28
WIADOMOŚCI UNIWERSYTECKIE
Alina Kochańczyk
Gustaw Hcrling-Grudziński tak oto przedstawia swój ideał dziennika: „Przesuwa się w nim raz szybciej raz wolniej, raz na scenie raz w tle, »historia spuszczona z łańcucha« [...]. A w leu^ym dolnym rogu, wzorem niektórych malowideł renesansowych, miniaturowy i ledwie naszkicowany autoportret obserwatora i kronikarza” (3 lutego 1979, s. 294)'. Osobliwy to dziennik, w którym autor zajmuje tak bardzo skromne miejsce. Popularność tej formy wypowiedzi bierze się przecież stąd, że stwarza ona niemalże nieograniczone możliwości ekspresji ,ja” autorskiego. Tymczasem dla Herlinga ten walor zdaje się nie mieć żadnego znaczenia. Admirator starych kronik, pełen podziwu dla Dziennika roku zarazy Defoe, nieraz powtarza, że swój diariusz chciałby uczynić podobnie „bezosobistym” obrazem swoich czasów. To podejśce zaskakuje odmiennością w stosunku do ogromnej większości dzienników, których autorzy kierują się pragnieniem, by przed czytelnikiem wystąpić a giorno - jakby powiedział Herling - i przede wszystkim pokazać właśnie swoją osobę, zademonstrować własną ręką sporządzony portret wewnętrzny. Herling chciałby się podjąć zadania znacznie trudniejszego, jak gdyby w poczuciu, że względy ogólne są ważniejsze od ściśle osobistych i że skoro znajduje się w sytuacji pozwalającej na wypowiadanie nie dopuszczanej do głosu w kraju jego urodzenia i z różnych powodów mistyfikowanej na Zachodzie prawdy o współczesności, to jego moralnym obowiązkiem jest pokazywanie obłędnego galopu „spuszczonej z łańcucha” historii. Jeśli takie rzeczywiście było odczucie Herlinga, zgadzało się pewno z oczekiwaniami czytelnika właśnie tego w kraju, dla którego Dziennik przez wiele lat był dziełem zakazanym i niezwykle trudnym do zdobycia. Uwaga odbiorcy koncentrowała się, rzecz oczywista, na warstwie politycznej, zwłaszcza na dotyczących go bezpośrednio problemach komunizmu. Wiedzy na ten temat nie mógł przecież znaleźć w żadnej z oficjalnych publikacji. Obecnie w zmienionych warunkach politycznych, gdy wyciszyły się emocje z okresu rozpadania się strego systemu, książkowe wydanie Dziennika pisanego nocą czytane jest w sposób bardziej wyważony i wnikliwy, punkt ciężkości lektury przesunął się w inną stronę. Czytelnika interesować zaczął bardziej niż dotychczas ów „miniaturowy i ledwo naszkicowany” autoportret pisarza, to co jest w dzienniku autokreacją oraz - kreacją. Zachowanie narratora, jego dyskrecją usprawiedliwiane usuwanie się w cień, pobudza tylko ciekawość odbiorcy i do tym uważniejszych prowokuje poszukiwań.
Każdy dziennik, nawet ten najbardziej - wydawałoby się - szczery, posiada swoje tajemnice. Kryje je oczywiście także Dziennik pisany nocą, już na wstępie intrygujący zagadkowym tytułem. W trakcie lektury budzi się z kolei wątpliwość co do gatunkowej tożsamości dzieła: czy na pewno jest dziennikiem, czy tylko za dziennik się podaje? Sposób, w jaki wątpliwość tę wyjaśnił Krzysztof Pomian we wstępie do francuskiego wydania Dziennika, poprzedzającym na życzenie autora także pierwszą edycję krajową, nie tylko nie likwiduje wrażenia niepewności, lecz poczucie zagadkowości dodatkowo podsyca. Pomian tak oto przesądza tę ważną dla odbiorcy kwestię: „Dokumenty, których nie będziemy przytaczać, pozwalają rozstrzygnąć. Mamy istotnie do czynienia z dziennikiem, nie z powieścią”2. Dziennik pisany nocą powieścią nic jest na pewno, co wyczytać można z samego dzieła. Podobnie poszukiwania odpowiedzi na pytanie, czy jest ono dziennikiem, odbyć się powinny w jego granicach.
Dziennik to forma o niezwykle rozluźnionych rygorach. Jedyną właściwie jego cechę identyfikacyjną stanowi segmentacja wypowiedzi i datowanie poszczególnych zapisów. Każdy z diarys-tów używa tej formy w sobie właściwy sposób, w zależności przede wszystkim od tego, jaki przeznacza dziennikowi do spełnienia cel. Dla pisarzy atrakcyjność diariusza polega na tym, że pozwala na nieograniczoną swobodę mówienia o sobie, a właściwie - o czymkolwiek. Z tego powodu coraz częściej traktowany jest przez twórców jako gatunek literacki zachowujący tylko pozory dokumentu.
By zrozumieć, czym dla Herlinga jest dziennik, wrto najpierw posłuchać, co on sam o tej formie sądzi. Przyjmujemy oczywiście założenie, że wygłasza opinie prawdziwe. W pewnym miejscu Dziennika znajdujemy taką oto refleksję: „[...] dziennik dobry, czy w każdym razie wart czytania, jest ten, w którym pisarz wysuwa tylko co pewien czas czułki ze skorupy. I natychmiast je chowa” (// sierpnia 1974, s. 74). Herling nie gustuje w diariuszach „nazbyt poufnych”. Zarzut nadmiernej intymności w stosunku do dziennika, który z natury swej jest miejscem sekretnych zwierzeń, wydaje się paradoksalny. Herling ma wszakże na uwadze dzienniki podawane do druku, będące już niezupełnie tym samym, co forma macierzysta. Razi go więc konfesja publiczna. Z wielu wypowiedzi pisarza, skierowanych np. przeciwko pornografii, można się zorientować, że broni on w literaturze wartości takich, jak powściągliwość, dyskrecja, tzw. dobry ton. Nie znosi epatowania, mizdrzenia się, schlebiania gustom odbiorców, którzy przyzwyczaili się już do tego, iż wszystko jest „na sprzedaż”. Autorowi Dziennika pisanego nocą chodzi jednak nie tyle o względy moralne, ile o to, że wynurzenia łatwo przeistaczają się w „strojenie min przed lustrem w egoty-czno-publicznym konfesjonale” (27 listopada 1979. s. 339). Konsekwencją szczerości bez granic jest właściwie uzależnienie się autora od odbiorcy. Dotyczy to nawet dziennika prowadzonego na własny użytek, bo i w tym przypadku piszący ma świadomość, że sekretność zapisków jest „względna i terminowa”. Tak więc obnażając się, zakłada zawsze cudzą obecność i choćby bezwiednie podporządkowuje swoje zachowania