wiących ich styl życia. Przestał istnieć świat, do którego należeli.
POTRZEBA ODPOWIEDZI
Aby rozwiązać wiele złożonych problemów miast dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, musielibyśmy zacząć od podania w wątpliwość podstawowych założeń, dotyczących związku człowieka z jego środowiskiem, a także relacji pomiędzy ludźmi. Ponad 2000 lat temu Platon orzekł, że najtrudniejszym zadaniem, jakie można człowiekowi postawić, jest poznanie samego siebie. Znaczenie tej sentencji powinniśmy stale na nowo odkrywać. Jej implikacje muszą dopiero zostać w pełni uświadomione.
Odkrycie samego siebie na płaszczyźnie kultury jest prawdopodobnie jeszcze ambitniejszym zadaniem niż odkrycie siebie na płaszczyźnie indywidualnej. Trudność ta jednak nie powinna nas skłaniać do pomniejszania wagi takiego przedsięwzięcia. Amerykanie muszą poprzeć i wziąć udział w pracach zespołowych, prowadzonych na szeroką skalę i zmierzających do ustalenia związku pomiędzy człowiekiem a środowiskiem. Jak to wielokrotnie podkreślali psychologowie transakcyjni: błędem jest przypuszczać, że te dwa elementy dadzą się od siebie oddzielić i że nie są ściśle i nierozerwalnie połączone w jeden system (patrz książka F. P. Kilpatricka — Explorcitions in Trarcs-actional Psychology, New York, N. Y. University Press, 1961).
Jak powiedział łan Mc Harg w eseju Man and his Environment (w The Urban Condition):
„Żaden gatunek nie może istnieć bez środowiska, żaden gatunek nie może istnieć w środowisku całkowicie przez siebie stworzonym, żaden gatunek nie może przetrwać inaczej niż jako członek jakiejś społeczności ekologicznej, nie powodujący w niej rozłamu. Każdy członek tej społeczności musi dostosować się do pozostałych członków i do środowiska albo musi zginąć. Człowiek również musi spełniać te warunki.”
Nie chodzi o to, że Amerykanie muszą się zdecydować na wydanie pieniędzy. Muszą przyczynić się do zajścia głębszych zmian, które na razie trudno przewidzieć. Muszą ożywić w sobie ducha przygody i odwagę połączoną z ciekawością, którą wykazali się niegdyś na swych granicach. Dziś stajemy wobec konfrontacji z granicami miast i kultury. Pozostaje pytanie: jak możemy je rozwinąć? Miniony antyintelektualizm kosztować nas może teraz drogo, wkraczamy bowiem na obszar, gdzie bardziej potrzeba mózgów niż pięści. Potrzeba wicie zapału i dobrych pomysłów i, miejmy nadzieję, dojdziemy rychło do przekonania, że łatwiej je znaleźć wśród ludzi niż wśród rzeczy, że łatwiej jest je znaleźć w strukturze niż w treści, w żywych wzajemnych kontaktach, a nie w oderwaniu od życia.
Antropologowie i psychologowie powinni znaleźć sposób, w jaki należałoby obliczać względnie prosto współczynnik zaangażowania poszczególnych grup etnicznych. Wiadomo na przykład, że Włosi i Grecy znacznie żywiej kontaktują się zmysłowo niż inni mieszkańcy Europy, jak choćby Niemcy czy Skandynawowie. By móc sensownie planować, winniśmy dysponować jakimś ilościowym miernikiem zaangażowania. Gdy już ustalimy te liczbowe wskaźniki, odpowiedzieć będziemy mogli na pytania: jakie jest najwyższe, najniższe i optymalne zagęszczenie w grupach wiejskich, miejskich i grupach przechodzących ze wsi do miasta? Jaki jest najwyższy dopuszczalny rozmiar mieszanych grup, które żyją we wspólnych warunkach miejskich, zanim zacznie się rozprzęgać kontrola społeczna? Jak dalece zróżnicowane są
263