie nowego kierunku, to zarzucano jej nadmierny formalizm. Oczywiście Rada nie chce i nie może stać na „doktrynerskim” stanowisku odrzucania każdego wniosku o utworzenie nowego kierunku, więc w niektórych sprawach ulegliśmy, np. wprowadzając dziennikarstwo, choć osobiście uważam, że studia dziennikarskie powinny być prowadzone raczej jako prawdziwe studia podyplomowe, po odbyciu studiów na jakimś konkretnym kierunku. Zarzuty pod adresem Rady formułowane były w oparciu
0 jednostkowe doświadczenia. Nie twierdzę, że nie myliliśmy się, ale uważam, że zasady, którymi i kierowaliśmy się (i kierujemy nadal) były i są słuszne. Przepisy obowiązywały
1 obowiązują wszystkich — listy kierunków, minima programowe i wymogi kadrowe — to byłyf wymierne narzędzia, którymi można się było posłużyć opiniując rozpatrywane wnioski (w tym — część z nich negatywnie, a w szczególności do tego właśnie możliwie precyzyjne kryteria były niezbędne). Obecna ustawa rozgranicza listę tych kierunków, które były „sztywno” ustalane przez RG, a teraz są określane przez ministra w oparciu o opinię Rady, od tych, które będą mogły tworzyć autonomiczne szkoły. Autonomiczna uczelnia, posiadająca co najmniej 60 nauczycieli akademickich z tytułem profesora i co najmniej połowę jednostek z prawem do habilitowania, może po uzyskaniu zgody PKA, utworzyć własny kierunek. W moim przekonaniu będzie to także swego rodzaju nobilitacja tych kierunków, które będą funkcjonowały w obrębie jednej tylko uczelni. Tak więc —jak sądzę — przyczyna napięć między RG a Uniwersytetem Adama Mickiewicza została usunięta. Mówiąc nieco ogólniej: zrozumiałe, że nie wszyscy byli zadowoleni z naszych decyzji. RG nie miała, co prawda, uprawnień kontrolnych, ale odmawiała pozytywnej opinii w niektórych sprawach. Uznawano to czasem za przerost formalizmu, żądano większej elastyczności. Może w pewnych wypadkach byłaby ona usprawiedliwiona, ale skoro pojawiają się wnioski o utworzenie szkół wyższych, w których jest 2 profesorów i 350 studentów, to w takich sytuacjach konieczne jest egzekwowanie przepisów, bo inaczej mielibyśmy kompletny chaos. Uważam, że ktoś musi stać na straży przepisów, choć może niektóre z nich warto by „poluzować”. I tak np. jest przygotowana nowelizacja, która ma usankcjonować istnienie zamiejscowych filii uczelni, Rada zgłosiła zastrzeżenia do tego projektu, zarzucając mu brak precyzji. Ostrą dyskusję wywołał fakt, że jest to próba usankcjonowania stanu rzeczy niezgodnego z obecnymi przepisami. Rodzi się pytanie, czy w takiej sytuacji należy przepisy zmieniać, czy je egzekwować. Według mnie powinien tu decydować zdrowy rozsądek. Trzeba rozsądnie reagować na to, co niesie ze sobą życie. Oczywiście nie powinno to