Z WYSTAWY PARYSKIEJ. 257
Z WYSTAWY PARYSKIEJ. 257
narzuca
— ale jak mało jest takich, któreby zatrzymywały, na któ-reby można patrzyć i patrzyć z estetyczną uciechą! Jak wiele takich, które coś we mnie urażają, odpychają mię, to jakąś przesadą, jakąś niezgodnością formy z treścią, to jakąś myślą fałszywą i niedobrą. Któżby np. chciał mieć u siebie ten szkaradny Exorcyssm Weerts;a, gdzie oprócz tendencyi antyreligijnej, tyle jest zwierzę-cości w twarzy opętanego, tyle głupoty i złości w twarzach egzorcystów, że po widzeniu tego obrazu, przykry niesmak zostaje w duszy, i nieomal w ustach? Któżby, choc za pieniądze, chciał mieszkać z tą Andromachą Rochegross^a, gdzie krew i krew, po
wstrętne realizmem
cianach i po schodach, trupy i trupy
jak w śnie gorączkowym ? Rochegrosse silił się na tragiczuośc, a zrobił tylko okropność. Tragiczności jest więcej w dwóch wierszach Homera, niż w tern ogromnem płótnie znakomitego malarza francuskiego.
Za to gdzie dusza prawdziwie artystyczna uchwyci ten magiczny pędzel nowożytny i umie go podporządkować jako narzędzie, tam powstają przepyszne utwory. Mam jeszcze przed oczyma tę cudną Pieśń Wiosny (La chanson du Printemps) pędzla Bougue-reau, RenouFa Le coup de main, śliczną scenę rodzinną na czółenku, wśród morza dziwnej prawdy i potęgi, Maignan^a La voix
du tocsin, pomysł idealny staci Aniołów
— bo z dzwonu wylatują głosy w po-a przecież tak przejmujący prawdą uczucia... Ale obiecałem nie mówić o pojedynczych obrazach. Wśród ogółu jest pewien poczet takich pięknych rzeczy, ale ogółowi, jak powiedziałem, wiele nie dostaje. Malarstwo dzisiejsze jest w niespokoj
nej epoce przełomu
szuka czegoś
a tymczasem gotuje pę
dzel i prześliczne farby na paletę nakłada.
Bądź co bądź, jest zawsze miłą i ciekawą rzeczą na tej wystawie widzieć razem zebranych tych mistrzów różnych krajów, których wielu znało się tylko z opowiadań; miło widzieć najnowsze
bo i o to przezorny za
dzieła każdego obok siebie zestawione
rząd wystawy się postarał. A co najbardziej interesujące, to widzieć utwory każdego narodu zebrane i w osobnych salach. W ten sposób każdy salon ma swoją odrębną, ciekawą fizyonomię. Francuzi, którzy jak wspomniałem, pół wystawy zajęli, górują też absolutnie wyższością sztuki. Znać że oni w naszym wieku są inicya-