Przekraczają granice wnioskowania, do którego upoważnia ich dana dyscyplina. A przecież nikt im nie odbiera prawa do lojalnego współdziałania, do naświetlania kultury fizycznej z jednego, specjalistycznego punktu widzenia. Tu są pożyteczni, a nawet niezastąpieni, mają zresztą w tym względzie dobre wzory i tradycje.
Aliści traktując swą dyscyplinę za pępek świata (szwagrocentryzm), chcą ją również uczynić rdzeniem nauk o kulturze fizycznej, naginają całą konstrukcję do siebie, deformując ją. Mało tego — biorą się do generalnej krytyki z tej swojej wąziutkiej kładki, pouczają, wskazują drogi, obejmują komendę. Im głębiej brną w to proroczne uniesienie (typowe dla dyletantów), im śmielsze czynią wycieczki w tajniki kultury fizycznej (bo „na sporcie wszyscy się znają”) — tym bardziej nas żenują. Pół biedy, jeżeli dzieje się to w czterech ścianach „domu”, gorzej, gdy z dobrą miną reprezentują nas na zewnątrz.
Czy zauważyłeś, drogi Czytelniku, że gdy zdarzy się jakiś większy jubel, jakieś sympozjum czy kongres (krajowy, a tym bardziej zagraniczny), aż kłębi się od szwagrów (i tych udanych, i tych nieudanych), którzy radzi by nas reprezentować, podsumowywać, oceniać. Aż ciarki przechodzą od tej odwagi, z jaką zabierają głos w sprawach, o których mają blade lub zgoła żadne pojęcie.
Obok szwagrów zuchwałych trafiają się szwagrowie przymilni. Tacy mawiają: „Mens sana in corpore sano” i uśmiechają się przypochlebnie
— że niby nam dogodzili. Ci przeważnie nic nie rozumieją z naszych dyskusji i, choć nie studiowali wf, nie uprawiali sportu, a nawet nie fatygują się kibicować, gorliwie kiwają głowami w takt wytartych cytatów, komunałów i modnych nowinek. Tych nie traktujemy poważnie, nawet gdy stwarzają pozory twórczości. Blagę czuje się na kilometr.
A w ogóle, skąd tylu szwagrów w naszym środowisku? Otóż zasiedlili oni nasze uczelnie wówczas, gdy przed nami stały bariery formalne, a oni
— na swych gładkich gościńcach — zdobywali stopnie i tytuły. Szkoły zabiegały o prawa akademickie, to zaś wiązało się z utytułowaną kadrą. Ciągnęli zatem szwagrowie długim sznurem (albo ich ciągnięto siłą). Jedni szli świadomi, że to prowizorium; — inni święcie przekonani o swym powołaniu i kompetencjach. Powtórzmy i podkreślmy po raz wtóry, że byli i są wśród nich tacy, którym naprawdę wiele zawdzięczamy. Tym kłaniamy się głęboko i z dobrawoli (bo już nie musimy).
Żeby zaś nie pozostało między nami żadnych niedomówień, dodajmy, iż nie głosimy tu srogiej krucjaty przeciw szwagrom. Co więcej — odwracamy się z niesmakiem od jakichkolwiek prób mechanicznego od-szwagrzania. Odróżniamy, „wuefiacki patriotyzm” od szowinizmu (...) Nie stanowimy, na szczęście, środowiska ekskluzywnego, ale środowisko o charakterze otwartym, nowoczesnym, liberalnym. Ten liberalizm ma
66