sztucznego. Ich żarliwa naiwność kontrastuje z ogólnym procesem formalizacji, którego faktyczność uznają one przecież, a który ostatecznie ma podstawę w samej filozofii religijnej. Także w pismach średniowiecznych chrześcijan, począwszy od wczesnej patrystyki, w szczególności zaś Tomasza z Akwinu, ujawnia się silna tendencja do formalizowania głównych elementów wiary chrześcijańskiej. Genealogia tej tendencji sięga wzniosłego przykładu utożsamienia Chrystusa z logosem na początku czwartej Ewangelii. Archetypowe doświadczenia pierwszych chrześcijan zostały w toku dziejów Kościoła podporządkowane celom racjonalnym. Dzieło Tomasza z Akwinu stanowi kulminacyjną fazę tego procesu. Filozofia arysto-telesowska, z właściwym jej empiryzmem, okazała się bardziej na czasie niż platońska spekulacja.
Od zarania dziejów Kościoła jego oświecenie nie było w żadnym razie czymś zewnętrznym, co wypędza się do piekła herezji, lecz w znacznej mierze ogarniało swym zasięgiem życie tej instytucji. Tomasz pomógł Kościołowi katolickiemu wchłonąć nowy ruch naukowy, dzięki temu, że treści religii chrześcijańskiej poddał rein-terpretacji, odwołując się do liberalnych metod analogii, indukcji, analizy pojęciowej, dedukcji z rzekomo ewidentnych aksjomatów oraz do kategorii arystotelesowskich, które w jego epoce odpowiadały jeszcze poziomowi rozwoju nauk empirycznych. Jego potężny aparat pojęciowy, jego filozoficzne ugruntowanie chrześcijaństwa użyczyły religii pozoru autonomii, która na długo uniezależniła ją od duchowego postępu społeczeństwa miejskiego, a mimo to dawała się z nim pogodzić. Tomasz zrobił z teorii katolickiej nader użyteczne narzędzie dla książąt i klasy mieszczańskiej. Rzeczywiście odniósł sukces. Społeczeństwo powierzyło klerowi na długie wieki zawiadywanie tym wysoce rozwiniętym instrumentem.
Średniowieczna scholastyka nie obróciła religii w czystą ideologię, mimo że poddała ją ideologicznej obróbce. Jakkolwiek według Tomasza z Akwinu przedmioty religijnej wiary, j ak na przykład Trójca Święta, nie mogą być zarazem przedmiotami poznania naukowego, dzieło jego - zgodne z Arystotelesem, a opozycyjne wobec Platona -przemawiało przeciwko traktowaniu obu tych dziedzin jako zupełnie heterogenicznych. Prawdy religijne były dla niego tak samo konkretne jak prawdy naukowe. Niezmącone zaufanie do realizmu racjonalnego aparatu scholastycznego zostało podważone przez Oświecenie. Od tej pory tomizm jest teologią z nieczystym sumieniem, czego niezbitym dowodem są szalbierstwa jego nowoczesnych filozoficznych wersji. Współcześni neotomiści muszą przezornie kalkulować, ile jeszcze twierdzeń wątpliwych z naukowego punktu widzenia ludzie są skłonni przełknąć. Zdają się oni być świadomi tego, że wciąż ważne - w świetle Arystotelesowskiej ortodoksji - metody wnioskowania muszą pozostać zastrzeżone dla badań empirycznych, gdyż jest to warunkiem ochronienia teologii przed niepożądanymi analizami. Spodziewają się, że jeśli tomizm będzie celowo separowany od konfliktu, czy choćby konfrontacji, z nowoczesną nauką, zarówno intelektualiści, jak i ludzie niewykształceni będą mogli akceptować religię w takiej formie, jaką on rekomenduje.
Im bardziej neotomizm zamyka się w sferze spirytualnych pojęć, w tym większym stopniu staje się sługą świeckich celów. W polityce może być stosowany do sankcjonowania wszelkiego rodzaju posunięć, a w życiu codziennym jako medykament z podręcznej apteczki. Hook i jego przyjaciele mają rację, gdy powiadają, że z powodu dwuznaczności teoretycznej podstawy jego dogmatów, tylko od charakteru epoki i geograficznego położenia zależy to, czy zostaną one wykorzystane do usprawiedliwienia demokratycznych, czy też autorytarnych praktyk politycznych.
Jak każda inna filozofia dogmatyczna neotomizm w określonym momencie zawiesza myślenie, by stworzyć przestrzeń dla najwyższego bytu lub najwyższej wartości w sensie politycznym bądź społecznym. Im bardziej owe absoluty stają się problematyczne - a w epoce rozumu sformalizowanego faktycznie stały się takie -tym bardziej niezłomnie są bronione przez ich stronników; ci z kolei mają tym mniej skrupułów, wspierając swe kulty za pomocą innych środków niż czysto duchowe; w zależności od potrzeb sięgają oni już to po pióro, już to po miecz. Ponieważ absoluty same w sobie nie są dziś przekonujące, trzeba ich bronić za pomocą teorii, które są na czasie. Wyrazem starań o tego rodzaju wsparcie jest usilne pragnienie wyeliminowania z tak gloryfikowanego pojęcia każdego dwuznacznego rysu, wszelkiej domieszki zła - jest to pragnienie trudne do pogodzenia w tomizmie z negatywną wizją profetyczną w odniesieniu do potępionych, „ut de his electi gaudeant cum in his